Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
W pewien sposób Peter Parker podejrzewał, że jego rzeczywistość była dość podobna do tej, do której został przeniesiony. Jednak nie wiedział, dlaczego wszystko się różniło, ale taka była prawda i gdyby tylko Maia May Parker była u jego boku, byłaby winna mu pieniądze.
Kiedy byli młodsi, bez ustanku rozmawiali o idei wieloświatów. Zakładali się o największe głupoty, a Peter siedział na podłodze swojego pokoju i śmiał się tak głośno, że Maia musiała zasłaniać mu usta dłonią, aby nie obudził wujka Bena.
Miał naprawdę głośny śmiech.
Peter oparł się o ścianę i westchnął.
Mai May Parker tu nie było. Nie mogła doświadczyć tego razem z nim.
Z ogromną chęcią doświadczyłaby tego wszystkiego.
Zachwycałaby się tym, jak inaczej wygląda ten świat i byłaby taka podekscytowana. Peter uśmiechnął się na myśl o jego młodszej siostrze. Zasługiwała na każdy pojedynczy moment szczęścia, nawet jeżeli tego nie rozumiał. W jednej chwili był w Nowym Jorku, a w następnej był już tutaj i wszystko się zmieniło.
To musiało być inne uniwersum, a przynajmniej tak zakładał. Miał obsesję na punkcie tej możliwości, dlatego teraz był oszołomiony.
No oczywiście, w końcu był Peterem Parkerem.
Mógłby opowiadać o tej teorii bez końca. Byłby w stanie mówić przez wiele godzin, a nadal mieć coś do powiedzenia.
Ale bez względu na to, ile mógłby o tym opowiadać, Peter nigdy tego nie rozumiał. W końcu im więcej o czymś mówisz, tym mniej to rozumiesz. Peter był tym niewiarygodnie sfrustrowany i pragnął zrozumieć wszystko, co tylko możliwe.
Lecz nie było to możliwe.
Nadal próbował to wszystko przetrawić, kiedy usłyszał dwa głosy, żeński i męski, wołające jego imię. Nie rozpoznał żadnego z nich, ale i tak wskoczył do portalu, ciesząc się, że już nie musi marznąć. Dziewczyna w żadnym stopniu mu nie ufała, a on to rozumiał, ponieważ wiedział, jak to musiało wyglądać.
– Czyli otworzyłem zły portal do złego Petera – wyszeptał chłopak. Miał na palcach założoną jakąś dziwną biżuterię, która zaciekawiła Petera. Poza tym poczuł się urażony, kiedy nazwali go złym Peterem. Nie było kogoś takiego jak zły Peter.
Portal, który go tu przeniósł, jakimś cudem zniknął, co skołowało go jeszcze bardziej. To magiczne. Magia. Jakby był czarodziejem czy coś.
– Chyba musimy to robić, dopóki nie znajdziemy prawdziwego – odpowiedziała MJ, Michelle, a to uraziło Petera jeszcze bardziej.
Ned odwrócił się i ponownie wyciągnął ręce przed siebie, wykonując ruch przypominający okrąg.
Kiedy portal otworzył się po raz kolejny, przeszła przez niego o wiele mniejsza postać, ku zaskoczeniu Petera. Ta osoba wydawała się niska i o wiele mniejsza od niego. W dodatku była zupełnie innej budowy. W dodatku trzymała mruczącego kota.
– Ned – szepnęła zaniepokojona MJ. Chłopak przeniósł na nią wzrok. – To na pewno nie jest nasz Peter.
– Co? – Nieznajoma osoba miała o wiele bardziej kobiecy głos, który Peter znał i przez to jego żołądek się zacisnął. – Słucham?
Zdjęła maskę, a Peter momentalnie się spiął. Wyglądała na starszą, ale nadal jak ona. Nadal miała dziecięcą twarz, ten sam uśmiech, to samo spojrzenie. Nic w Mai się nie zmieniło.
– Zdecydowanie nie jesteś Peterem – skomentował Ned, zerkając na MJ. Jego Lola coś powiedziała, a on wodził wzrokiem między kobietami.
– Um, cześć? – Maia im pomachała ze zmieszaną miną. – Co ona powiedziała?
– Moja Lola powiedziała, że jesteś bardzo ładna.
Dziewczyna się zarumieniła.
– Dziękuję. – Nerwowo podrapała się po tyle głowy. – Nie chcę być niemiła, ale kurwa, kim ty jesteś?
MJ wyciągnęła ramiona w obronnym geście, a Maia zasłoniła usta, aby stłumić śmiech.
– Kim jesteś? Czemu masz na sobie kostium Petera?
Brunetka westchnęła.
– To nie kostium, tylko strój. No cóż, jestem Maia. Maia Parker.
– Maia?
Kiedy odwróciła się w stronę, z której dobiegał głos, szeroko otworzyła oczy oraz usta. Była blada, jakby właśnie ujrzała ducha. I Peter, i Maia czuli się, jakby zobaczyli ducha. Dziewczyna niemalże instynktownie wyciągnęła rękę i wystrzeliła pajęczynę w jego stronę Petera. On z szeroko otwartymi oczami zaczął zdejmować ją ze swoich nadgarstków.
Był wdzięczny, że nie strzeliła go w twarz — jego Maia już tak robiła.
– Kurwa, skąd się tu wzięłaś?
Maia przez chwilę na niego patrzyła, nim odpowiedziała.
– Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale chyba nie żyję.
– No tak – odpowiedział, a ona posłała mu zaskoczone spojrzenie. – Umarłaś, Maia.