Wei Wuxian obserwował zza filarów co wyprawiają uczniowie z Lan. Wieszali dalej jego flagi i talizmany ochronne. Usiadł wygodniej na poręczy, opierając się o drewniany filar obok. Interesowało go, co dokładnie mieli w zamiarze młodzież, patrząc, że do tych flag potrzebna jest żywa przynęta. Jedyne co mu przyszło do głowy to to, że samych siebie wezmą na nią. Parsknął cichym śmiechem.
- Uczniu Lan. - powiedział, zauważając przyglądającego mu się jednego z nich. - Mogę w czymś pomóc lub coś się stało, że tak mi się przyglądasz? - posłał mu swój uśmiech, patrząc mu w oczy. Lan Jingyi szybko odwrócił wzrok, robiąc kilka kroków w tył, będąc lekko rozkojarzonym.
- N-nie! Jest w porządku, Paniczu Mo. - wypowiedział na jednym wdechu, kierując się od razu do swojego towarzysza.
Starszy brunet uśmiechnął się po raz kolejny, zaraz schodząc ze swojego miejsca i oddalając się od nich. Spojrzał ostatni raz na flagi, a jego oczy lekko błysnęły czerwienią. Tak, był pewien, że będzie to niezapomniana noc. Dostał się szybko do pokoju w którym się dzisiaj obudził, zauważając nadal panujący bałagan. Nie przejmując się tym usiadł na macie, czekając aż nie zapadnie zmierzch.
Gdy tylko zaszło słońce i większość miasta Mo już spała, pewien młody brunet usiadł sobie na dachu, czekając aż zacznie się pokaz. Spodziewał się co zaraz może zajść, dlatego przyniósł ze sobą dwa słoje wina ryżowego, by umilić sobie ten czas. Jeden ze sług szedł właśnie przez rezydencję z lampą, ziewając przy okazji i mrucząc coś do siebie pod nosem. Wei Ying machnął ręką, by czarny cień spadł w miejsce, gdzie znajduje się trup, pijąc przy okazji pierwszy słój. Zauważając to sługa szybko zajrzał co tam jest, znajdując to, co siedzący na dachu mężczyzna chciał. Zaczął krzyczeć o morderstwie, o Paniczu Mo i śmierci, alarmując w ten sposób wszystkich w rezydencji. Zaczęło się - pomyślał Wei Wuxian. Zszedł z dachu, kiedy Pani Mo zaczęła biec w stronę swojego syna, biorąc go od razu w objęcia i płacząc nad jego losem. Podszedł bliżej nich, nie chcąc nic przegapić.
- Kto ci to zrobił, A-Yuan!? Kto śmiał mi cię odebrać!? - rozpaczała dalej, krzycząc.
- Pani Mo proszę się uspokoić i dać nam zbadać sprawę. Znajdziemy winowajcę, obiecuję to Pani. - Lan Sizhui podszedł bliżej do kobiety, kładąc jej dłoń na ramieniu i starając się jej dodać otuchy.
- Proszę, znajdźcie go! Sama go ukarzę za to, co zrobił mojemu kochanemu A-Yuan! Zemszczę się w jego imieniu! - złapała młodszego za ramiona, trzęsąc nim i płacząc.
- Proszę o wybaczenie, jednak mam pewne zastrzeżenie. Jego energia, mięśnie i życie zostały kompletnie wyssane z ciała. Może to wskazywać jedynie na demona, który został zwabiony przez wywieszone flagi. - dodał spokojnie Wei Wuxian podchodząc do trupa i klękając przy nim. - Brakuje mu lewej reki, której nie ma przy ciele. - złapał za pusty rękaw, zaraz odwracając delikatnie ciało kuzyna na plecy. Nie musi się starać być ostrożnym, ale chce jeszcze trochę zmanipulować tutejszych ludzi, więc udaje szacunek do zmarłego. Ubranie trupa ułożyło się inaczej, na co mały skrawek czarnego materiału wyszło na wierzch, co nie umknęło kilku osobom. Ale kto mu go podrzucił, nie jest ważne.
- Paniczu Mo, proszę się odsunąć. - podszedł do niego Lan Jingyi, wyjmując jedną ręką tajemniczy materiał spod ubrania, drugą odsuwając bruneta klęczącego przy ciele. - Flaga przyciągania duchów. - stwierdził, marszcząc brwi.
- Skąd wziął ją Panicz Mo? - zapytał zdziwiony jeden ze sług stojących dookoła nich.
- Jak to skąd? Przecież są one porozwieszane po całej rezydencji. - stwierdził Wei Ying, zakładając ręce na piersi, opierając się o kamienną ścianę z boku.
Nagle rozbiegły się krzyki z tyłu całego zebrania na placu, co przykuło uwagę innych. Nie długą chwilę później zauważyli co było przyczyną tego zamieszania. Po raz kolejny na usta bruneta wkradł się tajemniczy uśmiech.
CZYTASZ
The real Demon |Mo Dao Zu Shi|
FanficWei WuXian od zawsze miał w sobie coś mrocznego, co zawsze ukrywał. Nie chciał by widzieli jego prawdziwą twarz, więc chował ją pod maską zabawnego ucznia klanu Jiang. Jednak czasami pokazywała się sama, nie mogąc jej kontrolować, co nie raz spowodo...