29 Snape, Snape, Snape

1.6K 100 38
                                    

- Nie pamiętam, kiedy w święta było tyle osób w szkole - mówił Walker nakładając sobie śniadanie na talerz.

- Myślałam, że większość wyjedzie po balu - odpowiedziała Pansy.

- A ty nie wybierasz się do domu?

- Nie, już zostanę. Przez ostatni szlaban Snapa muszę poprawić eliksiry - to mówiąc zerknęła na Harrego, ale on udawał, że nie słyszy - pouczę się trochę. Może stary Snape postawi mi lepszą ocenę.

- Nie sądzę - doleciał ich zza pleców głos przepełniony lodem - zwłaszcza za tego „starego".

Podnieśli głowy zaskoczeni. Za ich plecami stał profesor Snape, który właśnie przyszedł na śniadanie. Chociaż Harry musiał się powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem zachował twarz pokerzysty. Niewiele pomogło karcące spojrzenie ojca. Jak zwykle zresztą. Profesor oddalił się, a dziewczyna spojrzała na Harrego.

- Harry?

Spojrzał na nią a do głowy wpadł mu szalony pomysł. Będzie wesoło.

- Parkinson. Rozumiem, że w naszym Pokoju Wspólnym przesiadują Gryfoni, Krukoni i czasem jakiś Puchon. Wprowadza to pewne rozprężenie, ale przy naszym stole możesz mówić normalnie, po nazwisku.

Spojrzeli na niego zdziwieni. Owszem, Ślizgoni zazwyczaj zwracali się do siebie po nazwisku, ale do tego chłopaka mówili po imieniu, ze względu na to, że miał to samo nazwisko co pewien, raczej groźny profesor. Woleli nie używać tego nazwiska, żeby było wiadomo o którym Snapie mówią. Właśnie dlatego Harry Snape nie był Snape tylko Harry.

- Ale my zawsze mówimy do ciebie po imieniu.

- No właśnie. Dlaczego?

- Bo masz takie samo nazwisko jak twój ojciec.

- Dziwne by było gdybym miał inne nazwisko niż ojciec - kpił i śmiał się w duchu i dodał - A Morton ma takie samo nazwisko jak jej brat, i nie mówicie do nich Oskar i Ava.

- Wiesz o co chodzi.

- Nie, nie wiem. Do wszystkich mówicie po nazwisku, tylko do mnie po imieniu. Czuję się jak jakiś ...wybraniec.

Patrzyli na niego już wszyscy, zarówno Ślizgoni jak i uczniowie Durmstrangu którzy siedzieli przy stole. Nie wyobrażali sobie tego, żeby mówić do Harrego Snapa - Snape. A Harry już widział te wszystkie niuanse i zawiłości związane z tym, żeby mówili do niego po nazwisku.

- Ale Harry...- zaczął Malfoy.

- Malfoy. Nie będę reagować jeśli będziecie mówili do mnie po imieniu - mówił zdecydowanym głosem, a jego jestestwo pękało ze śmiechu. Wyobrażał sobie minę ojca w niektórych sytuacjach.

Zamilkli. Znali Harrego i wiedzieli, że jeśli coś postanowi to tak ma być. On rządził. Był Panem.

W pokoju wspólnym wrzało, gdy ci którzy wcześniej lub później jedli śniadanie dowiedzieli się o nowej, absurdalnej decyzji Snapa. Niemal ze stoickim spokojem do całej sprawy podszedł Neville, dla którego nie stanowiło problemu mówienie do Harrego panie Snape. Po prostu Harry będzie dla niego pan Snape, a jego ojciec profesor Snape, jak zawsze zresztą.

Młody Pan usiadł zadowolony na kanapie i otworzył książkę. Nie będzie żadnym, cholernym wybrańcem. Nie w tym świecie. Ma nazwisko, to niech go używają. Dopóki był Potterem, mówili normalnie. Potem się zmieniło. Do kanapy podszedł Draco i stanął niepewny co ma zrobić i jak się odezwać. Wreszcie się zdecydował.

- Jak mam się do ciebie zwracać, jeśli jesteśmy u mnie w domu?

Młody Pan spojrzał w niebieskie oczy, które były teraz ciemniejsze i smutne. Zrozumiał.

Deja vuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz