Rozdział. 2 Why are you ruining my life?!

260 14 4
                                    

Usiadłam na kanapie naprzeciwko Jake'a.
- Muszę ci wszystko wytłumaczyć. - Powiedział przerywając ciszę.
- Wypadałoby. - Powiedziałam kipiąc złością.
- Ten list był głupi. Nie chciałem tak tego załatwić. Mój tata...
- Nie zwalaj winy na swojego tatę. Nie masz za grosz szacunku. - Powiedziałam przerywając mu.
- Pozwól mi dokończyć. - Powiedział. Kiwnęłam głową. - Mój tata naprawdę dostał bardzo interesującą propozycję. Mieliśmy wyjechać dzisiaj w nocy, ale pani informująca nas o locie pomyliła daty i dlatego tu jestem. Jadę jutro.

Spojrzałam na niego i rozumiałam, że ta rozłąka jednak będzie ciężka. On wyjeżdżał! Miałam wielki problem, bo po prostu przywiązałam się do niego. Miał jutro wyjechać. Chociaż go nie kochałam, stał się moim przyjacielem.

- Ja wiem, że byłaś ze mną tylko dlatego, bo wszyscy tego oczekiwali. Najpopularniejszy chłopak w szkole zaczął spotykać z najpopularniejszą laską w szkole. Jednak wiem, że nadal mnie kochasz tak ja kocham ciebie. Pamiętasz? Jak siostra i brat.

Nie wytrzymałam. Wstałam z kanapy i podbiegłam do niego. Usiadłam mu na kolanach i mocno się przytuliłam.
- Kocham cię. - Powiedziałam. - Jak brata, ale kocham.
- Ja ciebie bardziej.

...

Razem z Jake'iem rozmawialiśmy przez całe popołudnie. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego przyjaciela. Oglądaliśmy albumy ze zdjęciami. Rose i Jake mają urodziny. Rose i Jake idą do szkoły. Rose i Jake kończą szkołę podstawową. Rose i Jake idą do kina. Rose i Jake kłócą się. Rose i Jake - pierwsze zdjęcie jako para. Znaliśmy się od zawsze. Urodziliśmy się tego samego roku, oboje w maju, tylko, że ja byłam starsza o dwanaście dni. Mama zawsze powtarzała, że jesteśmy dla siebie stworzeni, ale my nigdy nie czuliśmy tego samego. Zawsze byłam dla niego tylko siostrą, której nie miał, a której potrzebował.

- Muszę już się zbierać. Mówiłem rodzicom, że nie będzie mnie max. dwie godziny, a oboje wiemy, że siedzę u was dłużej. Zresztą muszę się pożegnać z kumplami. - Powiedział, po czym pocałował mnie w czubek głowy i wstał z kanapy, na której siedzieliśmy i oglądaliśmy jakiś film.
Zresztą to było trochę bez sensu, ponieważ, ani ja, ani Jake nie wiedzieliśmy nawet o czym jest ten film. Po prostu cieszyliśmy się swoją obecnością.
- Czyli tak właśnie wygląda nasze rozstanie? - Zapytałam jakby retorycznie.
Jake usiadł na brzegu mojego łóżka, a ja dołączyłam się siadając obok niego. Chłopak westchnął czując moją obecność na co ja zareagowałam przytulając go jeszcze raz. Oboje tego potrzebowaliśmy. Naszą chwilę przerwała Emma, która przyszła przedyskutować nasze wspólne wakacje. Kochałam ją jeszcze bardziej niż mojego braciszka - Jake'a, ale czasami naprawdę nie miała wyczucia. Zobaczyła nas i również dołączyła się do przytulasa.
- Co tu robi ten palant? - Zapytała mnie szepcząc.
Nigdy nie lubiła Jake'a. On jej również. On zawsze dla niej był, jest i będzie palantem, a ona dla niego zawsze była, jest i będzie gówniarą. No cóż, tego już nie zmienię.
Zauważyłam, że twarz Jake'a zrobiła się czerwona jak burak, co znaczyło, że usłyszał zaczepkę ze strony Emmy.
- Dlaczego mnie dotykasz gówniaro! - Krzyknął.
- Odwołaj to palancie. - Odkrzyknęła Emma.
Jake natychmiast wstał, a my razem z nim. Wszyscy zaśmialiśmy się, a ja i Emma pożegnałyśmy Jake'a.
- Trzymaj się Rosi,a ty Collins... lepiej nie. - Powiedział. Zachichotałam, ale trwało to dość krótko, ponieważ chwilę później Emma posłała mi piekielne spojrzenie.
- Ty też się trzymaj Morgan. - Powiedziała z nutką rozdrażnienia. Zeszliśmy na dół i obie odprowadziłyśmy chłopaka do drzwi.
- Nie zapomnij o nas. - Krzyknęłam za nim kiedy wyszedł z mojego domu i kierował się do samochodu.
Spojrzał na nas, uśmiechnął się i kiwnął głową.
Kiedy odjechał już nie czułam rozpaczy tylko radość, którą powiększyła Emma.
...
- Dzień dobry pani Roberts. Co panią tutaj sprowadza. Moja dziewczynka nie zdała? - Powiedziała mama witając panią Roberts.
Ja i Emma schowałyśmy się na schodach i podsłuchiwałyśmy. Emma jako trochę niezdarna dziewczyna schodząc schodek niżej poślizgnęła się i spadła na sam dół.
Mama i pani Roberts popatrzyły na nas jako na niedojrzałe, małe dziewczynki. Od razu się zawstydziłam, co zauważyłam tez u Emmy, która nadal siedziała przy schodach.
- Co wy tutaj robicie, dziewczynki? - Zapytała pani Roberts spoglądając na mnie wzrokiem mówiącym "Chciałam porozmawiać z twoją mamą, a ty wszystko zniszczyłaś". Naszczęście nie powiedziała tego i nie zwracając uwagi na to czy nadal tu jesteśmy czy nie poszły do salonu porozmawiać. Ja natomiast szybko pobiegłam do kuchni po lód, żeby przyłożyć w zranioną nogę Emmy. Wzięłam także maść, oraz lek przeciwbólowy. Przy okazji wzięłam jakieś owoce i sok. Kiedy wyszłam z kuchni, zauważyłam, że Emma już weszła sama na górę. Miałam nadzieję, że ranka nie jest bardzo poważna.
- Co tu robi pani Roberts? - Zapytała kiedy weszłam do pokoju.
- A jak myślisz? - Odparłam.
Emma spuściła głowę i już nic nie powiedziała. Podałam jej lód, a sama zrobilam okład, który potem przełożyła sobie do rany.
- Nadal ci nie pozwala.- Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
- I myślę, że nigdy się nie ugnie. Jest uparta tak samo jak ja, albo raczej odwrotnie, ja tak samo jak ona, ale ja bym tak nie postępowała.
Emma przytuliła mnie i wtedy po raz pierwszy tamtego dnia poczułam, że moja Emma mnie rozumie jak nikt inny. No i to jak ja bardzo ją kocham.
- Bardzo boli? - Zapytałam
- Nie jest tak źle. Sama wiesz. Bywało sto razy gorzej. - Zaśmiałam się. Miała rację.
-... Nie ma pani co do roboty to może niech pani sobie znajdzie jakieś ciekawsze zajęcie, a nie zawraca mi pani głowę. - Krzyknęła mama.
Drzwi były uchylone, więc obie słyszałyśmy wszystko co powiedziała. Zbiegłam na dół, sprawdzić czy pani Roberts jeszcze żyje, ale nie myślałam, że z mamą jest, aż tak źle.
- Do widzenia stara krowo. - Krzyknęła za panią Roberts, która jeszcze stała w naszym holu.
- Mamo co się stało? - Zapytałam.
- O tu jesteś. Jak mogłaś?! No odpowiedz mi! Dlaczego zwracasz mi głowę tym babskiem?!
- Spojrzałam na nauczycielkę, która spoglądała na mnie wzrokiem pełnym współczucia i smutku, a także zawodu. Zawiodła się sama na sobie! A najgorsze było to, że tylko niepotrzebnie tutaj przyszła.
- Przykro mi skarbie, ale nie udało mi się po raz kolejny. Zawiodłam cię, przepraszam, ale nie umiem jej przekonać. - Powiedziała, a potem otworzyła drzwi i poszła.
Spojrzałam się na moją matkę, która tak samo jak ja kipiła złością. Jednak obie byłyśmy źle o co innego.
Nagle poczułam ciepłą rękę, która złapała mnie za koszulkę jakby chciała mnie odciągnąć od wojny. Ale Emmo wojna była w tym momencie konieczna. Podeszłam do kobiety, która stała trochę dalej i wygarnęłam jej.
- Nienawidzę cię ty...ty...ty debilko! Ty egoistko! Samolubie! Ty narcyzie cholerny! Nic dla mnie nie znaczysz! Jesteś dla mnie niczym! Jesteś najgorszą osobą jaką kiedykolwiek w życiu poznałam! Jesteś najgorszą matką! Myślisz tylko o tym co ty dla mnie chcesz, a nie co ja chcę dla siebie! Rujnujesz moje życie! Nienawidzę! - Moja mama stała tylko i patrzyła się na mnie nie wiedząc co robić, a ja natychmiast pobiegłam do pokoju, gdzie momentalnie się rozpłakałam. Nie pamiętam, w którym momencie, jakaś ciepła, znajoma ręka zaczęła głaskać mnie po włosach.

Hey Angel {H.S.} ✔Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz