Rozdział 5

222 16 3
                                    

Podobno, gdy umierasz widzisz całe swoje życie przed oczami. Gdy tamtego pamiętnego dnia wybiegłam ze szkoły moje życie się skończyło. Przynajmniej w formie jaką znałam do tej pory. Ale nie rozwinęła się przede mną rolka z filmem zawierające najlepsze, najgorsze, czy tak naprawdę jakiekolwiek momenty z mojego życia. Widziałam ich twarze - roześmiane, spokojne, zagniewane. Starsze i młodsze. Widziałam jak mówią, ćwiczą, siedzą bezczynnie. Gdy potem o tym myślałam doszłam do wniosku, że to dlatego, że tak bardzo związałam z nimi swoje życie, że dla mnie nie starczyło już miejsca. Dlatego obiecałam sobie, że już nigdy nie pokocham nikogo tak bardzo. Że już nigdy nie uznam nikogo za ważniejszego ode mnie. Że nie przywiąże się na tyle, by fakt, że ktoś zniknął z mojego życia sprawił, że poczuję jak ono po raz kolejny rozpada się na kawałki. 

Nawet Eliot, który w teorii jest moim najlepszym przyjacielem. Mogę żyć bez niego. Gdyby z jakiegoś powody mnie zostawił, nie zmieniło by to zbyt wiele. Żyjemy w idealnej symbiozie - pogadamy, pośmiejemy się, ale tak naprawdę nam na sobie zbytnio nie zależy. Mogę perorować o jego nieodpowiedzialności, ale dostarcza mi ona tyle rozrywki, że w rzeczywistości nie próbuję sprawić by bardziej o siebie dbał, by uważał na nieznajomych, za którymi jest w stanie ruszyć w najdziwniejsze miejsce. Przynajmniej mam się z czego pośmiać. Gdyby odszedł... cóż jestem w stanie wymienić sporo rzeczy, którymi byłabym w stanie sobie zastąpić jego obecność bez większego problemu. 

Dzięki temu jestem bezpieczna. Niepodatna na zranienia. 

Jednak w tamtym momencie, gdy patrzyłam na ich postarzone latami twarze, czułam się bezbronna. W tym tygodniu widziałam się z Kuroko i z Midorimą. Już samo to zdecydowanie nadszarpnęło moje pokłady samokontroli. Fakt, że teraz cała szóstka stała na moim progu sprawiła, że miałam ochotę wybuchnąć.

Siódemka - uświadomiłam sobie ze zdziwieniem. Na ganku stało siedem osób - Akashi, Aomine, Midorima, Murasakibara, Kise, Kuroko i jakiś obcy facet, który przestępował z nogi na nogę i wyraźnie nie wiedział co ze sobą zrobić.

- Czekajcie na mnie! - zerknęłam w stronę, z której dochodził damski głos.

Momoi właśnie przebiegła przez bramę karykaturalnie machając rękoma. Gdy w końcu dołączyła do grupy wzięła głęboki wdech i zaczęła perorować z pretensją:

- Dlaczego na mnie nie poczekaliście?! Przecież wyraźnie powiedziałam, że spóźnię się chwilę więc mieliście... - jej głos był pełen oburzenia i wydawała sobie zupełnie nie zdawać sprawy z napięcia jakie do tej pory panowało.

- A pani to ja nie znam - przerwał jej Eliot.

Momoi spojrzała na niego ze zdziwieniem. Chyba nie spodziewała się, że jej ktoś wejdzie w słowo.

- Momoi Satsuki - powiedziała w końcu. - A pan to...

- Ktoś zdecydowanie nie zainteresowany dalszą konwersacją - odwrócił się na pięcie i ruszył w głąb mieszkania.

Gdyby nie to że przez całą sytuację było mi zdecydowanie niewesoło, pewnie parsknęłabym śmiechem. To lekceważące podejście aż krzyczało Eliot. I w jakiś sposób kojarzyło mi się również z byłymi przyjaciółmi. Chociaż w momencie, gdy oni lekceważyli innych przekonani o swojej wyższości, Eliot najzwyczajniej w świecie... nie był zainteresowany. Po prostu. Nie uważał się za lepszego. Uważał, że cokolwiek z czego rezygnował nie jest zabawne, a skoro nie ma zabawy, nie ma Eliota.

- To było nieuprzejme!- zawołała za nim z oburzeniem Momoi.

Eliot nie odpowiedział.

Prawdopodobnie nie był zainteresowany.

Shima || Kuroko no Basket FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz