Rozdział 5 - Uwięzieni wśród słodkości

74 4 3
                                    

Super — pomyślała Aurélie. — W ciągu jednego tygodnia jestem świadkiem dwóch zaakumowań. No po prostu perfekcyjnie.

Tymczasem zaakumowana pani Sucreceur rozłożyła szeroko ręce w bliżej nieokreślonym celu. Jej strój wyglądał, jakby był zrobiony z najróżniejszych rodzajów słodyczy: pierś została pokryta watą cukrową, na brzuchu, łokciach i kolanach miała kostki czekolady. Główny materiał wyglądał jak karmel — miękki i jasnobrązowy. Do ubrania miała przyklejone rozmaite rodzaje słodyczy, w tym cukierki i ciastka. Włosy kobiety przybrały barwę mleka, a na jej głowie pojawił się dziwaczny kapelusz przypominający kształtem muffinkę. Poza tym nie zmieniła się zbytnio, choć twarz miała umazaną najpewniej lukrem i kolorową posypką. W połączeniu z mściwym uśmiechem malującym się na jej twarzy wyglądało to dosyć groteskowo.

Aurélie zastanawiała się, co zrobić. Najlepiej chyba uciec. W końcu nie chciała powtórki z wtorku. Lecz zanim wymyśliła cokolwiek sensownego, Bruno znalazł się tuż przed kobietą.

— Mamo, co się z tobą dzieje? — zapytał.

— Oj, nie mamuj mi tutaj — ofuknęła go. — Teraz jestem Wielką Cukierniczką! Pokażę całemu Paryżowi, że nasze słodycze są najlepsze!

— I co? To z powodu jakiejś pojedynczej babci, której nie zasmakowały? — zdziwił się chłopak. Wiedział, że jego matka miała obsesję na punkcie tej cukierni, ale nie, że aż tak bardzo. — To jej problem!

— Ale na pewno nie tylko ona tak sądzi! Dlatego muszę udowodnić Paryżowi, że nasze słodycze są najlepsze!

Zaczęła iść w stronę wyjścia, lecz Bruno chwycił ją za rękę.

— Mamo, to naprawdę nie jest dobry pomysł.

— A skąd ty wiesz, co jest dobrym pomysłem, co?

Wyrwała rękę z jego uścisku i zaczęła iść dalej. Aurélie dopiero teraz zareagowała. I choć przysięgła sobie, że nie będzie się pakować w tarapaty, stanęła przed wyjściem z rozłożonymi rękami. Nie wiedziała, czy to przyniesie jakikolwiek efekt, ale przynajmniej nie będzie mogła się oskarżać o to, że nic nie zrobiła.

— Nie pozwolę pani przejść.

— Oj tam, nie obchodzi mnie, czy pozwolisz, czy nie. — Pani Sucreceur podeszła do Aurélie i odepchnęła ją od wyjścia. Trzeba było przyznać, że była z niej silna kobieta, a w zaakumowanej formie to już szczególnie.

Dziewczyna zachwiała się i straciła równowagę. Uderzyłaby w podłogę, gdyby nie Bruno, który zareagował dostatecznie szybko i ją złapał. Jednak przez to nie zdołał powstrzymać Wielkiej Cukierniczki przed opuszczeniem budynku. Drzwi zdążyły się zamknąć, o czym doskonale dał znać dzwonek zawieszony nad nimi.

Aurélie poczuła się nieco niekomfortowo, leżąc w ramionach Brunona. Wstała i otrzepała spódniczkę, choć nie była szczególnie zabrudzona. Spojrzała na zewnątrz przez szybę w drzwiach.

— Jak myślisz, co powinniśmy zrobić? — zapytała.

— Najrozsądniejszą opcją jest chyba zostanie tutaj — odparł Bruno.

— No, chyba tak... — Aurélie jednak jakoś źle czuła się, wyobrażając sobie, że miałaby tu po prostu siedzieć i nic nie robić. Choć co miałaby właściwie zrobić? Wyjście na zewnątrz i narażenie się na atak było bez sensu. Choć z drugiej strony... — W sumie to twoja mama jedyne, co zrobiła, to się przez nas przedarła do wyjścia...

— W sumie nic jej nie zrobiliśmy, więc nie ma powodu, aby nas atakować... — powiedział w zamyśleniu Bruno. — Zamierzasz to wykorzystać, prawda?

Naturalny wróg. Księga 1: MuchaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz