Wspomnienie
Kolejny raz wyczuł jak ktoś chce wtargnąć w jego szyk, co dalej z łatwością blokował. Nie da się pokonać jakiemuś nowicjuszowi w jego własnej kultywacji. Po zebranych kultywatorach rozniosły się kolejne krzyki, że przecież ta klątwa zostawia na rzucanym ślady, a on ich nie ma, więc kto ją rzucił? Wtedy garstce zebranych zaczęło świtać, że ktoś inny musi za tym stać i zaczęli obwiniać tylko Wei Yinga, bo nagle zboczył z dobrej drogi. Nawet sam lider sekty Jin nie wiedział co powiedzieć, nie spodziewając się takiego obrotu wydarzeń.
- Od kiedy się tu zjawiłem i rozstawiłem swój szyk, ktoś próbuje go zmienić, chcąc pozostać nie zauważonym. - stwierdził, powoli opadając na kamienne schody za liderami czterech sekt. - Zabiję go. - uśmiechnął się tajemniczo, mając widoczny obłęd w oczach.
- Wei Ying, uspokój się. - Lan Wangji stanął przed nim, trzymając w gotowości swój instrument.
Nie wiedział, że właśnie jego przyjaciel stracił siebie przez gniew i rozpacz. Na świecie są tylko dwie osoby, które byłyby w stanie przywrócić go do normy, tylko tu się pojawiał problem. Jedna z tych osób była na niego wściekła, dlatego pozwala mu tak zostać, mając nadzieję, że sam siebie zabije. Druga za to nie była obecna.
- Drugi paniczu Lan, radzę się odsunąć, to już nie jest Wei Wuxian, którego znasz. - powiedział rozczarowany i zły Jiang Cheng, chcąc zabrać go z pobliża jego byłego brata.
- Trzeba mu pomóc. - wyrwał się z jego uścisku, patrząc z powrotem na swojego kolegę.
Wei Wuxian wystawił dłoń z długim i ostrym pazurem w stronę zebranych kultywatorów. Zaczął się zbliżać w wyznaczonym kierunku, otaczając się energią urazy. Wszyscy patrzyli się na ten dziwny widok, widząc jak zbliża się w stronę zebranych uczniów z LanlingJin. Nikt nie miał wystarczająco odwagi by się do niego zbliżyć. W tym momencie wydawał się być inny. Jego przerażająca aura, która pragnęła krwi, odtrącała wszystkich.
- Mam cię! - zatrzymał się, uśmiechając i pokazując swoje ostre kły. - Na prawdę myślałeś, że ujdzie ci to na sucho? Chcesz zrzucić wszystko na mnie, prawda? - zaśmiał się, ruchem ręki podnosząc mężczyznę w górę, wywołując z tłumu i przywołując go do siebie. Zdziwiony i przerażony uczeń z Jin nie wiedział co się dzieje, w końcu miał taki idealny plan. - Mnie nazywacie heretykiem, a sami macie jednego pod dachem. - spojrzał na lidera sekty z której pochodzi mężczyzna trzymany na kilka metrów w górze.
- Wei Wuxian! Odstaw go! Robiąc mu cokolwiek narazisz się na gniew LanlingJin! - wyszedł na przód Jin Guangshan, rozpoznając kto sprowokował demonicznego kultywatora.
- Zaryzykuję.
Tylko w tej jednej sekundzie Jin Guangyao był w stanie zrobić coś bardzo głupiego i ryzykownego, ale musiał zostać przy życiu. Z trudnością podniósł prawą rękę, na której pojawił się mały płomień. Zaczął mówić coś sam do siebie, zauważając, że Wei Wuxian nie kontroluje już swojego szyku. Wykorzystał to, na co na placu ogień przybrał kolor błękitu, a spod stóp zebranych kultywatorów zaczęły wychodzić okropne trupy, które były kiedyś wojownikami z sekty Wen.
- Wei Ying, zatrzymaj to! - krzyknął Jiang Cheng, myśląc, że to on jest za to odpowiedzialny.
- A-Xian! - kobiecy głos rozniósł się po polu bitwy, zwracając tak głównie na siebie uwagę trzech osób.
CZYTASZ
The real Demon |Mo Dao Zu Shi|
FanfictionWei WuXian od zawsze miał w sobie coś mrocznego, co zawsze ukrywał. Nie chciał by widzieli jego prawdziwą twarz, więc chował ją pod maską zabawnego ucznia klanu Jiang. Jednak czasami pokazywała się sama, nie mogąc jej kontrolować, co nie raz spowodo...