Gdzie teraz jesteś?
Te pytanie kłębiło się w głowie Stephanie kiedy stała na balkonie i opierała się o balustradę dłońmi. Wyglądała co chwilę na księżyc. Miała nadzieję, że dzięki dzisiejszej pełni Nicholas nie zabłądzi – o ile jest w drodze – ponieważ w czasie pełni jest jaśniej niż zazwyczaj.
Bała się, że słowa, które do niej wypowiedział, były ostatnimi, jakie kiedykolwiek usłyszy...
„Wrócę do ciebie. Choćbym miał walczyć latami, to wrócę. Dla Ciebie."
A co jeśli go za długo nie będzie i jej ojciec uzna, że musi poślubić Williama? Nie chciała tego. Nie miała też pojęcia, ile czasu miał Nicholas na wykonanie tego etapu.
Po chwili utkwiła na dłużej wzrok w księżycu, przez co jego blask odbił się w jej oczach. Przypomniała sobie noce, w czasie których wymykała się z komnaty, by razem z Nickiem pobiec nad jezioro, położyć się na trawie i podziwiać gwiazdy. Uśmiechnęła się na samą myśl. Jest szansa na to, iż mogą to wielokrotnie powtórzyć. Wierzyła w tę szansę. Nie mogło być inaczej. Minie trochę czasu i znów się zobaczą. Muszą.
Nie mogła do siebie dopuścić jakiejkolwiek innej myśli.
~*~
– Wszystko w porządku, panienko?
Stephanie spojrzała na jedną z pokojówek. Layla Allense, trzydziestosześcioletnia kobieta o niebieskich oczach i brązowych, spiętych w kok i ukazujących pojedyncze siwe kosmyki włosach, była jedną z tych służących, które Steph naprawdę lubiła.
– Tak, po prostu... – westchnęła – Minęły już trzy miesiące i mam złe przeczucia..
– Sir Riordan na pewno wróci i będzie znów u boku panienki.
– Laylo, nie mam tej gwarancji, że wróci... Nie chodzi mi już o małżeństwo, a o to, że jest moim przyjacielem, on rozumie mnie bardziej niż moja własna rodzina... Tylko on i ty mnie rozumiecie. Nie chciałabym tego stracić, w szczególności mając świadomość, że mogę już z nim nigdy nie porozmawiać. To mnie wykańcza. Chciałabym mieć w końcu spokojne życie...
– Panienka się przekona, że sir Riordan wróci i będzie już wszystko w jak najlepszym porządku, może być panienka spokojna. – Layla posłała jej lekki uśmiech.
Brunetka spojrzała w niebieskie tęczówki swojej pokojówki. Intrygowało ją ciągle to, że w tych oczach zwyczajnej kobiety jest niemal identyczny błysk, jaki by w jej własnych tęczówkach. Zastanawiała się czy to możliwe, żeby z Laylą miały takie same oczy genetycznie. Jest jakaś możliwość, by Stephanie...
– Księżniczko, nie powinna panienka siedzieć w kuchni razem ze służącymi – usłyszała za sobą głos Williama.
– Akurat to nie ty możesz mi mówić co mogę, a czego nie – odparła chłodnym tonem Stephanie, nie siląc się nawet na używanie odpowiednich tytułów.
Taylora zaskoczył ton swojej pani. Był niemal pewny, że Stephanie zaczęła się godzić z tym, że Riordan na pewno nie powróci żywy. To było z góry wiadome, iż to on, sir William Taylor, był przeznaczony księżniczce Stephanie Clare.
Pragnął władzy. W końcu to on od teraz był najlepszym rycerzem w całym królestwie. Należało mu się to co najlepsze. Stephanie to tylko dodatek nie musi jej wcale kochać. Małżeństwa w rodzinie królewskiej rzadko są z powodu miłości – tu liczyły się dobre stosunki między królestwami.
Stephanie jednak wciąż wierzyła w to, że Nick wróci cały i zdrowy. Minęły trzy miesiące, przez to Taylor był święcie przekonany, że coś już się stało. Wiedziała, że on zrobi wszystko by być najlepszy.

CZYTASZ
Odnaleźliśmy swoje serca
RomantikOboje porzuceni przez los. Oboje zagubieni. Już od najmłodszych lat nauczyli się odpowiedzialności i troski o drugiego człowieka. W końcu okrutny los rozdzieli również ich... Opowiadanie dedykuję najbardziej @domveder - ona już wie za co ;) Okładka...