Louis uśmiechnął się, gdy wszedł do klasy, ustawiając się koło biurka pani Brown. Cóż, musiał powstrzymać się od komentarza na temat jej niepasującego nazwiska, odkąd kobieta co kilka chwil poprawiała swoje długie blond włosy. Nie chciał zszargać swojej opinii już na wstępie, więc zagryzł uśmiech i uprzejmie pomachał uczniom.
- Louis Tomlinson będzie waszym nowym kolegą – powiedziała, kładąc szczupłą dłoń na jego ramieniu. Chłopak trochę bał się kobiet w tym wieku, ponieważ lubiły go one podrywać za każdym razem, gdy pojawiał się w klubie i był już nieco pijany. Nie wiedział, jak ma bardziej pokazać, że nie jest hetero. Obcisłe spodnie, luźny nadgarstek i posmarowane nawilżającym balsamem usta przestały działać. – Chcesz coś o sobie powiedzieć?
- Uh, to niezręczne – zaśmiał się pod nosem, a klasa odpowiedziała mu uśmiechem, więc od razu się zrelaksował, unosząc brodę do góry. – Jestem Louis, pochodzę z Doncaster i... reszta nikogo nie obchodzi, więc... Próbuję rzucić palenie? – mruknął z uśmieszkiem, na co jego nowi koledzy parsknęli śmiechem, a pani Brown zacisnęła dłoń na jego ramieniu i pokręciła niezadowolona głową. Znaczy próbowała być niezadowolona, ponieważ Louis doskonale widział, jak powstrzymuje się od niewielkiego uśmiechu.
Osiemnastolatek naprawdę kochał to, jak łatwo przychodziło mu zaklimatyzowanie się w nowym miejscu i odnalezienie się w sytuacji. Co prawda stres zjadał go od rana, dlatego nerwowo wyginał kostki w palcach, a idąc do szkoły zapalił trzy papierosy, jednak na koniec i tak był zadowolony. Każdy się do niego uśmiechał, a on próbował pokazać się z tej najlepszej strony; z tej, w której był obojętny i pewny siebie, gdy w rzeczywistości przejmował się prawie każdą uwagą i pierdołą, rumieniąc się i zawstydzając naprawdę szybko.
- W porządku. Mamy nadzieję, że będzie ci się u nas podobało – pani Brown w końcu zabrała rękę z jego ramienia i uśmiechnęła się naprawdę szeroko. Była miła, taka, jak Louis mógłby sobie wyobrażać, że powinna być; to był typ kobiety, która mogłaby być koleżanką jego mamy, za co on dostawałby pochwały i byłby szarpany za policzek, jakby był dzieckiem. Cóż, takie kobiety zdecydowanie mógł znieść. – Usiądź, Louis. Mam nadzieję, że poznasz wszystkich na przerwie.
Louis nieco pluł sobie w brodę, że minął go pierwszy dzień szkoły. Chciał być na rozpoczęciu i poznać tam każdego, kto wpadłby mu w oko, jednak jego plany nieco się pokomplikowały. Mama poprosiła go, by zaprowadził swoje siostry – Pheobe i Daisy – do szkoły, ponieważ ona miała iść na rozmowę o pracę. A Louis cholernie kochał całą swoją rodzinę, więc bez wahania się zgodził, spędzając cały dzień z dziewczynkami, by pod wieczór zabrać je na lody i obiecać, że będzie poświęcał im swój wolny czas.
- Ja też, dziękuję – uśmiechnął się i ścisnął pasek swojego plecaka, rozglądając się po sali. W tamtym momencie marzył, by kogoś znać, co oszczędziłoby mu niezręcznego wpakowania się do czyjejś ławki. Bycie niechcianym gościem naprawdę nie jest dobrym początkiem przyjaźni.
Dlatego dłuższą chwilę zajęło mu zdecydowanie, czy powinien usiąść na samym początku, koło jakiejś blondynki, która siedziała bokiem i śmiała się do swoich przyjaciółek, czy koło cichego chłopaka z ostatniej ławki. Jednak ten wybór okazał się cholernie prosty, gdy brunet uniósł głowę i posłał mu delikatny uśmiech, dzięki któremu w jego policzku pokazał się dołeczek. I, matko jedyna, te puszyste loki, w które Louis marzył włożyć palce i roztrzepać je przy grzywce, i...
- Mogę? – zapytał cicho, starając się, by jego uśmiech nie był zbyt nachalny. A to nie było łatwe, bo miał ochotę szczerzyć się naprawdę szeroko, gdy dostrzegł piękne, błyszczące szmaragdami oczy. Prawie jęknął szczęśliwy, gdy chłopak skinął i zabrał swoje rzeczy z połowy ławki, żeby było mu wygodniej. – Louis – dodał cicho, wyciągając rękę.
- Harry – odparł głosem głębokim i zabarwionym delikatną chrypką, która sprawiła, że gęsia skórka pojawiła się na karku Louisa. Uścisnął jego dłoń, a Tomlinson próbował nie wyglądać na zawiedzionego, gdy puścił ją zbyt szybko. W szczególności, że zauważył sygnet na serdecznym palcu Harrego i chciał bliżej się mu przyjrzeć. Bo to, że on sam bał się nosić biżuterię przez kilka niemiłych sytuacji w jego poprzedniej szkole, a Harry zdawał się tym nie przejmować, dodawało temu chłopakowi wyjątkowości i niejako odwagi, którą Louis chciałby mieć.
- Podoba mi się twój sygnet – mruknął nieśmiało, czując, jak cała otoczka pewnego siebie chłopaka prysnęła jak bańka mydlana. Właściwie nie wiedział, czemu ten brunet od razu sprawił, że poczuł się przy nim dobrze, ale to było miłe. Kurewsko dobre i miłe. – Bardzo do ciebie pasuje – dodał naprawdę cicho, będąc prawie pewnym, że jego policzki powoli stawały się bladoróżowe.
- Oh... dziękuję – Harry uśmiechnął się, zerkając na chłopaka przez ramię. To był pierwszy raz, kiedy ktoś – nie licząc jego mamy – zauważył tak niewielką rzecz, jaką był jego pierścionek. To sprawiło, że jego brzuch się zacisnął, ale to było dziwne, gdy to nie sprawiło, że czuł się gorzej. Nowe i miłe. Harry mógłby się przyzwyczaić. – Um... naprawdę ci się podoba? Bo wiesz, większość uważa, że to zbyt... dziewczęce? Tak, to chyba dobre określenie.
- Najwięksi królowie nosili sygnety, mój drogi – odparł, marszcząc delikatnie brwi na czole. Nie chciał, żeby ktokolwiek w siebie wątpił, bo doskonale pamiętał, jak upodlony się czuł, gdy jego ''przyjaciele'' wyśmiali go za noszenie drobnego łańcuszka czy właśnie sygnetów. A Harry już od pierwszej sekundy wydawał mu się kimś, kogo naprawdę trzeba cenić. – Kiedyś nie każdy mógł sobie pozwolić na takie luksusy. I cóż, noszenie biżuterii jest kurewsko męskie.
- To miłe, dziękuję – znów się uśmiechnął, a jego oczy zabłyszczały szczęściem. Jedyne, na co miał ochotę, to by zgarnąć Louisa do uścisku i już nie wypuszczać. Nie wiedział, czy można kogoś zmusić do przyjaźni, ale był pewien, że zrobi wszystko, żeby mieć Louisa blisko siebie. Nie zastanawiał się nawet nad tym, że zna go dosłownie dwie minuty.
A przecież przyjaźń, nawet ta najkrótsza, jest najlepszym początkiem wszystkiego, prawda?
CZYTASZ
Your prize || Larry Stylinson
FanficLudzie mówią, że miłość przychodzi nagle i niespodziewanie. Podobno uderza jak grom z jasnego nieba, kiedy nikt się jej nie spodziewa. Lubi wtargnąć w czyjeś życie i porządnie w nim namieszać, zanim zdecyduje się zostać lub odejść. Czasem rani, a c...