Rozdział 1

355 26 8
                                    

- Jenkins! - warknęłam, gdy tylko trzasnęły za mną drzwi biura.

Mężczyzna przed trzydziestką zmaterializował się przede mną.

- Tak, pani Shima? - spytał spokojnie.

Zupełnie nie przejął się moim tonem. To dobrze. Gdyby każdy w biurze przejmował się tym, że przez większość czasu na nich warczę nie miałabym z kim pracować.

- Jak stoimy ze sprawą Okamury?

- Zaniosłem pismo do sądu. Czekamy na odpowiedź.

- A z Tanaką?

- Ma pani z nim spotkanie o dwunastej.

Skinęłam głową.

Obecnie sprawy Okamury i Tanaki były naszymi priorytetami. To duzi klienci, którzy zapewniają ogromne przychody kancelarii. Nie mogłam spieprzyć ich spraw, wszystko musiało iść jak z płatka.

Aż do sali sądowej, gdzie zmiażdżę prokuratora z uśmiechem na ustach.

Położyłam ręce na kołach i popchnęłam wózek. Moje biuro mieściło się w gabinecie na rogu, jednym z większych w kancelarii. Zasłużyłam na niego już w pierwszym roku mojej pracy tutaj. Taka jestem dobra.

Dobra, to zwykłe przechwalanie się. Ale jeśli ja nie będę chwalić samej siebie to kto będzie? Nie to żeby nie była to prawda. Jestem dobra. W końcu dostałam jeden z największych gabinetów w pierwszym roku mojej pracy. Ludzie dochodzą do tego po latach. A prawnicy w pierwszym roku po rozpoczęciu pracy zajmują boksy, nie gabinety. I nie zarządzają aplikantami.

Więc... tak, jestem dobra.

W ekspresowym tempie dojechałam do biura i zatrzasnęłam drzwi przed nosem Jenkinsa.

Mam za sobą ciężki poranek, który zaczął się zdecydowanie za wcześnie.

Ale teraz nie czas na to. Teraz muszę przygotować się do spotkania z Tanaką. To jedyne co się aktualnie liczy. O telefonie od Kuroko pomyślę później.

Moja praca daje mi wiele satysfakcji. Decyzja o zostaniu prawnikiem wymusiła zmiany w moim życiu, dobre zmiany. Dzięki pracy w zawodzie zyskałam pewność siebie i szacunek otoczenia. Udowodniłam, że jestem kimś. Pozwoliła mi też realizować zachcianki bez mrugnięcia okiem - w końcu było mnie na to stać. Długie godziny pracy (jedna z rzeczy, którą wysoka pensja ma zatuszować) umożliwiły ucieknięcie od niewygodnych myśli. Aż z czasem, pochłonięta tym co dzieje się, najpierw na studiach (uwierzcie mi nie jest tam łatwo być na bieżąco z materiałem) a potem w kancelarii, zaczęłam zapominać. Problemy, z którymi zmagałam się zanim rozpoczęłam nowe życie, to życie, dające mi tyle satysfakcji, zaczęły blaknąć. Zaczęłam je postrzegać jako problemy kogoś innego. W końcu tamta dziewczyna, zdradzona przez najbliższych, ta która wylądowała na wózku i nie mogła się z tym pogodzić - to nie byłam ja. Ja byłam pewną siebie prawniczką, która rozstawiała ludzi po kątach i zawsze dostawała to czego chce. Dlatego strzegłam tego życia za wszelką cenę. Nikt ani nic nie było w stanie mi go odebrać.

Dlatego, gdy weszłam na spotkanie z paniem Tanaką i zobaczyłam koło niego Midorimę Shintaro, myślałam że uduszę go gołymi rękami.

A zapowiadało się tak przyjemnie.

Za pięć dwunasta Jenkins zapukał do drzwi. Gdy pozwoliłam mu wejść (cierpliwie czekał na pozwolenie) oznajmił, że pan Tanaka właśnie wszedł do budynku i za chwilę pojawi się w kancelarii. Powiedziałam mu żeby czekał na niego przy drzwiach i przyprowadził bezpośrednio do mojego gabinetu (żeby Tanaka nie musiał rozmawiać z naszą najnowszą recepcjonistką - dziewczyna jest beznadziejna) a sama uporządkowałam dokumenty na biurku. Na wierzchu położyłam teczkę z dokumentacją obecnej sprawy (jakieś przekręty finansowe. Nic z czym nie byłabym w stanie sobie poradzić.) i czekałam aż Tanaka przejdzie przez drzwi.

Zazwyczaj towarzyszył mu jakiś asystent, pomocnik (jak zwał tak zwał), ktoś kto ogarnia jego sprawy lepiej od niego. (Tak naprawdę ja nawet nie wiem czy Tanaka do końca rozumie czego dotyczą zarzuty po za tym, że zdefraudował pieniądze. Z pewnością za to rozumie strategię obrony - księgowy to zrobił.) Nigdy nie przejmowałam się zapamiętywaniem ich imion. Nie byli ważni. Ich zadaniem było słuchać co mam do powiedzenia. Tyle.

Dlatego moje zaskoczenie sięgnęło zenitu, gdy za Tanaką wszedł Midorima Shintaro.

O tak, tego nazwiska nikt nie musiał mi przypominać.

Wzięłam głęboki wdech i przywołałam na twarz najbardziej obojętny wyraz na jaki było mnie stać.

- Panie Tanaka - przywitałam się.

- Pani Shima - Tanaka się uśmiechnął. - Dobrze znowu panią widzieć.

Przemilczałam fakt, że nasze spotkania oznaczają, że znowu jest oskarżonym w jakiejś sprawie.

- To mój bratanek, Midorima Shintaro. Przejmie po mnie biznes - uśmiechnął się porozumiewawczo.

- Midorima, pani Shima Ayano. Najlepszy prawnik w Tokio.

Zmusiłam się do uprzejmego uśmiechu.

- Myślę, że trochę pan przesadza, panie Tanaka.

- Ja przesadzam? Wygrałaś każdą moją sprawę!

- Prokuratura lubi się obijać, to wszystko - odkaszlnęłam - ale przejdźmy do rzeczy.

- Oczywiście - obaj zajęli fotele postawione po drugiej stronie biurka. - Co nowego się wydarzyło?

Następne piętnaście minut mechanicznie opowiadałam o wszystkim co zrobiliśmy w sprawie Tanaki. W tym czasie mój mózg cały czas oceniał Midorimę.

Wydoroślał. To zdecydowanie. Jednak nadal wyglądał jak Midorima, którego kiedyś znałam. Starannie ułożone włosy, okulary, nienaganny wygląd. Nawet w dalszym ciągu owijał taśmą palce. Czyżby dalej grał? Nie było by to nic dziwnego... przecież był świetny. Nigdy nie pudłował. I świetnie grał w obronie. Nie, to jaki teraz jest (chociaż z jego poważnej, skupionej twarzy wnioskowałam, że w kwestii charakteru nie za wiele się zmieniło) nie powinno cię obchodzić. Od lat nie masz nic wspólnego z tym chłopakiem. Mężczyzną. Nie jesteście już najlepszymi przyjaciółmi.

- Dziękuję, pani Shima - powiedział na koniec Tanaka. - Shintaro, zapamiętałeś wszystko?

- Tak.

- Zdumiewający chłopak! - Tanaka się zaśmiał. - Ja idę kupić dwie rzeczy i muszę je sobie zapisać. A ten tutaj zapamiętuje wszystko. Zobaczy pani, gdy pewnego dnia przejmie po mnie firmę, dopiero pokaże światu. Dzięki mnie jesteśmy w pierwszej dziesiątce w Japonii, ale Shintaro zaprowadzi nas do pierwszego miejsca na świecie.

Midorima tego nie skomentował. Nigdy nie miał zwyczaju nie zgadzać się z ludźmi, którzy opowiadali o jego wielkości. Nawet przyszłej.

Pożegnałam się z Tanaką. Midorima wyszedł bez słowa.

Przez całe spotkanie nie dał nawet najmniejszego znaku, że mnie poznaje. Zupełnie jakby o mnie zapomniał. Może tak jest. W końcu, jak sam udowodnił, nigdy nie byłam dla niego naprawdę ważna.

Bo przecież gdyby mnie poznał byłby chociaż trochę zdziwiony, że jestem na wózku, prawda? Chyba że Tanaka go uprzedził. Pewnie zrobił z tego jeden z tych swoich głupich, przaśnych dowcipów o tym jak to nie chodzę.

Gdy przejęłam sprawę Tanaki, ten nie chciał nawet o mnie słyszeć. Nie obchodziło go co mówił o mnie starszy wspólnik, który właśnie przechodził na emeryturę, i którego sprawy miałam przejąć. Tanaka nie wierzył, że sobie poradzę. Jakby to że jestem na wózku w jakikolwiek sposób upośledzało moje zdolności jako prawniczki. To było pierwsze co wyraźnie dał mi odczuć. I mimo że udowodniłam mu swoją wartość i jego zdanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, ja wciąż go nie cierpiałam. Musiałam być dla niego miła i uprzejma - w końcu jest klientem - ale nikt nie mógł mnie zmusić do polubienia tego człowieka.

A teraz Midorima zaczyna przejmować firmę. Pasuje do do niego, ale... nie wiem... zawsze wyobrażałam sobie, że Midorima skończy jako zawodowy koszykarz. To znaczy z tego co mi wiadomo obecnie nim jest. Nie to żebym myślała o nim za dużo. Może na początku. Ale potem... po prostu odszedł w niebyt. Pojawiał się jedynie w snach.

Nie. Wystarczy.

Zmusiłam się do otworzenia leżących nieopodal akt. Midorima to zamknięty rozdział. A ja mam jeszcze sporo pracy.


Shima || Kuroko no Basket FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz