Rozdział 5

116 10 5
                                    

Adrianna

Stanęłam pod niewielkim budynkiem z białej cegły. Wokół było ciemno, a przede wszystkim bardzo cicho. Na pierwszym piętrze zauważyłam przyćmione światło.

Nawet nie wiem czy dobrze trafiłam. Krystian nie podał dokładnego adresu, ciągle nie miałam telefonu więc nie mogłam wspomóc się mapami. To jedyny kościół, który mijałam w drodze do szkoły.

Dostrzegłam wydeptaną ścieżkę na trawniku, która prowadziła za probostwo. Niepewnie tamtędy podążyłam, na tarasie wyłożonym z ciemnej kostki brukowej zauważyłam mężczyznę siedzącego na jednej z ławek. Jego sylwetkę oświetlały tylko lampy solarne umieszczone wzdłuż tarasu.

- O, już myślałem, że nie przyjdziesz - uśmiechnął się niepewnie Krystian. Zdziwiłam się, że ma na sobie koszulkę z krótkim rękawem, ponieważ wieczory robiły się już naprawdę chłodne.

- Przyszłam, ponieważ masz coś, co należy do mnie - uśmiechnęłam się sztucznie.

- Telefon oddam Ci po filmie. Chodź, bo zaraz zacznie się seans - odparł i położył mi dłoń na plecach, następnie otworzył drzwi przepuszczając mnie w nich. Przewróciłam oczami. On naprawdę chce mnie skazać na swoje towarzystwo w piątkowy wieczór.

Weszliśmy do plebani. Wnętrze wykończone było całkowicie w drewnie. Wysokie, brązowe, zakręcone schody prowadziły na górę do innych pomieszczeń. Przede mną rozciągał się duży salon, w którym znajdował się komplet czarnych, skórzanych mebli, niski kawowy stolik na samym środku. Na ścianach wisiały oczywiście święte obrazy, dyplomy, a nawet półki z książkami i kwiatami.

Zdjęłam buty i zgodnie ze wskazówkami Krystiana ruszyłam w stronę schodów. Na zakręcie dopadł mnie stres. I to taki totalny.

W szkole zawarłam już parę znajomości, ale kosztowało mnie to trochę czasu. Nie potrafiłam zaufać komuś w tak krótkim czasie, nie byłam pewna czy jeszcze dam radę zaufać. Nie potrzebowałam wielkiego grona znajomych, wystarczyło mi paru, ale za to szczerych, zaufanych przyjaciół. Wspomnienia przywiodły mi na myśl Mikołaja. Bardzo za nim tęskniłam, on zawsze mnie rozumiał.

- A co, jeśli mnie nie polubią? - szepnęłam i odwróciłam się w jego stronę. Stałam tylko jeden stopień wyżej od niego, dzięki czemu nasze twarze były niemal równe sobie.

Przełknęłam gulę, która ściskała moje gardło.
Jego błękitne oczy wpatrywały się w moje, lecz co jakiś czas zerkał na moje usta przez co nerwowo je oblizałam. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Chwila, czy ja czuję motyle w brzuchu?

- Wystarczy, że ja Cię lubię. Chodźmy - zacisnął szczękę i mnie wyprzedził. Zajebiście.

Nie wiem czego się spodziewałam idąc tu. Bandy fanatyków religijnych, którzy od przekroczenia progu zechcą mnie nawrócić? Być może.

Dotarliśmy do drzwi, mężczyzna szeroko je otworzył i znów w nich przepuścił. Na dywanie siedziały trzy dziewczyny, twarze miały znajome, możliwe, że widziałam je w szkole, fotele zajmowało dwóch chłopaków, jednak kanapa, która znajdowała się na środku pokoju, jednocześnie na wprost telewizora pozostała pusta.

- Już jesteśmy - powiadomił, tym samym ich uciszając, bo nie zorientowali się, że weszliśmy do pokoju. - No więc, to jest Ada, nie musicie udawać, że jesteście super, prędzej czy później się na was pozna - zaśmiał się głośno łapiąc poduszkę, którą rzucił w niego jeden z chłopaków. - Od lewej: Karolina, Aga i Monika - przedstawił, a one zaczęły burczeć, że potrafią same się przedstawić. - To jest Szymon, a to Damian - przedstawił chłopaka w długich, brązowych włosach, a później wskazał na blondyna ściętego na jeżyka. Kompletne przeciwieństwa.

Smak samotnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz