11. Prawda

5 1 0
                                    


Stephanie siedziała na ławeczce w ciemnej celi, spoglądając przez zakratowane okienko. Na niebie była tylko jedna maleńka gwiazda. Resztę pokryły chmury. Pierwszy raz odkąd pamiętała nie mogła podziwiać całego okazu gwiazd. Kiedyś robiła to po kryjomu z Nicholasem, a od kiedy zaczął się dziwnie zachowywać, a potem wyjechał – przestała... Brakowało jej tego.

Wstała powoli i wzdrygnęła się, kiedy jej bose stopy dotknęły zimnych kamieni lochów. Żałowała w tym momencie, że poszła do ojca w samej koszuli nocnej, przez którą nie zyskiwała teraz jakiegokolwiek ciepła. Podeszła do okienka i ujęła delikatnie dłońmi kraty. Przyglądała się tej jedynej gwiazdce z nadzieją, że i Nicholas patrzy w tym momencie w niebo...

Nagle jakby za pomocą magicznej różdżki zaczęły się pojawiać gwiazdy jedna za drugą, aż znów zasypały całe nocne niebo. Uśmiechnęła się delikatnie.

Wraz z każdym nowym, maleńkim ciałem niebieskim, wracała jej każda mała iskierka nadziei, iż jeszcze zobaczy Nicholasa i wszystko będzie dobrze.

– Nigdy w ciebie nie wątpiłam, Nicki – szepnęła, wpatrując się w Księżyc. Uśmiechnęła się przez łzy. – Zawsze będziesz najlepszy. Dla każdego, dla mnie. Dla mojego serca.

~*~

– Victoria?

Dziewczyna zrobiła większe oczy zaskoczona i bardziej przerażona.

– Skąd znasz moje imię? Nie zbliżaj się do mnie – powiedziała szybko, łapiąc za gałąź i wystawiając ją przed siebie. Zacisnęła dłonie. – Ostrzegam!

– Victoria, bardziej boisz się mnie, czy tamtego pająka za tobą na listku?

– Co?! Gdzie?! – Odwróciła się szybko i wrzasnęła. Wbiegła na niego, rzucając mu się w ramiona, chcąc się ukryć przed maleńkim pajączkiem.

Zaśmiał się cicho pod nosem odruchowo. To się u niej nie zmieniło.

Jednak odsunął ją nieco od siebie i przyjrzał jej się uważnie. Z wyglądu była inna niż w tamtej rzeczywistości, a z charakteru... Tego nie mógł teraz ocenić, a też nie miałoby to sensu. Nic już nie czuł do tej kobiety.

– Jak się tu znalazłaś?

– Jestem tu już od dawna, a ty się tutaj przypałętałeś – odparła po chwili, mrużąc nieco oczy.

– Trochę zabłądziłem, jeśli chcesz to mogę już sobie pójść, tylko to powiedz.

Przyglądała mu się uważnie, przekrzywiając nieco głowę. Wyminęła go, kierując się do Jace'a. Podeszła powoli, objęła go za szyję i pogładziła delikatnie po grzywie.

– Mogę cię pokierować, jeśli chcesz. Błąkanie się nie jest przyjemne, a te tereny znam lepiej niż ktokolwiek inny.

To było dla niego jak światełko w tunelu.

– Wiesz w którym kierunku znajduje się królestwo Canta?

Spojrzała na niego jak na wariata i wybuchła niekontrolowanym śmiechem.

– Króla Simona Canta? On już nie żyje od kilku lat. Teraz znajdujemy się w jego dawnym królestwie. A właściwie w moim, ponieważ jestem jego córką. Jednak po jego śmierci wszyscy poddani udali się do królestwa Jamesa i Lilianne Clare i od tamtej pory jestem tu sama, a tutejsze mocarstwo nie istnieje.

Nicholas zrobił duże oczy.

– Od ilu lat?

– Jakoś od ośmiu, dziewięciu. Nie pamiętam już dokładnie.

Odnaleźliśmy swoje sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz