*8

3 0 0
                                    

- Coś Cię martwi? – pyta Aghwang, wbijając we mnie świdrujące spojrzenie seledynowych oczu. Bez wahania otwieram usta, by opowiedzieć jej o Javynie. Mogę się jej zwierzyć ze wszystkiego.

- Tak, Mamo Aghwang – mówię, lekko rozdrażnionym tonem. Opowiadam jej o wszystkim, łącznie z moją obawą przed gniewem Shatsy. Gdy mówię, kobieta kiwa zrozumiale głową a na koniec mruczy.

- Skoro młody Javyn widzi w twojej siostrze atrakcyjną kobietę, nic na to nie poradzę. Źle zrobiłaś, uderzając go, ponieważ dla Shatsy jest on najważniejszy i nasz wódz zrobi wszystko, by pomścić jego krzywdę.

Patrzę na nią błagalnie, a ona opiera łokieć na bambusowym stołku, na którym sporządzała miksturę.

- Spróbuję przekonać Shatsę, by oszczędził Waszą rodzinę. Myślę, że najlepsza pora żeby to zrobić, będzie podczas dzisiejszego święta Ikhonulwa – mówi w zamyśleniu Aghwang. Patrzę na nią w osłupieniu. „Święto Ikhonulwa?" – myślę zdezorientowana. Nie kojarzyłam nic, co miałoby taką nazwę. Nagle w mojej głowie rozbrzmiewa głos ojca podczas naszego dzisiejszego, wspólnego posiłku.

- Nie mogę się doczekać Ikhonulwa! Jestem ciekaw, co zaprezentuje Buru – jeśli spróbuje mnie pokonać w strzelaniu z kuszy, to się srogo zawiedzie!

Święto Ikhonulwa było świętem odprawianym przez mój lud raz do roku, pod koniec pory deszczowej. Ze słów ojca wywnioskowałam, że polega na prezentowaniu przez zawodników różnych umiejętności i przyjaznym wymienianiu się radami i naukami. Pokazy bacznie obserwował wódz, by wręczyć temu, kogo prezentacja najbardziej mu zaimponuje, skórę z lampartusa. Najbardziej popularną formą była walka na różne sposoby, ale pokazy tkania, celnego rzucania oszczepem, czy produkowania trzcinowych ozdób też były mile widziane.


Opowiadanie IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz