– Co tu się dzieje?! – zawołała, rozglądając się dookoła.
Wokół niej było pełno bobrów, jeleni, ptaków, owiec, wiewiórek. Słyszała ich słowa, które do niej wypowiadały w ludzkim języku. Sądziła, że zwariowała. W końcu zwierzęta nie potrafiły mówić.
Odsunęła się powoli do tyłu, stawiając ostrożne i ciche kroki. Nie zamierzała rozłościć zbiegowiska, jednak te zaczęły się coraz bardziej do niej zbliżać.
– Stephanie, budź się – usłyszała głos wiewiórki. Te trzy słowa zaczęły się roznosić echem, które tworzyła reszta istot żywych.
Zaczęła szybko potrząsać głową, łapiąc się za głowę i zacisnęła palce we swoich włosach.
– Stepi!
Skądś znała ten głos. Głos sprzed lat. Podniosła energicznie głowę i ujrzała wysokiego, umięśnionego mężczyznę. Jego oczy były zielone, a włosy brązowe. Te oczy rozpozna wszędzie. Nawiedzają ją w każdym śnie.
– Nicholas... – szepnęła. – Nicki! – zawołała i ruszyła do niego biegiem, kiedy nagle obraz się rozmazał.
Otworzyła gwałtownie i szeroko oczy, po czym zaczęła krzyczeć. Poczuła na swoich ramionach uścisk silnych dłoni i słyszała kojący i cichy głos znanej jej skądś osoby. Spojrzała powoli na mężczyznę, trzymających jej ciało. Rozpoznała szare tęczówki.
– Will? – spytała cicho, przypominając sobie powoli jego imię. Miała pustkę w głowie, która się stopniowo zaczęła zapełniać wspomnieniami. – Gdzie ja...?
– Szpitalny Oddział Ratunkowy. Ktoś cię pobił. Jak mnie o tym poinformowano, to byłem w szoku... – odpowiedział drżącym głosem, jednak Stephanie wyczuła lekką sztuczność w jego słowach, tak jakby udawał.
– Kto cię poinformował? I jakie pobicie? Kto...? – szepnęła i kaszlnęła.
– I jeszcze wpadłaś pod samochód.
– Jak wpadłam pod samochód? William, jak pobita mogłam wpaść pod auto?! To się kupy nie trzy... – urywa, kiedy na salę weszła para policjantów: blondynka i brunet. W policjancie kogoś rozpoznawała.
– Co tu się dzieje? – odezwał się. Głos również kojarzyła. Śni się jej co noc...
– Nic, tylko miała zły sen – odpowiedział Will, przenosząc nieco wrogie spojrzenie w kierunku komisarza.
Widziała, że przybyły mężczyzna na nią uważnie zerka i jakby próbował się powstrzymać od jakiegoś ruchu.
– Victoria, panie Taylor, proszę wyjdźcie na korytarz – odparł stanowczo i posłał każdemu ostrzegawcze spojrzenie.
Blondynka od razu pokazała, że nie jej zadowolona z rozkazu jej partnera.
– Panie Taylor, wychodzimy – oznajmiła stanowczo, łapiąc go za ramię i zaciągnęła go za sobą na korytarz, po czym zamknęła za sobą drzwi.
– Skądś pana kojarzę... – szepnęła Stephanie, patrząc na niego. Jak spojrzała w jego oczy, wstrzymała powietrze. – Nicholas? To... To ty? – spytała cicho, a w jej oczach pojawiły się łzy.
– Jesteś już bezpieczna, Stepi – szepnął cicho, ocierając delikatnie jej łzę z policzka. – William już ci nie zagrozi, damy ci schronienie. – Pochylił się i przytulił ją do siebie delikatnie. – Szukałem cię przez całe lata, aż dostałem telefon z informacją o pobiciu... W końcu znów jesteś obok mnie... Nie mogę w to uwierzyć...
Objęła go za szyję i przylgnęła do niego tak, jak to robiła w dzieciństwie. Z jej gardła wydobył się gorzki szloch.
– Jesteś bezpieczna, już spokojnie... Williama wyjątkowo do ciebie puściliśmy, dlatego nie może być teraz bez nadzoru kogokolwiek z policji. Nie zrobi ci już krzywdy, obiecuję ci to...
Uderzyła go nieco w ramię, przez co ten spojrzał na nią zaskoczony.
– Nigdy więcej nie obiecuj! Nie dotrzymujesz obietnic! Zostawiłeś mnie, mimo że mi przysięgłeś, że mnie nigdy nie opuścisz! Przenigdy!
– Stephanie, uspokój się. Proszę, zapanuj nad emocjami, bo ci się stan pogorszy – powiedział szybko, łapiąc jej policzki i patrząc w jej niebieskie oczy.
Kiedy patrzyli sobie w oczy to cała złość, która się w niej zagotowała, zaczęła znikać.
– Gdy tylko wypoczniesz, dostaniesz wypis, to zabieram cię do siebie... Chyba że masz jakąś rodzinę, która cię zaadoptowała...
– To moja szósta rodzina... – wyznała po cichu i pokręciła głową. – Nie chcę o tym rozmawiać. Nicholas, pozwól mi proszę zasnąć... Źle się czuję... – szepnęła i pociągnęła nieco nosem. Przekręciła się powoli na bok i skuliła.
Nicholas patrzył na nią ze zmartwieniem w oczach. Kiedyś od razu by jej pomógł, otoczyłby ją ramionami, by dać jej schronienie. Teraz mógł jedynie dać jej oficjalne bezpieczeństwo jako policjant, a nie najbliższy przyjaciel.
– Victorie zawiezie Williama na areszt, a ja będę cały czas w pobliżu, tak?
– Jaka Victorie? – Uchyliła oczy i spojrzała na niego.
– Moja partnerka na służbie oraz moja dziewczyna...
Zdziwiła się, że mówi jej to w przyciszonym, jakby współczującym i przepraszającym głosem. Przecież nie mogła mu mieć za złe, że ułożył sobie życie u boku innej. Nigdy ze sobą nie chodzili...
– W porządku... Chcę być chwilę sama.
– Dobrze – odparł, kiwając głową i skierował się w kierunku drzwi. Spojrzał na nią przez ramię. – Tęskniłem za tobą i brakowało mi cię, Stepi.
– Ja za tobą też... Chciałam być przy tobie, było mi ciężko, Nicki – szepnęła niepewnie i schowała się nieco pod kołdrą, dając mu do zrozumienia, iż skończyła rozmowę na ten moment.
Nick nie wiedział, jak mógł jej pomóc. Chciałby nadrobić stracony czas. Był ciekawy jak przeszła zeszłe lata, które skazały ich na rozłąkę.
CZYTASZ
Odnaleźliśmy swoje serca
Roman d'amourOboje porzuceni przez los. Oboje zagubieni. Już od najmłodszych lat nauczyli się odpowiedzialności i troski o drugiego człowieka. W końcu okrutny los rozdzieli również ich... Opowiadanie dedykuję najbardziej @domveder - ona już wie za co ;) Okładka...