12

219 11 0
                                    

Wbiegłam do domu, od razu udałam się do pokoju. Rzuciłam się na łóżko odcinając się od całego świata. Płakałam w poduszke próbując pozbyć się całego napięcia z siebie - dzisiejszej porażki i tego co powiedziała mi Tory.

Gdy mój mały atak paniki ustąpił, chwyciłam za telefon żeby wyciszyć go - nie chciałam aktualnie z nikim rozmawiać.

Przez zapłakane oczy ledwo widziałam ekran, ale udało mi się zobaczyć pełno powiadomień, w tym jedno od matki.

Wyjeżdżam. Wracam w weekend. Pamiętaj o balecie."

Odetchnęłam z ulgą że nie ma i nie będzie jej w domu przez najbliższe 4 dni - mogłam wreszcie odpocząć. Nie miałam zamiaru chodzić do szkoły a tym bardziej na ten jej cały balet.

Chciałam zrobić przerwę od ludzi - mimo że brak Robbiego bolał mnie gdzieś w głębi, od karate i od szkoły.

Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki, żeby zobaczyć czy bardzo źle wyglądam. Oczywiście wyglądałam o wiele gorzej niż myślałam.

Cały rozmazany tusz do rzęs, krew pod nosem i na policzkach. Poza tym nos miałam siny i z każdym dotykiem syczałam z bólu - tym razem nie był to tak delikatny uraz.

Obmyłam twarz i założyłam na nos plaster - nie chciałam iść do lekarza a szczerze mówiąc nie miałam pojęcia co innego mogłabym na to zastosować.

Wyciszyłam telefon, wrzuciłam go do jakiejś szafki i całkowicie zagłębiłam się w sobie - miałam w planach pooglądać jakieś filmy, może coś poczytać.

Chciałam odpocząć jednocześnie izolując się od wszystkich rzeczy które ostatnio mąciły mi myśli.

—————————-
I tak minęły mi najbliższe cztery dni - filmy, książki, a nawet jakaś joga - robiłam wszystko co pozwoliło mi się skupiać tylko na tym. Nie zauważyłam tylko, że skupiając się na tych czynnościach omijałam posiłki. Przyczyniło się to do tego że całe dni funkcjonowałam na samej kawie. Co prawda mi to nie przeszkadzało, ale widziałam że przez to trace wagę i energię.

Aktualnie siedziałam w salonie, oglądając jakiś mini serial - dzwonek do drzwi przerwał mi seans.

Podeszłam do nich, będąc pewna że to na pewno matka już wróciła do domu.

Za drzwiami ujrzałam nie oczekiwanej kobiety, a Robbiego.

-Co ty tu robisz.. - zestresowałam się.

-Co ja tu robię!? Kia nie przychodzisz do szkoły a ostatnio dostałaś od Tory solidny wpierdol! Każdy się o ciebie martwi a ty sobie siedzisz w domu, nie odpisujesz, nie odbierasz co jest z tobą nie tak! - wykrzyczał mi w twarz.

-Rrobby nie krzycz na mnie co w ciebie wstąpiło! - przestraszyłam się.

- Na ciebie się nie da nie krzyczeć! Sprawiasz tyle problemów co małe dziecko! Uciekasz sobie do domu po tym jak znowu zaczęłaś bijatyke z Tory. Przestań wreszcie być ofiarą bo każdy ma cie dość.

Ja tylko gorzko przełknęłam ślinę powstrzymując się od płaczu. Tym razem chyba Tory miała rację - Robby robił tylko nadzieję.

- Zapomnij o tym co było. Jeżeli według ciebie robie z siebie ofiare i to ja podpuszczam Tory to przestań wreszcie dawać mi uwagę. Wyjdź już i błagam nie przychodź tu więcej.

- Kia ja... - jak zwykle ogarnął się za późno.

Ale tym razem już nie dam mu kolejnej szansy - zawsze gdy miał do mnie jakiś problem robił się o wiele bardziej agresywny i trochę mnie to przerażało.

———————————-
Wreszcie przyszedł czas na powrót do szkoły po moim długim weekendzie. Szczerze mówiąc było to dla mnie koszmarnie trudne wrócić spowrotem do normalności. Nie chciałam z nikim rozmawiać ani nikogo widzieć - w szczególności Robbiego.

Siedziałam więc sama na ławce, słuchając muzyki - tylko to pomagało odciąć mi się od rzeczywistości.

W końcu jednak dosiadł się do mnie Miguel psując mi moją całą atmosfere.

- Kia martwie się, nie chodzisz na treningi a turniej już zaraz..

-Matko..turniej..ja...zapomniałam..Moge się jeszcze zapisać?! - ożywiłam się od razu.

-Chyba tak..chodź ze mną do senseia po lekcjach to zobaczymy co da się zrobić...

-Dzięki...za pomoc - teraz zrobiło się troche niezręcznie.

Szczególnie że w tym momencie koło naszej ławki musiał przejść Robby - patrzył mi się w oczy jednocześnie smutnym i zimnym spojrzeniem.

- Co jest, pokłóciliście się? - zauważył Miguel.

-My..to za długa historia..nieważna.

———————————
Gdy zadzwonił ostatni dzwonek od razu wylecieliśmy z Miguelem ze szkoły i pobiegliśmy w stronę dojo.

Wpadliśmy do lokalu jak dzicy, aż sensei zdziwił się co z nami nie tak.

- Sensei..czy ja moge się zapisać na turniej? Błagam..

- Wiesz i tak nasze dojo jest zapisane ale ty wcale nie ćwiczyłaś. Nie wiem co robiłaś ale wyglądasz jak patyczak więc masz tydzień na ogarnięcie się. Podaj nazwisko - rzucił sensei popijając co drugie słowo piwem.

-Shizu..Kia Shizu.

- Był kiedyś taki mistrz świata co miał na nazwisko Shizu. Skurczybyk był wyjątkowo dobry. Jak on się nazywał? Akirito? Aritito? Nie wiem nie umiem w chiński.

- Akihiro sensei, mistrz miał na imię Akihiro Shizu - westchnął Miguel.

- Akihiro..mój ojciec nosił to samo imię...

Different side of you - Robby KeeneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz