Był już blisko, tak blisko Stephanie, że aż czuł jak wracają mu siły z każdym kolejnym uderzeniem kopyt swojego konia. Musiał w jakiś sposób zdemaskować spisek, prawdopodobną zmowę między Williamem, a królem. Jak na razie nie miał pomysłu jak to zrobić. Najpierw chciałby znów ujrzeć Stephanie, mając nadzieję, że jest cała i zdrowa. Dotrzyma słowa, że dla niej, do niej powróci. Będzie chciał o nią za wszelką cenę walczyć. Wiedział, że będzie już tylko lepiej, to co najgorsze było już za nimi.
Zbliżył się do wrót pałacu, zeskakując z Jace'a. Spojrzał na strażników i rozpoznał ich od razu.
– Alexander, Magnus... Powiedźcie, że księżniczce nic nie grozi – powiedział szybko, zatrzymując się przed nimi.
– Nie wiem skąd znasz nasze imiona – odpowiedział jeden z nich, wymierzając w niego mieczem – ale dobrze ci radzę, byś uciekał stąd jak najdalej, o ile życie ci miłe.
– Magnus, to ja, Nicholas. Nie poznajesz nawet Jace'a, królewskiego konia? – Uniósł brew, klepiąc delikatnie konia po szyi.
Drugi, Alexander, parsknął śmiechem.
– Dobry żart, ale za podawanie się za zmarłego już zabawne nie jest. Nie wiem skąd żeś wytrzasnął naszego konia, ale go tu zostawiasz i sam stąd się wynosisz.
– Zmarłego? Do cholery, nie ma żadnego królestwa Canta od ponad dziewięciu lat! Znamy się od lat i mnie naprawdę nie rozpoznajecie?! Jeżeli mnie nie wpuścicie do Stephanie, to do rana dowiedzą się wszyscy o tym, że jesteście ze sobą jako para homoseksualistów! Wpuścić mnie do cholery!
Strażnicy spojrzeli na siebie, robiąc duże oczy. Już najwidoczniej nie mieli wątpliwości, kto przed nimi naprawdę stoi.
– Nicholasie... Uznano cię za zmarłego, kiedy nie wróciłeś po trzech miesiącach... Jakąś godzinę temu odbyła się ceremonia ślubna i koronacyjna... Król James zmusił córkę do ślubu z Taylorem. Właśnie trwa przyjęcie weselne... – odezwał się powolnie Magnus, próbując odpowiednio dobrać słowa, ważąc je.
– Słucham?! Do cholery, Taylor przygotował na mnie zasadzkę, przez co straciłem na długo orientację w terenie! I nie było żadnego limitu czasowego do wykonania zadania z drugiego etapu tego zasranego turnieju! Wszystko odbyło się za plecami Stephanie i moimi! Gdzie są w tej chwili?! Gdzie jest księżniczka?!
– W sali balowej, tam gdzie zwykle odbywają się przy... – Magnus nie zdążył nawet dokończyć, ponieważ Nicholas wepchnął się między nich i pobiegł ile sił w nogach we wskazanym kierunku.
– Zaopiekujcie się Jacem! – zawołał na odchodnym, rozglądając się.
Gdzieś tu znajdowało się boczne wejście, dzięki któremu nie zostałby zbyt szybko wypatrzony. Mimo że z początku tej całej zwariowanej przygody z rycerstwem nie orientował się w zamku i nie miał kiedy faktycznie się rozejrzeć, to gdzieś z tyłu głowy wydawało mu się, jakby znał każdy róg, każdą cegiełkę tego zamku. Coraz wyraźniej słyszał muzykę. Spróbował przyśpieszyć kroku, nie zważając na to, że zaczął go boleć już każdy mięsień z powodu wyczerpania.
Otworzył drzwi i przemierzył szybkim krokiem korytarz prowadzący w kierunku sali balowej. Stanął u progu i niemal od razu spostrzegł pannę młodą.
William trzymał ją w pasie ramieniem, zdecydowanie nie pozwalając jej na jakiekolwiek oddalenie się od niego. Stephanie starała się ukryć, że cokolwiek ją obchodzi to, że dzisiejszego dnia jej los skierował się w złym kierunku.
Nicholas musiał jej dać jakikolwiek znak, że tu jest, że jest przy niej. Że wrócił tylko dla niej, tak jak obiecał. Po chwili jednak spostrzegł, że Stephanie udało się jednak wyrwać z tego natarczywego uścisku. Poszła w kierunku najbliższej łazienki. Mężczyzna od razu postanowił wykorzystać sytuację i pobiegł w drugi korytarz. Nasłuchiwał uważnie, kiedy do jego uszu dotarł dźwięk cichego płaczu. Wyjrzał zza rogu i ujrzał ją w tej pięknej, białej sukni ślubnej. Kucała, opierając się o ścianę i chowając swoją twarz w dłoniach. Widok ten rozkrajał boleśnie jego serce. Podszedł bezszelestnie i przykląkł tuż obok niej.

CZYTASZ
Odnaleźliśmy swoje serca
RomansaOboje porzuceni przez los. Oboje zagubieni. Już od najmłodszych lat nauczyli się odpowiedzialności i troski o drugiego człowieka. W końcu okrutny los rozdzieli również ich... Opowiadanie dedykuję najbardziej @domveder - ona już wie za co ;) Okładka...