Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Maia nie miała żadnego doświadczenia w naukach przyrodniczych. Na litość boską, była studentką filologii angielskiej, czytała książki i analizowała je do takiego stopnia, że było to wręcz niepokojące. Nie obchodził ją Newton czy Einstein, tylko Jane Austen i Mary Shelley.
– Okej... – Chłopak wyrzucił całą zawartość swojego plecaka na stół, gdy Peterowie i Maia stali wokół niego, czekając, aż powie coś więcej. – Chyba mogę naprawić Dylana i Marko, ale...
Peter numer trzy złapał jedną z fiolek i ją przekręcił.
– Ja zajmę się Connorsem. Już raz go wyleczyłem, to żaden problem. – Wszyscy na niego popatrzyli. – No co? To nic trudnego.
– Pomogę – zaproponowała Maia i zaczęła związywać swoje włosy, ale on pokręcił głową.
– Nie.
– Czemu?
– Bo już kiedyś to robiłem.
Brunetka kiwnęła głową.
– Wiem. Ale w moim świecie nie udało ci się bez pomocy mojej i Gwen. Pomogę.
– No dobra. – Westchnął. – Czemu w ogóle chcesz pomóc? Przecież nienawidzisz chemii.
Wzruszyła ramionami.
– Jakoś dam sobie radę. – Założyła na nos okulary, aby ochronić twarz przed wszelkimi niebezpieczeństwami. – Dokładnie opisywałeś wszystko z tym związane w swoich dziennikach. Może niewiele pamiętam, bo już skończyłam szkołę, ale dam radę.
Peter trzy zmarszczył brwi.
– Moich dziennikach?
– Wiem, gdzie chowasz swoje rzeczy, Peter.
– Wcale nie. – Prychnął.
– Wcale tak.
– Okej. Dziennik z szóstej klasy?
Maia szeroko się uśmiechnęła.
– Pod trzecią poduszką. Dokładniej w środku. Kładziesz na niej pozostałe poduszki, żeby nikt niczego nie podejrzewał.
– Cholera.
– Nie kryłeś się z tym zbyt dobrze. – Parsknęła, czując się tak samo, jak podczas sprzeczek z jej bratem. – Okładka wystawała i ją zauważyłam.