17. ręka

468 50 117
                                    

- Nie przeszkadzajcie sobie, ja i tak wychodzę – zaśmiała się Lottie, widząc przytulających się do siebie Louisa i Harrego, zawiniętych w koc przed telewizorem. Co prawda mówili, że oglądali film, ale dziewczyna doskonale słyszała, jak jej brat cały czas chichotał i cmokał Harrego.

- Jak to wychodzisz? – zmarszczył brwi, odsuwając się od bruneta, który siedział z zaczerwienioną twarzą i niezręcznym uśmiechem. Uwielbiał Lottie, tak samo jak każde z rodzeństwa Louisa, ale czuł się skrępowany, gdy ktoś przyłapywał ich na pocałunkach czy bardzo bliskich uściskach.

- Idę do przyjaciółki, mama o wszystkim wie – Lottie wywróciła oczami, zakładając ciepłą kurtkę na ramiona. – Jesteście obaj bardzo uroczy, ale czuję się samotna w swoim pokoju.

- Mogłaś przyjść – prychnął Louis. – Nie potrzebujesz, żeby cię podwieźć? Jest zimno.

- Ty się dobrze czujesz? – zaśmiała się, zerkając z uśmiechem na Harrego i jego maślane spojrzenie. – Nigdy nie proponujesz mi podwózki.

- No wiesz co, Louis? – parsknął brunet, uderzając delikatnie ramię chłopaka. – Powinieneś być niezastąpionym starszym bratem.

- I nim jestem! – zawołał przez śmiech. – Po prostu od niedawna mam prawo jazdy! Oboje dobrze o tym wiecie!

- Zawsze byłam tą mądrzejszą – pokręciła głową i podeszła do kanapy, by przytulić się krótko do pary. – Tak, Lou, poradzę sobie. I tak, będę odbierać od ciebie telefon – zaśmiała się, a Harry wyszczerzył, obserwując rodzeństwo. Jeśli wcześniej był zakochany w Louisie, to teraz...

- Dobrze, wiem, że nie jesteś już małym dzieckiem – zaśmiał się, klepiąc dziewczynę po ramieniu.

- Dokładnie. Dlatego wiem, że będziecie zadowoleni z pustego domu przynajmniej na kilka najbliższych godzin – cmoknęła w powietrzu i wyszła, trzaskając za sobą drzwiami. Harry się zarumienił, a Louis kaszlnął niezręcznie, opadając plecami na kanapę.

- Właściwie ma rację – wymamrotał, obejmując bruneta ramieniem. – Czasem nie mogę znieść ich pisków, choć często są urocze. To głównie dlatego tyle czasu spędzam w twoim domu – zaśmiał się i pocałował zaróżowiony policzek.

- Cieszę się, że mogę cię od tego uwolnić – parsknął, przytulając się do ramienia Louisa, gdzie było mu ciepło i wygodnie. – Oglądałeś w ogóle film? Nie mam pojęcia, co się w nim działo.

- Rozproszyłeś mnie – zachichotał, wplątując palce w miękkie loki chłopaka. – Jeśli nie masz nic przeciwko, to ugotujmy coś razem, Harry. Obaj wiemy, że kompletnie tego nie potrafię, ale nie mam ochoty na pizzę, ostatnio jedliśmy ją zbyt często.

- To prawda, ser śni mi się teraz po nocach – skinął ze śmiechem. – I w porządku, możemy coś ugotować. Jednak musisz mi obiecać, że będziesz ostrożny. Nie chcę skończyć w szpitalu z twoim odciętym palcem.

- Oh, więc miałbym używać noży?

- Louis, jak inaczej wyobrażasz sobie ugotowanie czegoś na obiad? – Harry zmarszczył brwi, widząc szeroko otwarte oczy szatyna. Naprawdę walczył z samym sobą, by nie roześmiać się bardzo głośno.

- Myślałem o czymś prostym, jak... kurczak z mozzarellą? – zasugerował, drapiąc się nerwowo po karku. – Wybacz, kochanie, naprawdę nigdy tego nie robię – zachichotał, gdy Harry uderzył czołem o jego ramię i westchnął poddańczo.

- Dobrze, po prostu spróbujmy. Tylko, proszę, nie zrób sobie krzywdy.

- Postaram się – zachichotał i pocałował Harrego w głowę, czując cholerne ciepło w piersi.

Your prize || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz