Młody mężczyzna stanął na przeciwko zadowolonych juniorów rożnych sekt, zerkając na ich uśmiechnięte twarze. W środku czuł się dumny, widząc jak ze smakiem zjedli jego danie. Przynajmniej nie są już głodni, wyjadając nawet najmniejsze kawałki ryżu.
- Skoro macie z powrotem siłę, powinniśmy ruszyć dalej. - założył ręce na biodra, ponownie zerkając na ich twarze, które teraz były raczej mniej szczęśliwe.
- Wujku Mo, daj nam jeszcze chwilę. Dopiero co zjedliśmy! - mruknął Jin Ling, siadając pod ścianą ze swoim mieczem, który dostał z powrotem.
- No właśnie! - dosiadł się do niego Lan Jingyi.
- Tym razem zgadzam się z moimi towarzyszami. - zaraz dołączył do nich Lan Sizhui, siadając obok swojego kolegi z sekty.
Wei Wuxian westchnął jedynie na ten widok, kręcąc głową. Musiał jednak przyznać, że mają po części rację. Na pewno byli zmęczeni. Dopiero co zostali zatruci, po tym jeszcze musieli walczyć kilka razy i do tego biegali za Hanguang-Jun, który prowadził ich w bezpieczne miejsce. Podszedł do nich bliżej, stając na przeciwko.
- W takim razie zróbcie dla mnie miejsce. - zaśmiał się, nachylając lekko i czekając.
- Jasne, Paniczu Mo! - wstał szybko Lan Jingyi, ruchem ręki zachęcając starszego do zajęcia jego poprzedniego miejsca.
Wei Ying dosiadł się, od razu robiąc za poduszkę lub oparcie dla dwóch uczniów po jego bokach. Zaraz i poszli w ich ślady inni juniorzy, wygonie się wykładając wokół ich tymczasowego opiekuna. Starszy ponownie westchnął, odchylając lekko głowę i zamykając oczy. Nim sam pozwolił sobie na odpoczynek, kilka talizmanów ochronnych wyleciało spod jego ubrania, przyczepiając się na ściany, drzwi i okna pomieszczenia. Czekając jeszcze moment, aż każdy z nich zaśnie, jego oczy zmieniły się. Zrobiły się czarne, a tęczówki czerwone z podłużną źrenicą. Zza jego pleców zaczął wychodzić wielki i potężny cień, owijając się wokół wszystkich uczniów na podłodze. Na wszelki wypadek ochroni to ich na dłużej, gdyby talizmany nie wytrzymały, i będzie utrzymywać ich w cieple. Ostatni raz spoglądając po spokojnie śpiących juniorach, sam zamknął swoje oczy, odprężając się.
Wysoki mężczyzna w bieli zmierzał na skraj miasta, poszukując kilkoro nastolatków i jednego demonicznego kultywatora. Spojrzał na domostwo, w którym zostawił ich, wyczuwając od niego ogromne ilości demonicznej energii i wiele innych dziwnych rzeczy. Domyślił się kto za tym stoi. Doskonale wie, że będzie on bronić młodych uczniów sekt w jakikolwiek sposób, tak długo jak jest skuteczny, nawet jeśli nie jest on uznawany za dobry przez innych kultywatorów. Nie musiał się silić i ściągać talizmany. Wszedł normalnie, zostając uznanym za przyjaciela a nie kogoś niebezpiecznego. Zaglądał do różnych pomieszczeń, aż nie znalazł niewielkiej kuchni. Wszedł do środka, od razu zauważając śpiących uczniów i Wei Yinga na podłodze, otoczonych chroniącym ich dziwnym cieniem. Lekki uśmiech wkradł się na jego ust, widząc spokojną twarz młodszego mężczyzny. Kiedy spał wydawał się taki uroczy i spokojny. Zauważył jak Lan Sizhui lekko się poruszył, bardziej opadając na jego Wei Yinga. Jego spojrzenie zmiękło na ten widok, czując w swoim sercu szczęście.
- Lan Zhan. - usłyszał słodki i zmęczony głos bruneta otoczonego juniorami.
Jego uszy przybrały lekki różowy kolor. Korzystając z sytuacji wszedł w cień, podchodząc bliżej swojego obiektu westchnień. Jego widok napawał go szczęściem, ale chciał więcej. Nie chce przez resztę życia tylko na niego patrzeć i wzdychać. Dlatego przynajmniej teraz skorzysta ze swoje szansy i spróbuje czegoś nowego. Powoli nachylił się nad brunetem, starając się nie obudzić nikogo. Widząc go ponownie tak blisko, jego serce biło szybciej. Stanął pomiędzy jego nogami, obserwując jego śpiącą twarz. Widział jak bardzo zrelaksowany teraz był. Korzystając z tej sytuacji nachylił się jeszcze bliżej, delikatnie przejeżdżając po policzku niższego. Przybliżył się jeszcze bardziej, lekko muskając jego usta swoimi. Jego serce biło tak szybko, przez co myślał, że zaraz wyskoczy z jego klatki piersiowej. Przymknął oczy, napawając się chwilą i chcąc więcej. Szkoda, że Wei Ying spał i nie był nim zainteresowany, wtedy to na pewno by pogłębił ich pierwszy pocałunek po latach. Zaskoczony otworzył z powrotem swoje oczy, czując nagle jak jego pocałunek jest oddawany, a usta drugiego mężczyzny napierały bardziej na jego. Nie widział by wstał, nadal będąc w tej samej pozycji i tak samo zrelaksowany. Lan Wangji nie myśląc dłużej, korzystał z tej sytuacji. Złapał jego twarz w obie swoje dłonie, mogąc się w końcu delektować ustami Wei Wuxiana. Słysząc jego cichy jęk, oderwał się od niego, zauważając na jego twarzy lekki różowy kolor. Zawstydzony, ale i zadowolony z tej sytuacji, wyprostował się. Wtedy dostrzegł czerwoną twarz Lan Sizhui, który przyglądał mu się zdziwiony. Przystawił sobie palec do ust, pokazując, że ma być cicho, posyłając surowe spojrzenie. Po tym odwrócił się, wychodząc z otaczającego ich cienia i później wychodząc z pomieszczenia.
CZYTASZ
The real Demon |Mo Dao Zu Shi|
FanficWei WuXian od zawsze miał w sobie coś mrocznego, co zawsze ukrywał. Nie chciał by widzieli jego prawdziwą twarz, więc chował ją pod maską zabawnego ucznia klanu Jiang. Jednak czasami pokazywała się sama, nie mogąc jej kontrolować, co nie raz spowodo...