Parkujemy przy dość dużej posesji na środku której znajduję się duży, trzypiętrowy dom z wieloma oknami. Marszczę brwi i wychodzę z samochodu, a Ryan robi to samo. Widzę, że jest bardzo zdenerwowany: przez prawie dwugodzinną podróż zamienił ze mną kilka krótkich zdań. Podchodzi do mnie i cicho wzdycha, a później wchodzi na posesję. Idziemy do drzwi żwirową, jasną ścieżką która chrupie pod naszymi butami.
-Nie wiem czy to dobry pomysł-rzuca gdy stoi już pod drzwi. Wzdycham i pukam kilka razy w drewnianą powłokę nim ten zdąży się rozmyślić. Z zewnątrz dociera do mnie kilka dziecięcych głosów, ale w dalszym ciągu nie wiem kto tam mieszka. I dopiero gdy drzwi otwiera nam starsza siostra zakonna ubrana w długi, czarno biały habit doskonale wiem gdzie jesteśmy.
Dom dziecka.
Pamiętam z opowiadań Ryana, że został wychowany przez siostry zakonne, ale nie miałam pojęcia, że jedziemy właśnie tam. Teraz wszystko rozumiem.
-Witam-oddzywa się zachrypniętym głosem i marszczy brwi.-byli może dziś państwo umówieni na spotkanie?
-To ja proszę siostry-mruczy cicho mężczyzna.-Ryan.
Starsza kobieta spogląda na niego, a po chwili robi wielkie oczy i zamiera.
-Ryan?-duka.-a co ty tutaj robisz? Wybacz, nie poznałam cię. Trochę...się zmieniłeś.
-Siłownia i te sprawy-uśmiecha się delikatnie.-mógłbym wejść?
-Przeważnie nie wpuszczamy tutaj obcych osób, ale niech ci będzie. Czekaj-dodaję nie wpuszczając nas do środka. Ryan wzdycha i rozkłada ręce oraz nogi, a siostra zakonna podchodzi do niego. Z szokiem obserwuję jak sprawdza go od stóp do głów zapewne szukając jakiś niebezpiecznych przedmiotów.
-To możemy już wejść?-pyta zirytowany.-nie mam żadnych noży. Zmieniłem się.
Noży może i nie. Ale pistolet to już inna sprawa.
Siostra zakonna kiwa głową i wreszcie wpuszcza nas do przestronnego holu.
-Nie było mnie tu kilka lat-wzdycha mężczyzna i rozgląda się dookoła. Zauważam dwie dziewczynki w warkoczach ubrane w czarne spódnice i białe koszule które rozmawiając o czymś idą schodami na górę. Zerkam na Ryana, a potem na siostrę zakonną stojącą obok nas.
-Niestety muszę was zostawić bo mam dyżur na stołówce-oznajmia i zerka na mężczyznę.-bez żadnych numerów.
-Nie mam już piętnastu lat-warczy zaciskając mocno ręce w pięści.-przyszedłem tylko w jednym celu.
-Tak tak-kobieta macha ręką, a potem idzie wzdłuż długiego korytarza i znika za masywnymi drzwiami. Ruszam więc za Ryanem mijając kilka innych dzieci w różnym wieku. Dziewczyny ubrane w eleganckie koszule i spódnicę oraz chłopaków ubranych bardzo podobnie, tyle że zamiast spódnic mieli czarne spodnie.
-Od zawsze obowiązywały tu takie...mundurki?-pytam zdziwiona.
-Odkąd pamiętam-przytakuję.-kiedyś dziewczynki mogły chodzić w spodniach, ale widzę, że teraz nie.
-I zawsze muszą chodzić tak elegancko ubrane?
-W weekendy mogą ubierać się luźniej-tłumaczy i prowadzi mnie schodami na górę. Chłopak, maksymalnie w wieku ośmiu lat posyła nam zdziwione spojrzenia, ale mija nas i szybko znika nam z oczu.
-Rygorystyczne zasady-komentuje.
-Zdążyłem się już przyzwyczaić-wzdycha zerkając na mnie przez ramię.
-Biedne dzieci-wzdycham.-nie mają rodziców i muszą tutaj czekać na nową rodzinę adopcyjną.
-Mało kto decyduję się na sieroty-szepczę wchodząc na pierwsze piętro. Mijamy całe mnóstwo drzwi które zapewne są od pokojów dzieci. Dominują tutaj ciemne kolory: brązowe ściany, drzwi zrobione z ciemnego drewna oraz różne obrazy wiszące na ścianach sprawiają, że lokal nie wygląda jak dom dziecka. Bardziej jak jakieś muzeum z obrazami i rzeźbami w każdym rogu domu-nawet gdy chcą kogoś adoptować gdy poznają dzieciaka bliżej albo wiedzą jak ciężkie są kroki do adopcji od razu zmieniają zdanie.
CZYTASZ
Dotyk diabła
RomanceJedna noc potrafi zmienić wszystko... Erica do niedawna wiodła spokojne życie i miała wszystko czego zapragnie: kochającego narzeczonego, rodzinę i bezpieczeństwo. Jeden moment, jedna niepozorna noc sprawiła, że życie tej młodej kobiety całkowicie...