Rebusy, nuty i listy

267 14 4
                                    

Kochana Bianco,
Dlaczego mnie zostawiłaś? Percy mówił, że jesteś bohaterką, i że gdyby nie ty, to on, Thalia I łowczynie mogliby umrzeć. No i co? Czy to ma mi pomóc? Nie pomaga. Nic to nie ułatwia, bo wolałbym, żeby zginęli, jeśli ty byłabyś tutaj ze mną. Czy to wszystko moja wina? Byłem denerwującym, głupim i niewychowanym młodszym bratem? Czy tak o mnie myślisz? Poprawię się! Ale wróć do mnie, proszę! Naszym tatą jest Hades, wiesz? Na pewno da ci wrócić jak poprosisz. Uciekniemy razem i nadal będziesz mogła mówić, że nie domyłem uszu, śpiewać i przedrzeźniać mnie, kiedy opowiadam o piratach. Proszę,
Twój mały Nicolo

Nico złożył list, po czym rozłożył go z powrotem. Nie był pewien, czy jeśli duch Bianci rzeczywiście z nim był, mógłby przeczytać złożony list. Nie wiedział nic o duchach. Istniały, na pewno istniały. Jeśli bogowie istnieją (a Nico widział Apollo swoimi własnymi oczami. Tego był pewien. Był też pewien, że nigdy nie zapomni tego spotkania) to istnieje Melione. A jeśli ona istnieje, to duchy również.

Popatrzył na swoje przedramię. Dawno tego nie robił. Długie rękawy kurtki, która była zdecydowanie za ciepła na lato, pomagały Nico nie myśleć o felernym znaku na ręce. Annabeth kiedyś go zobaczyła i Nico obiecał sobie, że będzie ostatnią osobą, która go zobaczy. Annabeth. Nico chciał coś uderzyć. Nie wiedział czemu, ale gdy widział ją razem z Percym, jego żołądek zaciskał się. To takie głupie. Zawsze była dla niego miła, a Nico zawsze czuł się przy niej niechciany. Powiedziała mu wtedy, że to znak, że gdzieś jest dla niego idealna dziewczyna. Nico zrobiło się niedobrze.

. . .

Pewnego wieczoru, gdy atmosfera robiła się gęstsza, a możliwość bitwy wisiała w powietrzu: Pan D uznał, że wszystkim przyda się odrobina zabawy. Urządzono więc ognisko. To jednak nie pomogło bogowi wina. Kiedy obozowicze powoli zbierali się wokół ognia śpiewając coraz głośniej jakiś przyśpiewki, Dionizos uznał, że jednak jest na to zbyt trzeźwy. Nie przeszkodziło to jednak Connorowi w podniesieniu małego Nico, zniesieniu po schodach i posadzeniu na plecach brata.
—No Nico, nie możesz cały dzień siedzieć na strychu i się zamartwiać. —stwierdził Travis, a Nico nie miał siły się kłócić.

Nowy chłopiec podbiegł do niego. Znów wyglądał całkiem normalnie, nie miał już świecącej aureoli i Nico był w stanie dostrzec piegi na jego opalonej skórze. Zupełnie jak te Bianci.
—Nie przedstawiłem się! —wyciągnął przed siebie rękę —Will, Will Solace.
—Nico —odpowiedział krótko łapiąc rękę chłopca. Była ciepła i mokra od potu, co Nico uznał za obrzydliwe i obraźliwe. Jednak było bardzo gorąco. A może to jego dłoń taka była? Nico miał na sobie kurtkę. Podobno było prawie dziewięćdziesiąt stopni, ale Włoch nadal nie wiedział jak przeliczyć to na zrozumiałą skalę, zatem każdego dnia był przygotowany na chłód.
Chłopiec jednak nie puścił jego ręki.
—Chodź, kocham tę piosenkę! —złapał drugą rękę Nico i zanim syn Hadesa zdał sobie sprawę, że on sam pierwszy raz ją słyszy, Will zaczął obracać nich, aż wszystko było tylko czernią ze smugami pomarańczowego ognia, a jedynym nieruchomym punktem był śmiejący się chłopiec przed nim.
—Stop! —Nico próbował krzyknąć, ale jego głos był słaby. A jego głowa kiwała się bezwładnie na boki. Nagle jego śliska dłoń wysunęła się z uścisku. Trawa była zimna i mokra. Ale wszystko wydawało się być takie łatwe, jak gdyby wszystkie problemy zostały odwirowane. Ktoś nadal grał. Ludzie nadal śpiewali. Chłopiec, który znikł z oczu Nico sekundu temu śmiał się gdzieś w oddali. Gwiazdy wirowały na niebie i przez chwilę, Nico po prostu chciał się śmiać. Nie wiedział czemu. Nie miał powodu. To był odruch i przez moment wszystko miało sens.

. . .

Tamten wieczór był ostatnim spotkaniem Nico i Willa. Syn Apollina niezwykle często o tym myślał. Kiedy pomógł chłopcu wstać, powiedział: "Jednak umiesz się śmiać". Nie było to ani miłe, ani błyskotliwe i Will chciał przeprosić za tę uwagę, ale nigdy nie miał okazji. Na szczęście ton jego głosu brzmiał żartobliwie. Przynajmniej odprowadził go do domku, więc mama nie mogłaby skarcić go za brak manier. Na szczęście chłopiec uśmiechnął się i kiwnął w odpowiedzi. Nico był cichy, a przecież miał piękny głos, z lekkim akcentem, włoskim, co Will wywnioskował z jego pochodzenia (bo sam nigdy nie był we Włoszech i słyszał ten język tylko w filmach), którego na początku syn Apollina mu zazdrościł, bo przecież to jego ojciec był bogiem muzyki, więc czemu on nie dostał anielskiego głosu? Teraz jednak Will siedział, czytał książki, które napisał sam Asklepios i przyswajał do wiadomości, że to jego brat i ta sama osoba próbuje go teraz uczyć medycyny.

ArkadiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz