Rozdział 55

29 3 0
                                    

Perspektywa Jamesa

Ostatni luty nadszedł bardzo szybko. I co za tym idzie. Dzisiaj grają Slytherin i Ravenclaw. Zeszłym tygodniu grali Gryfoni i nawet wygrali. Chociaż wiele osób uważa, że oszukiwali. A ja uznałem, że najlepiej będzie to przemilczeć. A mój ukochany od razu się ze mną zgodził. I zastanawiał się czy aby na pewno to dobry pomysł abym z nim się udał na boisko. I gdy miałem się z nim już zacząć kłócić. To dowiedziałem się o co chodzi. I jakoś za bardzo nie byłem zaskoczy. Ale uznałem, że jednak idę tym razem. Najwyżej w kwietniu nie będę oglądał. A ten się zgodził. A ja się mu się nie dziwiłem, ponieważ dobrze wiedziałem, że nie chce abym widział jak któryś z naszych synów spada z miotły.


Perspektywa Dracona

Wraz z innymi upewniałem się, że młody na pewno wszystko zje przed meczem. Co śmieszyło bliźniaków. Którzy nawet żartowali sobie, że jak tak dalej pójdzie to jeszcze zacznę karmić młodego. A ja miałem ochotę im coś zrobić. Ale nic mi niestety nie wychodziło. Po skończonym posiłku udaliśmy się na boisko. Gdzie po drodze spotkaliśmy rodziców. Którzy poprosili nas abyśmy na siebie uważali. A oni obiecali, że wraz z innymi będą mieli na oku pewne osoby aby nie próbowali nam nic zrobić z miotłami. Jak ostatnio tłuczkiem.


Narrator

Gdy obie drużyny były gotowe to zabrzmiał pierwszy gwizdek aby móc wzbić się powietrze. Wtedy też kapitanowie podali sobie ręce. I mogliśmy zaciąć mecz. Dlatego też zabrzmiał kolejny gwizdek. I było można usłyszeć krzyki kibiców. Po jakimś czasie Slytherin prowadził pięćdziesiąt do zera. Ale jakoś nikt nie był zaskoczony z tego powodu, prędzej byliby gdyby było właśnie inaczej. Ale co się dziwić. Jak było można się tego spodziewać. Po kolejnych dwudziestu minutach było sto dwadzieścia do zera. Ale nigdzie nie było widać znicza. Za to nauczycieli co jakiś czas musieli reagować i odebrali już panią różdżki. Chociaż paniom się to za bardzo nie podobało. To dorośli się tym nie przejęli, ponieważ byli bardziej zajęci faktem, że pewna trójka jeszcze nic nie uczyniła. Ale znając ich w każdej chwili może to zmienić. Po jakiś dziesięciu minutach kiedy było dwieście do dziesięciu. W końcu coś zaczęło się dziać. Wszyscy dobrze wiedzieli, że nawet jeśli Cho złapie to i tak nie wygrają. Po chwili rozniósł się gwizdek. A Harrison podniósł rękę. I takim sposobem Slizgoni wygrali trzysta pięćdziesiąt do dziesięciu. Gdy wszyscy wylądowali to Cormac chciał wykorzystać sytuację. Ale mu się to nie udało. I w nagrodę opiekunka jego domu wzięła go na rozmowę.


Perspektywa Harrisona

Po meczu zaczęła się impreza. I musiałem przyznać, że na prawdę jest bardzo udana. Chociaż na początku mój brat z kuzynostwem i Tomem sprawdzał czy aby na pewno się dobrze czuje. I dopiero jak się upewnili mogłem zostać. Co śmieszyło resztę. Na szczęście nie musieliśmy przerywać imprezy, żeby udać się na kolację, ponieważ posiłek mieli nam dostarczyć skrzata. Ale był podany czas o której dany roczni ma z niknąć. To i tak dobrze się wraz z innymi bawiłem. 


Skrywana prawda część II (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz