Rozdział 11

92 6 3
                                    

Adrianna

Naszedł długo wyczekiwany przez wielu uczniów dzień wycieczki.

Choć wcale nie miałam ochoty tam jechać, to po namowach Przemka i dziewczyn w końcu się zgodziłam.

Siedziałam na łóżku i zastanawiałam się czy aby na pewno wszystko spakowałam. Ładowarka, dokumenty, bielizna, ubrania, kosmetyki - wszystko gotowe.

Spakowałam również Shebę - Krystian nie chciał nawet słyszeć sprzeciwu i twierdził, że zna kogoś kto zajmie się nią na czas naszej wycieczki.

Po niedługiej chwili obiekt moich westchnień zjawił się w moim mieszkaniu.

- Gotowa? - zapytał gdy wszedł do mojej sypialni. Oparł się bokiem o framugę.

Rzadko widywałam go w takim wydaniu. Zwykły biały t-shirt, dżinsy i lekka jesienna kurtka były miłą odmianą od czarnych koszul, ciemnych spodni, a przede wszystkim koloratki.

- Hej, ziemia do Ady - zaśmiał się szczerze, a ja wróciłam do rzeczywistości. Ciężko było przyznać przed samą sobą, że ten prosty dźwięk potrafi ścisnąć za serce.

- Tak, jestem gotowa - mruknęłam. - Przepraszam, zamyśliłam się.

- Pakuj kotka i lecimy.

Wsadziłam Shebę do transportera i przeszłam do przedpokoju, żeby założyć buty i płaszcz.

Krystian w międzyczasie zabrał moją torbę narzucając ją na ramię, do drugiej ręki wziął rzeczy kotki i transporter. Zamknęłam mieszkania na wszystkie możliwe spusty i ruszyłam za blondynem.

- Zapomniałaś chyba zabrać ze sobą dobrego humoru - spojrzał na mnie przelotnie gdy wyjeżdżaliśmy z parkingu, w tym samym czasie odpisywałam dziewczynom, które były bardzo podekscytowane obecnością biologa na wycieczce.

Uśmiechnęłam się smutno.

- Powiesz mi, komu powierzamy mojego kota? - zwinnie zmieniłam temat.

- Mojemu bratu. Miał kiedyś koty, więc to idealny kandydat na opiekuna - wyjaśnił.

- Myślisz, że to dobry pomysł, no wiesz... W końcu ja i ty... - próbowałam dobrać odpowiednie słowa, ale nadal nie wiedziałam na czym staliśmy.

- Spokojnie, Bartek nikogo nie ocenia. Gdybym mu powiedział kim dla mnie jesteś, wierz mi, ucieszyłby się - położył mi rękę na kolanie w pocieszającym geście.

Przyznaję, trochę odetchnęłam z ulgą. Choć z jednej strony serce krzyczało kim jestem? To z drugiej, umysł podsuwał okropne podpowiedzi.

- To tutaj - poinformował Krystian.

Znajdowaliśmy się na osiedlu domków jednorodzinnych. Ten przed którym staliśmy zbudowany był z bladopomarańczowej cegły.

- Zaczekam w samochodzie, poradzisz sobie? - zapytałam zerkając na mężczyznę.

- Oczywiście słońce - usłyszałam w odpowiedzi na co uśmiechnęłam się lekko.

***

Zajęłam w autokarze miejsce obok Natalii, przed nami na dwóch siedzeniach rozsiadła się Paula. Droga miała zająć około dwóch godzin.

Smak samotnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz