Wszedł za nią do stajni. Jej chód był naturalny, taki jaki znał. Czy ona naprawdę pochodziła z królewskiej rodziny? W prawdzie Anglia była monarchicznym państwem, ale nie potrafił przyswoić myśli, że Stephanie mogłaby być tak ważną dla kraju osobą.
A on? Pochodził ze zwykłego ludu, nie był żadnym rycerzem. A co dopiero ochroniarzem samej królewskiej córki! Czy on się teleportował do innego miejsca? Nicholas coraz głębiej zanurzał się w tok myślenia do rozwiązania obecnej zagadki, jednakże im więcej o tym myślał, tym bardziej uważał to za szalone.
Z rozmyślań wyrwał go głos towarzyszki.
– Ziemia do sir Nicholasa Riordana – pomachała mu przed twarzą ze śmiechem. – Co się tak zamyśliłeś?
– Bo nadal nie rozumiem co tu się wyczynia.
– Nie wygłupiaj się już, tylko siadaj na Elise – uśmiechnęła się słodko i stanęła na skale, by zasiąść bokiem na grzebiecie mustanga o imieniu Jace.
– Nie chce panienka być na siodle? – spytał, próbując przybrać oficjalny ton i język, jaki przysługuje żołnierzowi w stosunku do królewskiej wysokości.
– A po co męczyć takie piękne zwierzę zbędnymi dodatkami? Nie wyruszamy na jakiś turniej, tylko na małą, przyjemną przejażdżkę.
– Chodzi o panienki bezpieczeństwo, więc...
– Zamiast uprzęży można trzymać się grzywy – urwała mu. – A siodło odbiera również jeźdźcowi przyjemność, jaką jest jazda na oklep. – Złapała ogiera za grzywę i ruszyła od razu kłusem ze stajni.
– Stephanie! – zawołał, wskakując pośpiesznie na grzbiet klasy rasy pinto, Elise, po czym zagalopował w pogoń za królewską dziedziczką.
Przyśpieszył i zauważył, iż wjechali do lasu. Rozglądał się, by znów odnaleźć wzrokiem młodą kobietę. Usłyszał radosny śmiech zza drzew. Zagalopował w tamtym kierunku i od razu ujrzał Stephanie, patrzącą na niego swoimi roześmianymi, niebieskimi, jak głębia morza, oczami.
– Boisz się, że ucieknę? – spytała z uśmiechem i zeskoczyła z grzbietu Jace'a. Poklepała go po szyi i sięgnęła po jabłko, wiszące na gałęzi jabłoni, które podsunęła swojemu końskiemu towarzyszowi.
– W końcu mam cię pilnować, księżniczko – odparł z uśmiechem, zeskakując i podchodząc do niej.
– Dlaczego zwracasz się do mnie królewskim tytułem? Nikogo tu więcej nie ma, możemy czuć się swobodnie, jak zawsze.
– Jak zawsze?
– Tak – zmarszczyła nieco brwi. – Przecież od pięciu lat jesteśmy sobie bliscy, jako przyjaciele. Gdy nikogo w pobliżu nie ma, zapominamy o swoich pozycjach społecznych. Doskonale o tym wiesz.
– Nie, nie wiem. Mówiłem ci przecież, że...
– Przestań się wygłupiać – ucięła stanowczo, jakby nie chciała przyjąć jego słów do swojego rozumu.
Pogładziła delikatnie Jace'a i Elise po chrapach. Musnęła w nie i poszła przed siebie, między drzewa. Nicholas podążył za nią i spostrzegł, iż prowadziła go w kierunku oddalonego nieco jeziora. Od razu sobie przypomniał, że Stephanie kochała widok jezior, w szczególności takich, gdzie można było usiąść na pomoście i spuścić nogi, które prawie się stykają z powierzchnią wody.
– Steph, uwierz mi... Dlaczego miałbym cię okłamywać? Nie sądzisz, że przesadzasz?
Odwróciła gwałtownie w jego stronę głowę, przez co część pasma jej włosów wysunęła się ze spinki.
– Ja nigdy nie przesadzam. To ty przesadzasz, upierając się, że miałeś jakiś wypadek, że nie wiesz co tu się wyprawia. Wiem, że lubisz się ze mnie nabijać, ale to już się nie robi śmieszne, zrozum. Męczy mnie to już.
– Sądzisz, że mnie nie męczy? Stephanie, nie mam żadnego powodu, by cię oszukać. Żadnego. Jesteś jedyną, tak naprawdę, bliską mi osobą.
Milczała przez dłuższą chwilę. Przekręciła głowę w kierunku jeziora i obserwowała uważnie pływającą kaczkę ze swoim potomstwem. Zaczesała zsunięty kosmyk włosów za ucho.
– Kiedy byliśmy mali, to przygarnąłem cię do starej chatki. Po paru latach odnalazła nas policja i zabrała do domu dziecka...
Przyglądał jej się z uwagą, próbując wyczuć, czy jego słowa wzbudzą w niej jakiekolwiek emocje. Otworzył usta, by kontynuować swoją wypowiedź, jednakże księżniczka przejęła pałeczkę:
– A kiedy przyzwyczailiśmy się do sierocińca nas rozdzielono. – Objęła się ramionami i zacisnęła palce na ramionach. Wzięła głęboki wdech. – Przez parę lat staraliśmy się wzajemnie odnaleźć. Aż w końcu się zgłosiłeś do armii i dzięki temu nasz kontakt się wznowił.
– Jakie znowu zgłoszenie? Stephanie, my się odnaleźliśmy po tym, jak zostałaś pobita przez Taylora...
– Nicholasie Riordan! – Przeniosła znów na niego energicznie wzrok i zmrużyła nieco oczy. – Proszę w tej chwili przestać! Widocznie te całe eliminacje powodują u pana omamy, sir! – Opuściła ręce, odwracając się w kierunku ścieżki i pobiegła do koni.
Co się dzieje z tymi kobietami, pomyślał. Pokręcił głową, mierzwiąc odruchowo włosy i poszedł za nią. Mimo wszystko ciągnęło go do niej. Cokolwiek by się nie działo. Chciałby być cały czas obok niej. Tak jak to było w dzieciństwie.
– O jakich eliminacjach mówisz? O co cho...
– Przestań, powiedziałam! – warknęła, wskakując na grzbiet Jace'a. – Zaczynasz przekraczać granice. Myślałam, że miło spędzimy czas. Rozumiem, że możesz być zdenerwowany nadchodzącymi wydarzeniami, ale mi również nie jest łatwo. To o mnie się głównie rozchodzi – dodała i ruszyła galopem, kierując się do zamku.
– Stephanie!
Elise podeszła do niego i szturchnęła chrapią po jego policzku. Spojrzał na nią, wzdychając.
– Wracamy, nie mogę jej spuścić przecież z oczu... – szepnął i wskoczył na nią. Złapał delikatnie za grzywę i ruszył za kobietą.
Jak miał ją przekonać, że mówi prawdę? Dlaczego nie chce mu uwierzyć? Co się zmieniło? Czy on umarł po wypadku i jest teraz w innym świecie? Czy postradał całkowicie zmysły i świat, jaki znał przed dachowaniem samochodu był zakłamany?
Pokręcił jedynie głową, przekraczając terytorium pałacu.

CZYTASZ
Odnaleźliśmy swoje serca
RomanceOboje porzuceni przez los. Oboje zagubieni. Już od najmłodszych lat nauczyli się odpowiedzialności i troski o drugiego człowieka. W końcu okrutny los rozdzieli również ich... Opowiadanie dedykuję najbardziej @domveder - ona już wie za co ;) Okładka...