0.20 Tylko głupi by się nie cieszył

121 7 12
                                    

 
       Stwierdziłam, że ten rozdział będzie czystą niespodzianką.

TW

Ten rozdział nie jest odpowiedni dla wrażliwych czytelników.

Czytacie na własną odpowiedzialność

Notka odemnie na dole

                           ★★★

        Od ostatnich wydarzeń minęły dwa tygodnie. Mamy połowę grudnia, a w Kalifornii jest pogoda taka, jak co najwyżej w jesień. Oczywiście mówię tu o takiej jesieni, jaka jest na moim kontynencie. Zawsze, jak gdzieś wychodzę ubieram tylko bluzę lub sweter i to takiej średniej grubości. Powód dla którego nie mam zamiaru się przeprowadzać? Pogoda.

    Jednak mimo pogody, która nie jest zła i można by było wyjść na dwór, ba! Mogłabym iść do przyjaciół i nieco się zintegrować, ale nie chciało mi się wyjść z łóżka, w którym miałam wszystko, czego na tę chwilę było mi trzeba. Tego było mi trzeba, jak pieprzonego powietrza. Potrzebowałam tego, by poradzić sobie z trudami na mojej drodze życia. Życia, które sama sobie psuję? Bo tak ostatnio usłyszałam od swojej starszej siostry, która mówiła mi swoje mądrości i z reguły jej nie słuchałam, ale to zdanie zapamiętałam. Zapamiętałam je, bo widziałam łzy w jej oczach. Nie powiem, że nic nie poczułam, nawet mając pustkę w sercu i brak energii, zabolało mnie to, jak zaczyna się o mnie martwić. Bo nikt na to nie zasługiwał. Nikt nie wiedział, że ludzie zaczną się martwić o dziewczynę, która ponoć nie miała żadnych problemów.

    Poprzedniej nocy zdecydowanie przegięłam z tabletkami paracetamolu. Nie czułam swojego ciała. Nie czułam żadnej części swojego ciała. Czy byłam głęboko zanurzona w zimnej wodzie i nie wiedziałam, jak pozbyć fal, tych emocji powracających do mnie, jak bumerang? Nie miałam pojęcia i to mnie frustrowało, że nie umiałam poradzić sobie z uczuciami. Wpajano nam, że emocje są ważne. Prawda była taka, że nadmierne odczuwanie emocji nie wpływało na nas dobrze. Młodzi ludzie z burzą hormonów, różnych uczuć, tych lepszych i tych o wiele gorszych i odsetek ludzi zmagających się z chorobami na podłożu psychicznym. O takich ludziach się rozmawiało po cichu, ale nigdy nie uczestniczyłam w takich rozmowach, bo nie widziałam sensu. Teraz, mogłabym stać kimś zupełnie innym i mówić o uzależnieniach, jakby mnie w ogóle nie dotyczyły.

     To, co się ze mną działo po wzięciu jakichkolwiek narkotyków, nie można było racjonalnie wytłumaczyć. Za pierwszym razem była na tyle otumaniona, że nie wiedziałam, gdzie się znajduję, a potem usnęłam. Później nastały dni w których niby czułam się normalnie, ale kiedy co rano, patrzyłam w lustro, moje oczy były błędne. Byłam po prostu na haju. Pytałam siebie, do czego to doszło, że nie widziałam w sobie osoby uzależnionej od narkotyków. Ja tego nie widziałam. Cóż, matka mówiła mi, że widzi, iż nie mam dużo energii, raz jestem szczęśliwa do granic możliwości, a za drugim razem wyglądam, jak człowiek pogrążonych w smutku przez całe dnie. Słyszałam, że jestem bledsza, mam bardzo mocno widoczne wory pod oczami i że schudłam. Nie wchodziłam na wagę, by się o tym przekonać na własną rękę, bo za każdym razem, jak widziałam te głupie cyferki na małym, prostokątnym ekraniku, wpadałam w lekką panikę. Chciałam, wtedy schudnąć. Chciałam schudnąć, żeby z czystym sumieniem powiedzieć sobie raz, że jestem piękna. Tak po prostu, bez powodu. Nie potrafiłam tego zrobiłam.

     Byłam przeciętna i to bardzo. Dostawałam uwagi, że schudłam to udawałam, że nie słyszę. Nie chciałam żeby te dwie cyferki na wadzie, plus gramy, zaczęły od nowa wchodzić na głowę. Nie byłam wystarczająco dobra. Może teraz, leżąc w łóżku, wydawałam się normalną nastolatką, która odsypia szkołę? Był jeden, mały różniący szczegół. Nie byłam już tą samą dziewczyną, co jeszcze w wrześniu. O boże, codziennie odkrywałam swój charakter na nowo. Zaskakiwałam siebie codziennie, moją matkę, która nic nie wiedziała ani o problemie Ellen ani o moim. Jaką byłam matką? Kochała nas. Kochała nas za ojca i babcię. Jason Evans był w pracy, którą odzyskał niecałe dziesięć dni temu i jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy przyjęli go na tą samą posadę, a nawet chyba lepszą niż kiedyś. Ellen oznajmiła mi o ósmej trzydzieści, że idzie na trening i bałam się ją puścić samą, ale po dłuższych rozmyśleniach w głowie, wiedziałam, że już nie ma się czego bać. Ona tak aktywnie spędzała, podczas gdy ja nie miałam siły, by wstać z łóżka. Znaczy miałam siłę, ale nie na dłuższą metę, żeby przechadzać się po domu, jak to miałam w zwyczaju ze słuchawkami, śpiewając piosenki mojego dzieciństwa lub takie, które dawały mi klimat wakacji. Nie miałam niczego w planach, nie wiedziałam, co będę robić za godzinę, za dwie. Mój telefon nie wydawał z siebie żadnych dźwięków, co świadczyło o braku powiadomień i o braku jakichkolwiek nieodebranych połączeń. Nawet jeśli by ktoś do mnie napisał czy zadzwonił, musiałabym zakładać na twarz maskę, starać się nie chwiać przy każdym kroku. Mogłam wyjść z domu oczywiście, ale Jasmine Evans Wilson musiała stwarzać tak zajebiście dopracowane pozory, bo jest córką Helen. Kobieta, ta na pewno hańbiła by ze mnie, nie uroniłaby pewnie ani jednej łzy, jeśli by mnie tutaj nie było. Byłam niewdzięczna, Może płakała by tak, że ktoś musiałby ją trzymać w swoich ramionach z całych sił. Marzenia o tym, żeby zapaść się pod ziemię, lekko mnie zaniepokoiły. Nawet mnie, a ja sama chciałaby po prostu zniknąć. Dzieje się za dużo, choć w grudniu jest nad wyraz spokojnie. Och, to przecież tylko pozory.

Devil Soulmate 【 ZAKOŃCZONE 】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz