Nicholas ułożył ostrożnie śpiącą Stephanie w łóżku. Wziął ją do mieszkania, gdzie dalej mieszkał z zastępczymi rodzicami. Nie ma nic własnego, ponieważ musi być wsparciem dla matki każdego wieczoru, a czasem każdej nocy.
Przysiadł na brzegu łóżka i odgarnął jej kosmyki włosów, które opadły jej na twarz. Widział, że diametralnie się zmieniła: wyładniała, nabrała kobiecych kształtów, utraciła dziecięce rysy twarzy. Jedyne co się naprawdę nie zmieniło to były jej oczy oraz spojrzenie. Co noc śniły mu się jej oczy. Brązowe oczy, błyszczące z radości, czasem od łez. Prześladowała go również w myślach, nawet gdy przebywał ze swoją dziewczyną, Victorią Lee.
Przypomniały mu się słowa Stephanie, które wypowiedziała w szpitalu. Jakim cudem mogła być aż w sześciu rodzinach zastępczych? Dlaczego tak zmieniała rodziny? Czy ją oddawali? Nie mógł uwierzyć, by ta ostatnia opcja mogła być możliwa, ponieważ Stephanie była spokojną dziewczyną. Co musiało się stać, że trafiła wielokrotnie do sierocińca?
– Nicholas?
Odwrócił głowę w kierunku drzwi, w których stała Annabeth Riordan, która była jego matką zastępczą. Dziękował Bogu, że nigdy go nie oddała, mimo jego starań powrotu do domu dziecka. W czasie swoich wybryków kierował się tym, by jak najszybciej znaleźć się u boku swojej najbliższej przyjaciółki.
Uniósł wskazujący palec do ust, pokazując by była cicho. Podniósł się powoli z łóżka i przykrył swoją towarzyszkę kołdrą dokładnie. Podszedł do drzwi, objął matkę i wyszedł z nią, zamykając za sobą po cichu drzwi.
– Co się dzieje, mamo?
– Co to jest za dziewczyna? To nie jest Victoria.
– To jest Stephanie... Tak, właśnie: ta, z którą mnie rozdzieliliście – westchnął głęboko i przetarł twarz.
– Ale jak się odnaleźliście? – spytała zaskoczona.
– Dostałem zawiadomienie o pobiciu i wypadku samochodowym. Jej chłopak ją pobił, a na koniec pchnął pod pędzący samochód.
– Ale dlaczego ją tutaj przywiozłeś? Nie ma własnego domu?
– Mamo, nie zamierzam jej zostawiać samej, kiedy mnie potrzebuje. A potrzebuje, ponieważ widziałem to w jej oczach. Zasługuje na najlepszą opiekę, a zamierzam jej to zapewnić.
***
Poderwała się energicznie do siadu i podkuliła nogi do swojej piersi. Objęła je ramionami, oddychając ciężko. Zaczęła szybko mrugać, by odpędzić sprzed oczu obraz, jaki się pojawił w czasie snu.
Wydarzenie z przeszłości prześladowało ją niemal każdej nocy. Były wyjątki, kiedy miała spokojniejsze sny, w których również był Nicholas.
Słysząc jakiś odgłos, zasłoniła się pośpiesznie kołdrą i spojrzała w kierunku drzwi. Ujrzała męską sylwetkę przez co od razu wcisnęła się przerażona w kąt.
– Odejdź! – zawołała, zaciskając dłonie w kołdrze.
– Stephanie, to ja, Nicholas... – odezwał się, podchodząc powoli z wyciągniętymi nieco dłońmi.
– Nie! Nie oszukasz mnie! Zostaw mnie już! Zostaw!
– Stephanie. – Podszedł energicznie, łapiąc ją za policzki i zmusił, by spojrzała mu w oczy. – To ja, Nicki. Ja, który nie pozwoli cię skrzywdzić. Który już cię nigdy nie opuści.
Milczała, ale jej ciałem cały czas wstrząsał dreszcz. Wzrok zaczął się jej wyostrzać. Rysy twarzy jej przyjaciela stawały się powoli wyraźniejsze. Jego oczy błysnęły w świetle księżyca.
– Powiedz mi, co się dzieje? – szepnął po chwili, siadając na brzegu łóżka i przytulił dziewczynę.
Pokręciła głową.
– Wyznaj w końcu co czujesz, Stephanie... Będzie ci dzięki temu znacznie lżej. Co takiego siedzi w twoim wnętrzu? Co się przez te lata wydarzyło? Co przeżyłaś w czasie tylu lat rozłąki? Jak to się stało, że aż pięć razy wróciłaś do domu dziecka?
Stephanie nadal milczała. Przylgnęła do niego po chwili całym swoim ciałem, wtulając się mocniej w jego ramiona. Chciała w nich odnaleźć swoje schronienie. Bała się ludzi. Bała się znów komukolwiek zaufać. Jedynie Nicholas posiadał jeszcze jej ufność. Mimo upływu lat, ciągle miała ważenie, iż nigdy ich drogi się nie rozeszły.
– Wiem, że nie potrzymałem obietnicy z dzieciństwa, ale wiesz, że nie mieliśmy żadnego wpływu na to, czy nas zabiorą...
– Wiem o tym, Nick – szepnęła po chwili i otarła policzek wierzchem dłoni. – Wracałam do sierocińca niemal po miesiącu zamieszkania u każdej rodziny. Robiłam wszystko by wrócić, ponieważ miałam nadzieję... Nadzieję na to, że tam cię odnajdę. Przedostatnia rodzina była najgorsza... – Zawiesiła na chwilę głos. – Ojciec nie raz przychodził ze znajomymi do mojego pokoju... Zamykali drzwi na klucz i cię mną zabawiali... – odezwała się, a jej głos zaczął drżeć. Wzięła głębszy oddech, by uspokoić kołatające bicie serca. – Nie raz mnie zgwałcili... Nie chciałam tego, ale zostałam zmuszona. – Schowała twarz w jego szyi, powstrzymując łzy. – Miałam tylko czternaście lat... Uciekłam do domu dziecka, powiadomiłam o wszystkim dyrektora i zostałam tam przez następne trzy lata. Jak miałam siedemnaście lat, to zaadoptowali mnie aktualni rodzice. Ciężko było mi im całkowicie zaufać, właściwie do tej pory walczę z tym, ale jednak czuję, iż mogę na nich polegać.
Nicholas, słysząc te słowa, czuł, jak gniew zaczął płonąć w jego żyłach. Przysiągł jej, że ją nie opuści i nie pozwoli, by stała się jej jakakolwiek krzywda. A jednak tu się okazuje, że spotkało ją to, co najgorsze dla każdej kobiety.
Nie zdołał wydusić z siebie żadnego sensownego słowa. Zacisnął mocniej wokół niej swoje ramiona, chcąc ją osłonić przed całym światem.
Teraz obiecał samemu sobie, iż przenigdy już nikt jej nie skrzywdzi. Obojętnie co pomyślą o tym inni. Połączyło ich niewidzialna, ale silna lina więzi, którą nic, ani nikt nie przerwie.
CZYTASZ
Odnaleźliśmy swoje serca
RomanceOboje porzuceni przez los. Oboje zagubieni. Już od najmłodszych lat nauczyli się odpowiedzialności i troski o drugiego człowieka. W końcu okrutny los rozdzieli również ich... Opowiadanie dedykuję najbardziej @domveder - ona już wie za co ;) Okładka...