Słoneczko?

229 9 0
                                    

Will stał przed domkiem Nico dziesieć minut za wcześnie. Wachał się czy powinien zapukać. Trzymał w ręku kosz piknikowy i bawił się mankietem kurtki. Kiedy tylko uderzył w drewniane drzwi usłyszał jak Nico krzyczy:
—Idźcie sobie! Nic już dzisiaj nie robię! —po czym uchylił drzwi. —Och... um... jesteś wcześniej.
Will uśmiechnął się na zmianę tonu chłopaka.
—Jeśli to problem to mogę... —Zaczął Will, jednak Nico wciągnął go za kurtkę do domku.
—Nie, nie, jest ok jestem prawie gotowy. —miał na sobie czarną bluzkę z wyrysowanymi żebrami, czarne dżinsy i skarpetki w pioruny.

Will skopał swoje buty jak zawsze w domku trzynastym i wszedł za Nico, który nerwowo czesał włosy. Blondyn chciał powiedzieć, że nawet potargane wyglądają dla niego perfekcyjnie, ale w patrzeniu jak Nico próbuje je ułożyć specjalnie dla niego, było coś czarującego.
—Wow. Musiałem być bohaterem w poprzednich dwóch życiach, że książe podziemia się ze mną umówił —wymamrotał, kiedy czuł przyjemne łaskotanie w brzuchu i chociaż wiedział, że to tylko dopamina, kortyzol i inne związki chemiczne, o których istnieniu nagle zapomiał odprowadzają krew z jelit, musiał przyznać Afrodycie, że jak kolwiek obrzydliwie brzmiało to z punktu widzenia lekarza, uczucie naprawdę sprawiało, że chciał złapać Nico w pasie i odlecieć z nim jak najdalej, zapominając o wszystkim co go kiedykolwiek martwiło, bo w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia.
—Bycie królem duchów wcale nie jest takie fajne. —Nico spojrzał mu w oczy.

—Nie powiem Ci tego ładniej niż Achilles, więc —Nico zdiął książkę z półki —przeczytaj zaznaczony fragment.
Will wziął w ręce Odyseję napisaną po starogrecku i szybko wyrecytował:
"Odyssie! ty chcesz w śmierci znaleźć mi pociechę;
Wolałbym do dzierżawcy iść pod biedną strzechę
Na parobka, i w roli grzebać z ciężkim znojem,
Niż tu panować nad tym cieniów marnych rojem."
—I wiesz co? Achilles chciał być szczęśliwy i był szczęśliwy tylko ze swoim chłopakiem, który był łagodny, dobry i spokojny nawet na wojnie. Codziennie łatał mu rany i dawał powód do życia. —Nico nieśmiało spojrzał mu w oczy i od razu odwrócił wzrok.
—I mój tata pomógł go zabić. —zauważył Will.
—Tak, liczę, że to się nie powtórzy.
—Mam nadzieję. —Will pokiwał głową po czym uderzył dłońmi w uda i wstał. —Idziemy?

Nico był spięty. Will widział to w jego postawie i sposobie w jaki poruszał palcami. Szli ramie w ramię. Wierzchem dłoni przejechał po zaczerwienionych kłykciach. Były zimne niczym kostki lodu. Ciepła dłoń syna boga słońca pytała o pozwolenie, aż wreszcie powoli splotła się z tą bladą.
—Powinieneś nosić rękawiczki —Will zbliżył ich splecione dłonie do ust wydychając gorące powierze.

Siedzieli na kocu, ale Will czuł, że coś nie gra. To przecież Nico. Wszystko powinno być idealnie, a oni siedzieli nie razem, lecz obok siebie. Nico skrobał włoski koca i nawet na niego nie patrzył.
—Hej, —Will przysunął się bliżej szturchnąwszy chłopaka ramieniem—wszystko w porządku?
—Tak... —Nico brzmiał jakby wybudzony z transu.
—Jeśli... —Will czuł jak słowa stają mu w gardle. Wiedział jednak, że chce być jedyną osobą, która będzie mogła całować piękną jak dzieło sztuki twarz Nico, chciał trzymać go za rękę, podnosić w talii i zajmować się nim każdego dnia bez potrzeby zakrywania się faktem, że jest jego lekarzem. —Jeśli czujesz, że to nie to, chciałbym, żebyś mi powiedział. —Will przypomniał sobie wtedy, że Nico ma bratnią duszę. Znak jest na przedramieniu, które zawsze obowiązuje bandażem uciskowym.
—Nie! —Nico zadrżał i przeklnął coś po włosku. —Jesteś idealny... znaczy jest idealnie. —brunet opuścił głowę na jego ramię. —Po prostu nadal nie rozumiem czemu mógłbyś chcieć umawiać się ze mną. Jesteś przystojny, opiekuńczy, wszechstronnie utalentowany i pewnie pół obozu by się z tobą umówiło, a ja...
—A ty jesteś najsilniejszą, najodważniejszą i najpiękniejszą osobą jaką znam. Masz serce na dłoni i jest mi tak cholernie przykro, że ludzie tego nie widzą.
—Will...
—I wiesz co? Podobasz mi się od jakiś dwóch lat. Tylko ty. Zawsze tylko ty i boli mnie jak ciągle sobie umniejszasz i myślisz o sobie jak o kimś nieważnym bo chciałbym, żebyś mógł zobaczyć siebie moimi oczami. I wiesz co jeszcze? Wierzę, że wyrocznia zapisała nam przyszłość razem.

ArkadiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz