1. Gra w kręgle

104 13 0
                                    

Uchyliła oczy, unosząc się do siadu i pocierając piąstką oczko. Rozejrzała się uważnie. Była całkowicie sama w ciemnym pomieszczeniu. Spojrzała przez pękniętą szybę w oknie. Zapadła już dawno noc, ponieważ niebo rozświetlało tysiące gwiazd i poświata półksiężyca.

Nigdzie jednak nie widziała Nicholasa. Nie miała pojęcia czy tu trafiła sama i on się jej przyśnił, czy również zniknął tak samo jak jej mama.

Na samo wspomnienie o rodzicielce zebrały się w jej oczach nowe łzy, które chciały wypłynąć małymi strużkami po jej policzkach. Jednak pociągnęła tylko noskiem, zamrugała parę razy i zsunęła się z kanapy.

– Nicki? – zawołała, rozglądając się po chwilę i pochodząc powoli do drzwi, które były z góry zerwane z zawiasów.

– Nie wychodź – usłyszała i ujrzała, jak chłopak przybiega do chatki. – Drzwi. Zamknij dobrze – powiedział i położył parę krótkich, grubszych gałęzi na dziurze w drewnianej podłodze.

– Czemu zniknąłeś? – spytała cicho, domykając drzwi na tyle, ile miała sił i podbiegła do niego. Złapała go w pasie i przytuliła do niego mocno. – Nie lubisz mnie...?

– Musiałem iść po coś na ciepełko – odpowiedział, przytulając ją do siebie mocno. – Nie zostawię cię przecież. Nigdy, przenigdy – szepnął, gładząc ją po włosach, tak jak to robiła Evangelina, gdy chciał się poczuć w jej ramionach bezpiecznie.

– Nigdy, przenigdy? – powtórzyła jego słowa, unosząc głowę.

– Tak – odparł i przytulił mocniej. Po chwili się odsunął. – Usiądź, zrobię ciepełko.

– Jak? – spytała zaciekawiona, przekrzywiając głowę w bok.

– Tak jak to robiła moja mama – oznajmił Nicholas z lekkim uśmiechem.

Złapał ją za rączkę i poprowadził do kanapy, na której pomógł jej usiąść. Wrócił do gałęzi, sięgnął z brzegu podłogi pudełeczko zapałek. Otworzył i patrzył na nie uważnie, próbując sobie przypomnieć, jak to robiła w domu mama. Wysunął po chwili nieco wnętrze i wziął zapałkę. Złapał za patyczek i przejechał leciutko po boku pudełka. Zmarszczył słodko czoło, kiedy nie pojawił się żaden płomyczek. Spróbował ponownie, przejeżdżając coraz to szybciej i mocniej, aż usłyszał ciche syknięcie i ujrzał mały ogień. Patrzył na niego uważnie, zainteresowany jego ruchami.

– Nicki, gaś to! To złe! – zawołała Stephanie, zsuwając się ostrożnie z siedzenia.

Nie słuchał jej. W końcu poczuł lekki ból na paluszkach i opuścił płonącą zapałkę na gałęzie i buchnął mały ogień, który stopniowo zaczął się powiększać. Jednak ten się nie cieszył ze swojego sukcesu, tylko patrzył na piąstkę załzawionymi oczami.

Brunetka podeszła do niego szybko, złapała za przedramię i odciągnęła go od małego ogniska.

– Pokaż to... – wyszeptała, łapiąc powoli jego dłoń i spojrzała na nieco zaczerwienione palce towarzysza. – Zaraz przestanie... – powiedziała cicho i zaczęła delikatnie dmuchać w oparzenie.

Wszystkie te rzeczy wynieśli z domu. I tych nauk nikt im nie odbierze.

– Już nie boli – odezwał się po chwili, pociągając nosem. Podszedł do ogniska i usiadł na podłodze, podciągając nogi pod brodę.

Stephanie przyglądała mu się w uwagą. Teraz jej się wydawał inny, bo nie był jak wtedy, kiedy ją tu przyprowadził. W obecnej chwili był po prostu smutny. Wzięła koc z kanapy, podeszła do niego i otuliła go dokładnie. Nie chciała by mu było zimno. Wtedy może zachorować, a nie ma nigdzie w pobliżu jakiegoś doktora, który by mu pomógł.

– Jest mi ciepło przy ogniu. Weź.

– Cicho – szepnęła i usiadła obok niego, by następnie przybrać tę samą pozycję co czterolatek.

Nick ujrzał na jej policzku małą, samotną łzę. Nic nie mówiąc, złapał brzeg koca, przysunął się i przytulił ją, otulając zarazem kocem. Ta wtuliła się w jego bok od razu, ukazując mu to, jak mu w tak krótkim czasie zaufała.

Po chwili rozległ się grzmot. Stephanie pisnęła wystraszona i skuliła się bardziej, chowając twarz w jego drobnym ramieniu.

– Hej, cichutko. To tylko bozia w kręgle gra – szepnął z ciepłym uśmiechem, przytulając mocniej dziewczynkę do siebie.

– Czemu? Boję się...

– Bo chce się bawić. Kiedyś też pogramy.

– Nie lubię burzy, to nie pogramy – oznajmiła cicho i się zaśmiała. Przymknęła oczy, przytulając mocno.

Wiedziała, że może na nim polegać, że może nazwać go przyjacielem.

Wiedział, że to może być znak od mamy, by nigdy nie został sam.

Odnaleźliśmy swoje sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz