15. "Kłótnia"

438 40 1
                                    

Jiang Cheng nalał sobie herbaty do małej filiżanki, obserwując w niej pływające liście. Nie chciał nawet patrzeć na drugiego mężczyznę w pokoju, który ledwo co stał na jego drugim końcu. Jedynie siłą woli powstrzymywał się od upadku. Najpierw kilka dni temu został trafiony Zidianem, teraz przejął klątwę i ponownie dostał biczem. Jego kruche ciało denerwowało go.

- Nie masz mi nic do powiedzenia? - warknął wściekle lider sekty, rzucając naczyniem w ścianę za jego rozmówcą.

- Jak stan Jin Linga? Obudził się? - zapytał spokojnie, starając się nie pokazywać jak bardzo teraz cierpi, by nie dać mu tej satysfakcji.

- Jak śmiesz o niego pytać! Nie masz prawa nawet być w jego pobliżu! - zacisnął ręce w pięści, nie mogąc spojrzeć na bruneta w tej chwili. Obwiniał go za wszystkie przykrości, jakie go spotkały przez całe jego życie. - Zapomniałeś kto jest jego matką? Nie pamiętasz dlaczego jej nie ma?! - uderzył pięścią w stół, marszcząc brwi, a narastająca złość w nim buzowała.

- Nigdy bym nie zapomniał! Jak mógłbym zapomnieć? Myślisz, że chciałem tego? - zerknął na niego, czując jak powoli pot spływa mu z czoła. - Pani Yu kazała mi was chronić. Starałem się. Wiem, zawiodłem was. Ale nigdy nie myśl, że zostawiłbym shijie na śmierć! - warknął, kiedy to teraz w nim narastała wściekłość, choć nie powinna. Przecież wie rzeczy, których jego brat nie wie i nie musi.

- Jesteś jedynie wstrętnym potworem! To było oczywiste, że pewnego dnia stracisz panowanie i nas wszystkich pozabijasz! Wei Wuxian, jak ci nie wstyd. Mój ojciec przygarnął cię, kiedy twoi rodzice chcieli cię zabić! Uratował cię! A ty jak mu się odwdzięczyłeś? Sprowadziłeś sektę Wen do Przystani Lotosów, zabiłeś jego córkę i wykląłeś się sekty Jiang! - wstał ze swojego miejsca, zbliżając się do demonicznego kultywatora. Chciał go najlepiej w tym momencie zabić, by zapłacił za wszystko co zrobił.

- Jiang Cheng, przestań! - spojrzał na niego swoimi czerwonymi oczami. - Możesz mnie nienawidzić przez całe swoje życie, nie mam ci tego za złe. Proszę cię tylko, byś udał się kiedyś ze mną na Kurhany. - spuścił głowę, czując jak przed oczami ma czarne plamki. - Jeżeli to kiedyś zrobisz, pozwolę ci mnie zabić, bez walki i bez podstępów. Możesz zniszczyć wtedy moją duszę, by nigdy się nie odrodziła. Tylko jeśli pójdziesz tam ze mną. - czuł jak kolejne siły go opuszczają, jednak nie może jeszcze upaść. Musi się jeszcze spotkać z Lan Zhanem, który na niego czeka.

- Ty na prawdę sadzisz, że ja się z tobą gdziekolwiek wybiorę? Chyba śnisz! Prędzej urwę ci głowę tu i teraz, w końcu zaznając spokoju! - w jego dłoni zabłysła fioletowa błyskawica, chcąc się po raz kolejny nią zamachnąć.

- Stać!! - drzwi się otworzyły, a zza nich wyskoczył zmachany młodzieniec w stroju sekty Jin.

- Jin Ling? - zapytali w tym samym czasie, patrząc na intruza, który im przerwał.

- Możecie się w końcu przestać ze sobą kłócić?! W całej gospodzie was słychać! - założył ręce na piersi, patrząc na nich obojgu karcąco.

- Jin Ling, to sprawa dorosłych. Wyjdź, albo połamię ci nogi! - warknął, patrząc z powrotem na najbardziej znienawidzoną osobę w swoim życiu.

- Jiang Cheng, jak ty się do niego zwracasz? Nie wstyd ci grozić własnemu siostrzeńcu? - fuknął na niego, odwracając się powoli do młodszego, czując jak znowu słabnie. - Jin Ling, wszystko z tobą w porządku? Klątwa powinna zniknąć, nie powinna też zostawić jakichkolwiek śladów, ale udaj się najlepiej jeszcze do medyka. Znalazłem cię w ścianie, nie wiadomo co mogło tam jeszcze być. - patrzył na niego zmartwiony, co nie umknęło niższemu, tak samo jego stan i jak ledwo trzyma się na nogach.

- Jest dobrze, wujku Mo! Jestem zdrów jak ryba! - wypiął dumnie klatkę piersiową, chcąc w jak najbardziej oczywisty sposób pokazać jak dobrze się ma.

Słaby i ledwo widoczny uśmiech swojego wuja był ostatnią rzeczą, jaką zdążył zobaczyć, zanim jego drugi wuj chwycił go za ubranie, odciągając od niego. Wziął go mocno, uderzając nim o zamknięte okno, przytrzymując. Wtedy zauważył jego stan. Mimo nienawiści do niego, coś go zakuło w sercu, kiedy patrzył jak ciężko oddycha, ledwo trzyma oczy otwarte, jego serce bije jak szalone i jego twarz była bielsza od szat sekty Lan. Na chwilę trochę rozluźnił ucisk, zauważając wtedy ukrywającą się pod jego ubraniem klątwę, która zdążyła się już rozprzestrzenić.

- Wei Wuxian... - szepnął, czując w tej krótkiej chwili współczucie.

- Chodźmy... razem na Kurhany... A-Cheng... - wykrztusił z siebie słabo, by po tym łańcuchy wyważyły okno, oplatając się wokół ciała Wei Wuxiana i wyrwały go z uścisku lidera sekty Jiang, porywając go.

The real Demon |Mo Dao Zu Shi|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz