Zalecenia lekarza

219 13 7
                                    

Kolejnego dnia rano, gdy syn Hadesa się obudził, przy jego łóżku stały Piper i Annabeth.
—Dzień dobry Nico. —głos Piper był łagodny i melodyjny.
—Dzień dobry. —odpowiedział ospale podnosząc się na rękach.
—Mamy dla ciebie śniadanie. —Nico przyjął od nich pudełko z kanapkami i wyjąwszy jedną, zaczął jeść —Ponieważ wiemy, że nie masz tu żadnych swoich rzeczy, chciałyśmy sprawić byś mógł poczuć się bardziej jak w domu. Podsłuchałyśmy trochę twoje obiekcje na temat wystroju domku i przyniosłyśmy trochę katalogów żebyś sam mógł wybrać jakie chcesz meble. —Annabeth wyjęła stos magazynów i położyła je obok chłopca.
—Mamy też dla ciebie coś do czytania, jakbyś się nudził, chociaż wiem, że Will ochoczo dotrzymuje ci towarzystwa —Piper puściła do niego oczko.
—To wcale nie tak! —zaprotestował Nico, kiedy dwie dziewczyny wcisnęły mu książki do rąk.
—A teraz uwaga, najważniejsze —zapowiedziała Piper. —Annabeth czyń honory —blondynka wyjęła z torby czarną koszulkę ze szkieletem pegaza —Ta da! Specjalna koszulka dla domku trzynastego! —Obróciła ją pokazując klucz Hadesa na plecach —zaprojektowałam ją z dziećmi Apollina! Mamy też bluzę! Narzekałeś na pomarańczowy więc mamy coś co bardziej pasuje do twojej estetyki kościotrupów. Nosisz średni? —zapytała, na co Nico kiwnął głową. —Percy i Jason z jakiegoś powodu kazali załatwić bluzę o dwa rozmiary za dużą więc przepraszam, ale to ich wina. —Piper udawała oburzenie, a Nico zastanawiał się co zaszło. Czemu teraz są dla niego mili, skoro kilka miesięcy temu byli w stanie po prostu debatować nad wartością jego życia.

Annabeth szturchnęła ją pokazując kciukiem w stronę drzwi. Kiedy spojrzałem w tamtą stronę, Will opierał się o framugę.
—Widzę, że masz wizytę lekarza, więc my już pójdziemy. —Piper odłożyła wszystko na łóżko i ruszyła do wyjścia puszczając oczko do Willa. Nico podniósł się, co sprawiło, że książki zleciały mu z nóg i złapał córkę Afrodyty za nadgarstek.
—Nie czuję już Leo w zaświatach —szepnął zanim wyszły.

—Dzień dobry Słońce. —Will Solace w zielonym, szpitalnym fartuchy ukląkł by podnieść rzeczy, które spadły na podłogę. Nico prawie spłonął ze wstydu, gdy chłopak wręczył mu "Homoseksualizm grecki". Nie wiedział czy bardziej speszył się książką czy tym, że syn Apollina nazwał go- dziecko podziemia- "Słońcem". To on, jakby na to nie patrzeć był Słońcem. Jasnym i ciepłym, a Nico niczym Ikar odleciałem już od oceanu i chciał go dotknąć, jednak bał się, że historia się powtórzy.
—Dziękuję.
—Zdejmij koszulkę —rozkazał.
—Co? —Nico prawie wstał, a jego cienka biała skóra momentalnie poczerwieniała. —Nie. Nie będę się przy tobie rozbierać. —Zaprotestował.
—Nico, —dłoń Willa delikatnie popchnęła klatkę piersiową pacjenta, przywracając go do poprzedniej pozycji —chcę zmienić ci opatrunek. Twoje plecy i ręce są strasznie pocharatane. Poza tym, nosisz tą koszulkę od trzech dni. Już nie masz wymówki, nie posiadania innych ubrań.
—Bandaż na ręce zmienię sobie sam —postanowił Nico, a Will zgodził się na taki kompromis.

Ból nie przeszywał już ciała Nico. Był więc w stanie skupić się na palcach Willa przechodzących delikatnie po jego skórze.
—Może szczypać —oznajmił medyk przed przemyciem ran.
Nico odwróciłem głowę i stłumił syk zagryzajac usta. Will na nowo go zabandażował i wrócił na swoje krzesło. Po chwili zmierzył puls, temperaturę, zajrzał mi pod powiekę i zanotował coś.
—Muszę pobrać ci krew.
—O nie. Co to to nie.
Will jednak zaczął opowiadać o piratach i Nico chcąc nie chcąc włączył się do rozmowy nie zauważając ukłucia i chwile potem ostre światło żarówki pulsowało w głowie Nica, aż cały świat stał się biały.

—Nico. Nico słyszysz mnie? Nico. —powtarzał ktoś w kółko.
—Co się stało?
—Znów odpłynąłeś. Zakładam niedokrwistość i niedobór witamin. Na pewno D, ale upewnimy się później —Odpowiedział Will, co sprawiło, że Nico się zaśmiał.
Will użył bardziej wyszukanego słowa na anemię, co tylko przypomniało mu, jak zwracał się do Oktaviana.
—Proszę —Doktor podał mu zawiniętą w serwetkę kostkę ambrozji —Twoje rany bardzo brzydko się bliźnią, czekały za długo przemyte samą wodą, a niektóre wymagały natychmiastowego szycia. Mam nadzieję, że to pomoże.
—Dziękuję —Nico prawie wyszeptał.
—Możesz wstać? Muszę cię zmierzyć. —zapytał Will, gdy Nico zjadł całą porcję. —Tylko powoli.

ArkadiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz