3

384 14 1
                                    

Poranek zaczął się zwyczajnie - pogoda nawet dopisywała, było ciepło i świeciło słońce.
Ubrałam się zwyczajnie, bez fajerwerek - jakiś jasny t-shirt i szare dresy.
Nie miałam nic więcej do zrobienia rano, więc po prostu zgarnęłam plecak z krzesła i zbiegłam szybko na dół (na tyle szybko, aby moja mama nie starała się nawet rozpoczynać jakiejkolwiek konwersacji).

—————————————————————————-

Minęła właśnie trzecia lekcja - strasznie się one dłużyły, były strasznie nudne.
Zgłodniałam, a z racji że nie zdążyłam zabrać nic z domu musiałam iść do sklepiku wydać swoje ostatnie pieniądze.
Nasza szkoła była strasznie zakręcona - trzeba było przejść milion korytarzy, aby dostać się do docelowego miejsca.
Właśnie skręcałam w drugi korytarz - na moje nieszczęście stała tam Tory razem ze swoją bandą. Nie odwarzyłam się ruszyć w ich stronę - mimo mojej wczorajszej pewności siebie w głębi duszy i tak byłam pizdą.
Odwróciłam się więc aby zawrócić, oczywiście na moje szczęście musiałam w kogoś wejść.
-Człowieku nie strasz mnie...-odchrząknęłam patrząc w podłogę.
-Wiesz no to ty weszłaś na mnie jakby nie patrzeć. - powiedział brunet lekko śmiejąc się.
-Tak..no jasne. Wybacz.
-Już uciekasz? Nie wiem nawet jak masz na imię..
-A..Kia, Kia jestem.
-Miguel. Szłaś do biblioteki? Chętnie poszedłbym z tobą.
-Nie, ja.. do toalety.
Speszyłam się, chciałam jak najszybciej uciec do łazienki. Dlaczego nagle zaczynam poznawać tyle osób? Przecież przez ostatni rok nikt mnie nie zauważył. Co prawda marzyłam o tym żeby mieć znajomych, ale dlaczego musze poznawać ich w takich okolicznościach? Jakbym była chodzącą porażką.. - pomyślałam i ruszyłam w odwrotną stronę i jakoś na około dotrzeć do sklepiku.
Jak już wspomniałam, ta szkoła jest bardzo zakręcona - mimo że pokonałam dobre trzy zakręty i tak znalazłam się na tym na którym znajdowała się Tory.
Nie miałam już innej drogi, więc pozostało mi po prostu wtopić się w tłum z nosem w telefonie mając nadzieję że mnie nie zauważy.

Nie minęła chwila i wylądowałam na ziemi. Strasznie zabolała mnie głowa, przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje - podniosłam głowę, a  z nosa lał mi się wodospad krwii
-Uważaj jak chodzisz kochana - usłyszałam nad sobą ten wredny głos Tory.
-Ja mam uważać? Podstawiłaś mi nogę ty wredna piz... - nie dokończyłam bo gdy wstałam od razu zrobiło mi się słabo.
-Widzisz taka jesteś łamaga że nawet wstać nie potrafisz - odeszła, śmiejąc się.
Ja tylko osunęłam się po szafce w dół - kręciło mi się w głowie a obraz przed oczami zamazywał się.
- Chodź, pomoge ci.. - usłyszałam męski głos - nie wiedziałam, czyj był.
Wszystko rozjaśniło mi się dopiero po dojściu do toalety. Okazało sie, że z pomocą przyszedł mi nie tak jak myślałam Robby, a Miguel.
-To wygląda..fatalnie - powiedział brunet oglądając mój nos.
- Jak moja mama mnie zobaczy to mnie chyba mocniej dobije. Musimy to jakoś ogarnąć.
- Nie wiem czy nie jest złamany, potrzebujesz chyba wizyty u lekarza - westchnął przykładając mi do twarzy mokry papier.
- Nawet nie ma takiej opcji. Wszystko jest w porządku - syknęłam, ponieważ pomoc Miguela sprawiała mi spory ból.
- No bardzo widać jak w porządku...
- Dobra no bez przesady, patrz, już wygląda lepiej - powiedziałam po czym ruszyłam w stronę drzwi ale znowu zrobiło mi się słabo.
- Boże dziewczyno uważaj.. Trzymaj tu masz papier przytrzymaj sobie i chodźmy..

I tak właśnie minęła nasza toaletowa sytuacja - z racji iż w naszej szkole odbywało się za dużo bójek nie mogliśmy zgłosić się do pielęgniarki - jeżeli dowiedziałaby się co się stało prawdopodobnie zapewniłaby nam wykłady psychologiczne na długich przerwach do końca następnej klasy.

Wyglądałam teraz na maxa głupio - cała blada z wielką, mokrą kluchą zakrwawionego papieru pod nosem - co prawda, nie chce krytykować zdolności ratowniczych Miguela, ale w tej sytuacji były one troszke nie kompletne.

- Przecież mówiłem ci, żebyś nie zaczynała z Tory - usłyszałam za nami głos Robbiego

- No chyba nie będziesz teraz bronił laski która ją gnębi - zaczął  Miguel.

- Nie przesadzaj, tylko dostała w nos. Mogłobyć o wiele gorzej...Laluś ty w ogóle nie powinieneś udzielać się w takich tematach.

-Dobra Kia, chodźmy stąd bo z idiotami nie ma sensu rozmawiać.

-Tja...chyba masz racje - burknęłam, posyłając Robbiemu zimne spojrzenie.

Omineliśmy więc blondyna i ruszyliśmy na zajęcia - sytuacja toaletowa zajęła nam praktycznie całą przerwę.

Zajęcia z ekonomii jak można się domyślać nie były zbyt ciekawe, więc nie ma nawet sensu poświęcać im jakiś głębszych słów.

Jak zwykle wyszłam z sali, kierując się w stronę mojej szafki - było to idealne miejsce dla mnie - szkolne zadupie, koło tylniego wyjścia i koło schowka woźnych. Miejsce gdzie szafki miały szkolne wyrzutki, z resztą, nawet one nie chciały tu przebywać. Dlatego przebywałam tu ja.

Czekała mnie teraz długa przerwa, obiadowa - czekałam na nią przez cały dzień. Wreszcie mogłam chwycić za telefon i pooglądać liva u jakiegoś trenera karate - tak wiem, byłam bardzo zdeterminowana.

-Pamiętaj że dzisiaj trening - głos Robbiego przerwał mi seans.

-Ta..jasne - rzuciłam szybko, a z zaskoczenia telefon upadł mi na ziemię. (AUT. dziwnie to brzmi ale no chodzi o to że przestraszyła sie bo nie spodziewała sie nikogo w miejscu które zwykle było puste)

-Podniose - zaproponował blondyn.

-Nie..serio, nie potrzeba - zakłopotałam się.

-O widzisz już podniosłem, czekaj...czy ty oglądasz tutoriale karate? - zaśmiał się.

-Weź daj spokój - zabrałam od niego telefon po czym wstałam i odeszłam.

Wybrałam się w stronę stołówki, mając nadzieję że spotkam tam kogoś z kim mogłabym pogadać - oczywiście miałam tu na myśli Miguela.

Na stołówce było pełno ludzi - szczerze mówiąc gdy zobaczyłam tłum głodnych licealistów odechciało mi się szukania kogokolwiek.
Odwróciłam się więc w stronę wyjścia, ale jak to z moim szczęściem znowu trafiłam na Miguela.

- O, tu jesteś... - powiedziałam nadąsana.

-No jestem. Co masz taki zły humor?

-Robby mnie już denerwuje. No wiesz, trenuje..u niego karate. Chciałam się podszkolić tutorialami a on mnie zjechał. Ale cóż, taki już jest.

-Olej go..tak się składa, że też trenuje. Może mógłbym cie wcisnąć do mojego dojo..ale bez prywatnych lekcji..tego sensei nie lubi. Dam ci jeszcze znać ale jak coś to adres wyśle ci przez instagrama, zajęcia są na 17.00 - podekscytował się chłopak.

O 17.00... dokładnie wtedy kiedy miałam stawić się w Robbiego. Z jednej strony fajnie było by go wystawić, może zmalałoby mu jego ogromne ego. Ale, z drugiej strony podobały mi się te treningi z nim, naprawdę bardzo, aż chyba za bardzo go polubiłam....
———————————————————————————
Wszystkiego bym sie spodziewala na tej aplikacji tylko nie siebie🤙 Ale no spędzam już w samolocie piątą godzine a zostało mi jeszcze 6 i pół🥲 także tak pojawiam sie znowu bo nie mam co robic podczas lotu!!!

Different side of you - Robby KeeneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz