one-shot | To, co słuszne / Eryk x Otis

57 1 63
                                    

Nasze ulubione żywe duo spotyka się po paru latach.

(***)

Zapach jaśminowej herbaty, kołyszące się na wietrze ozdoby, obracające się koła zębate, szczekające w kontakcie ze sobą; sklep "Piorun i Grzmot" gotowy był na klientów, którzy prędko ustawiali się w kolejce po najnowsze wynalazki, eliksiry i ziołowe napary.

Za ladą wysoka postać obsługiwała pierwszych gości. Skrupulatnie podliczyła monety, wsunęła je do najmniejszej szufladki i posłała zadowolonemu mężczyźnie wdzięczny uśmiech. Czarodziej, po odebraniu swoich zakupów, wyszedł ze sklepu, stanął na środku ulicy i krzyknął:

- Nie ma lepszego sklepu niż ten, tutaj, u mojego drogiego przyjaciela, Eryka! Kupujcie, kupujcie wszyscy! Eryk was nie zawiedzie.

Właściciel sklepu słyszał jeszcze przez kilka sekund zanikający głos nieznajomego i z trudem ukrywał śmiech. Nie spodziewał się, że wystarczy sprzedać komuś "eliksir na wielką brodę", by stać się jego przyjacielem.

Słowa czarodzieja wyraźnie poruszyły tłum, który zdawał się napierać na drzwi sklepu z ogromną niecierpliwością. Sprzedawca ruchem dłoni zachęcił kilka osób do wejścia, co sprawiło, że sklep zaraz wypełnił się tyloma istotami, ile było w stanie zachłannie przepchnąć się do środka w kilka sekund. Eryk westchnął i klasnął dwukrotnie, uciszając przynajmniej część zgromadzonych.

- Proszę uważać na przedmioty na wystawie, za wszelkie zniszczenia będą państwo ścigani! - krzyknął, uśmiechając się - być może zbyt szeroko, lecz mimo treningu, czasem nie wychodziło mu artykuowanie, że jego słowa to nie groźba, a przyjazne przekomarzanie. Wolał z tego powodu przesadzić, niż narazić się na oskarżenia o grożenie klientom.

Po wielu udanych sprzedażach, wymienionych śmiechach i odbytych rozmowach, sklep powoli opróżniał się i jedynie ostatni, lubiący nocny klimat klienci oglądali wystawę. Co jakiś czas Eryk słyszał delikatny dźwięk zawieszonego w drzwiach dzwonka. O tak późnej porze mało kto coś kupował, w większości był to czas przyjemnej ciszy i szeptu między odwiedzającymi na temat "która herbata lepiej pachnie".

Eryk podliczał monety, przysypując je do metalowej skrzyni, zamykanej na klucz, gdy usłyszał cichy, choć pewny głos:

- Przepraszam, widział pan mojego przyjaciela, elf około takieeego wzrostu, wiecznie poważny?

- Jakiego wzrostu? - spytał, zdezorientowany, unosząc wzrok na klienta.

- O, takiego. - Mężczyzna uniósł dłoń na poziom czoła Eryka. Ten, spojrzał na dłoń, potem na stojącego przed nim człowieka, aż w końcu ich oczy się spotkały. - Witaj.

Eryk upuścił monety i wyszedł powoli zza lady, trzymając się jej, jakby szukał w twardym drewnie potwierdzenia, że widzi przed sobą to, co widzi. Niższy od niego mężczyzna o bladej skórze i kościstej sylwetce uśmiechał się cały czas, nie spuszczając wzroku z elfa. Eryk poświęcił przyglądaniu się mu jeszcze kilka sekund, aż w końcu podszedł bliżej, wyciągnął rękę, a wampirzy przybysz nie zawahał się ani na chwilę, nim zamknął go w ciasnym uścisku.

- Wróciłeś! - Eryk nie ukrywał swojej radości i odsunął się na chwilę od wampira, kładąc mu dłonie na ramionach i ściskając go mocniej, jakby bał się, że zaraz zniknie. Jego wzrok nie mógł skupić się na pojedynczym punkcie i skakał z podziurawionej, czarnej koszuli towarzysza, do jego szczupłych ramion, szyi, ust i w końcu, oczu. Elf dalej nie dowierzał, że to nie jeden z jego snów. Poluzował swój chwyt i przeniósł lewą dłoń wyżej, wędrując nią powoli do czubków ciemnych, długich włosów. Zawsze je uwielbiał - ich mrok przypominał mu nocne niebo i nie wierzył w metafory o czarnej duszy Otisa. W jego oczach był pozaziemską istotą, w której wyglądzie wszystko przypominało i żyło kosmiczną przestrzenią. - Jesteś prawdziwy.

❝PŁONĄCA FALA❞ Serce EteruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz