Rozdział 25

5.6K 141 16
                                    

Parkujemy przy dość dużej posesji na środku której znajduję się duży, trzypiętrowy dom z wieloma oknami. Marszczę brwi i wychodzę z samochodu, a Ryan robi to samo. Widzę, że jest bardzo zdenerwowany: przez prawie dwugodzinną podróż zamienił ze mną kilka krótkich zdań. Podchodzi do mnie i cicho wzdycha, a później wchodzi na posesję. Idziemy do drzwi żwirową, jasną ścieżką która chrupie pod naszymi butami. 

-Nie wiem czy to dobry pomysł-rzuca gdy stoi już pod drzwi. Wzdycham i pukam kilka razy w drewnianą powłokę nim ten zdąży się rozmyślić. Z zewnątrz dociera do mnie kilka dziecięcych głosów, ale w dalszym ciągu nie wiem kto tam mieszka. I dopiero gdy drzwi otwiera nam starsza siostra zakonna ubrana w długi, czarno biały habit doskonale wiem gdzie jesteśmy.

Dom dziecka.

Pamiętam z opowiadań Ryana, że został wychowany przez siostry zakonne, ale nie miałam pojęcia, że jedziemy właśnie tam. Teraz wszystko rozumiem.

-Witam-oddzywa się zachrypniętym głosem i marszczy brwi.-byli może dziś państwo umówieni na spotkanie?

-To ja proszę siostry-mruczy cicho mężczyzna.-Ryan.

Starsza kobieta spogląda na niego, a po chwili robi wielkie oczy i zamiera.

-Ryan?-duka.-a co ty tutaj robisz? Wybacz, nie poznałam cię. Trochę...się zmieniłeś.

-Siłownia i te sprawy-uśmiecha się delikatnie.-mógłbym wejść?

-Przeważnie nie wpuszczamy tutaj obcych osób, ale niech ci będzie. Czekaj-dodaję nie wpuszczając nas do środka. Ryan wzdycha i rozkłada ręce oraz nogi, a siostra zakonna podchodzi do niego. Z szokiem obserwuję jak sprawdza go od stóp do głów zapewne szukając jakiś niebezpiecznych przedmiotów.

-To możemy już wejść?-pyta zirytowany.-nie mam żadnych noży. Zmieniłem się.

Noży może i nie. Ale pistolet to już inna sprawa.

Siostra zakonna kiwa głową i wreszcie wpuszcza nas do przestronnego holu. 

-Nie było mnie tu kilka lat-wzdycha mężczyzna i rozgląda się dookoła. Zauważam dwie dziewczynki w warkoczach ubrane w czarne spódnice i białe koszule które rozmawiając o czymś idą schodami na górę. Zerkam na Ryana, a potem na siostrę zakonną stojącą obok nas.

-Niestety muszę was zostawić bo mam dyżur na stołówce-oznajmia i zerka na mężczyznę.-bez żadnych numerów.

-Nie mam już piętnastu lat-warczy zaciskając mocno ręce w pięści.-przyszedłem tylko w jednym celu.

-Tak tak-kobieta macha ręką, a potem idzie wzdłuż długiego korytarza i znika za masywnymi drzwiami. Ruszam więc za Ryanem mijając kilka innych dzieci w różnym wieku. Dziewczyny ubrane w eleganckie koszule i spódnicę oraz chłopaków ubranych bardzo podobnie, tyle że zamiast spódnic mieli czarne spodnie.

-Od zawsze obowiązywały tu takie...mundurki?-pytam zdziwiona.

-Odkąd pamiętam-przytakuję.-kiedyś dziewczynki mogły chodzić w spodniach, ale widzę, że teraz nie.

-I zawsze muszą chodzić tak elegancko ubrane?

-W weekendy mogą ubierać się luźniej-tłumaczy i prowadzi mnie schodami na górę. Chłopak, maksymalnie w wieku ośmiu lat posyła nam zdziwione spojrzenia, ale mija nas i szybko znika nam z oczu.

-Rygorystyczne zasady-komentuje.

-Zdążyłem się już przyzwyczaić-wzdycha zerkając na mnie przez ramię.

-Biedne dzieci-wzdycham.-nie mają rodziców i muszą tutaj czekać na nową rodzinę adopcyjną.

-Mało kto decyduję się na sieroty-szepczę wchodząc na pierwsze piętro. Mijamy całe mnóstwo drzwi które zapewne są od pokojów dzieci. Dominują tutaj ciemne kolory: brązowe ściany, drzwi zrobione z ciemnego drewna oraz różne obrazy wiszące na ścianach sprawiają, że lokal nie wygląda jak dom dziecka. Bardziej jak jakieś muzeum z obrazami i rzeźbami w każdym rogu domu-nawet gdy chcą kogoś adoptować gdy poznają dzieciaka bliżej albo wiedzą jak ciężkie są kroki do adopcji od razu zmieniają zdanie. 

Dotyk diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz