one-shot | Grzech / Eryk x Otis

39 0 59
                                    

Eryk, zmęczony swoją marną egzystencją i zmuszony przez okoliczności do jej zmiany wyznaje swoje uczucia Otisowi.

*****

Eryk stawiał na schodach powolne kroki, obciążone jego samotnością.

Nigdy wcześniej mu nie przeszkadzała - zawsze chadzał własnymi ścieżkami, godzinami obmyślał nowe wynalazki i nawet, gdy denerwowała go własna obecność, własny oddech i natrętne, nerwowe myśli, lubił ten mały, odosobniony świat, który dla siebie stworzył.
Dlaczego więc teraz na myśl o spędzeniu w ten sposób reszty wieczności jego organy zdawały się wykręcać z bólu? Dlaczego nawet jego dawni przyjaciele, którzy przecież przeszli to samo co on, byli w stanie odnaleźć sens i szczęście, podczas gdy on widział, jak jego ciało niszczeje, umysł ogarnia mgła, a serce bije leniwie, niemal niewyczuwalnie?

Ostatnie dni Eryk spędził na martwieniu się, że ponownie umiera. Kahlen, widząc go raz w takim stanie, spędziła z nim cały wieczór, zapewniając go, że nic mu nie będzie, a to, co odczuwa to najprawdopodobniej atak paniki. Eryk w to nie wierzył - ze wszystkich byłych Żywiołów to on był najbardziej opanowany, to on musiał ściągać swoich kompanów na ziemię i twardo po niej stąpać. Nie mógł utracić spokoju i koncentracji nawet na chwilę i poza okazjonalnymi wybuchami gniewu nigdy by się nie przyznał, że wewnątrz słyszy ciągłe krzyki i wołanie o pomoc.

Wołanie, żeby ktoś zauważył, że sobie nie radzi.

Oparł się czołem o drzwi, zamykając oczy. Starł z twarzy strumyki łez i łamiącym się głosem, dalej niosącym w sobie resztki płaczu, wydusił z siebie:

- Kahlen?

Cisza.

- Nie wziąłem klucza, możesz... - głos stanął mu w gardle, dopóki nie odchrząknął, przeklinając w myślach swoją słabość. - Otworzysz? - W tym pytaniu oprócz nadziei i zmęczenia dało się usłyszeć nutę desperacji. Eryk nie chciał teraz nikogo widzieć, nikomu się przyznawać do odczuwanych emocji. Pragnął jedynie zwinąć się w kłębek na kanapie przyjaciółki i spędzić tam kolejny dzień, ograniczając swój świat do rutyny, w której się znalazł.

Zza drzwi dobiegł go dźwięk szurania czymś o ziemię i przekręcanego w zamku klucza. Eryk w porę się odsunął, żeby nie runąć wprost na dziewczynę, gdy pociągnęła za klamkę. Kahlen posłała mu spojrzenie, w którym odczytał jedynie kolejne zmartwienie jego osobą. Wystarczyło mu, że River obchodził się z nim jak z jajkiem, uważając, by podczas ich krótkiej rozmowy na ślubie nie zahaczyć o drażliwe tematy. Teraz miał do tego przed sobą jedyną osobę, która wiedziała o jego stanie i przed którą nie mógł się ukryć.

- Wyglądasz jeszcze gorzej, niż zanim poszedłeś na ten ślub - powiedziała tonem niby obojętnym, jak gdyby odgrywali już przedtem tę scenę i żadne z nich nie miało siły na improwizację.

- Dzięki.

Kahlen westchnęła cicho, odprowadzając chłopaka zatroskanym, mimo wszystko, wzrokiem, gdy ten przemknął obok niej i opadł na kanapę. Wiercił się chwilę, walcząc z kocem, aż z zawiniętego w kokon materiału wystawały tylko jego zaczerwienione oczy i nos.

Kahlen nie była w stanie pojąć, jak w ciągu kilku miesięcy z mierzącego ponad dwa metry, aroganckiego, zadufanego w sobie elfa o sile przywódcy i iskrze w oku jej lokator zmienił się w zmarniały cień osoby, którą dawniej był. Zdawał się topić w kocu, który kiedyś nie starczał mu na przykrycie swojego długiego ciała bez narażania stóp na zmarznięcie.

- Mógłbyś przynajmniej najpierw ściągnąć buty? I płaszcz? Robisz z mojego domu jakiś burdel.

Eryk ugryzł się w język, żeby nie palnąć jakiejś głupoty w odpowiedzi. Zdjął jedną nogą prawy but, szarpiąc się z nim lekko, gdyż był ciasno zawiązany, a potem przystąpił do siłowania się z lewym. Kopnął oba buty pod drzwi, w które z hukiem uderzyły. Nie miał siły odwinąć się z koca. Zmęczone oczy spotkały wzrok Kahlen.

❝PŁONĄCA FALA❞ Serce EteruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz