Część XVI - Paranoid

116 18 1
                                    

(( P.W. - 3 osoba ))

~Następny Dzień~
Panował właśnie chłodny, deszczowy poranek. Słońce co prawda ledwie wschodziło, ale większość Proxies ze Slenderverse była już dawno na nogach.

Co prawda to prawda, Operator jest aktualnie nieobecny, ale co to tak naprawdę zmienia w ich życiu? Praca to praca i trzeba się za nią wziąć prędzej czy później.

Wyjątkiem nie był nawet Masky, który wybudzał się nieco oszołomiony tym, co stało się przedtem. Pamiętał to wszystko jak przez mgłę, więc nie mógł dokładnie stwierdzić, co tak naprawdę się wydarzyło. Był jednak bardzo zdziwiony obecnością Kate w jego pokoju. Wygląda na to, że Tim był przez nią pilnowany przez całą noc. Jak można było się spodziewać, uśmiechnął się lekko na tę myśl. Po chwili (około 5 rano) Kate również się przebudziła. Widząc przytomnego już Tim'a, uśmiechnęła się i przytuliła go delikatnie.

"Fajnie znów cię widzieć w tym stanie." - szepnęła.

Prawdą było to, że od ostatniego czasu Tim nie uśmiechał się prawie w ogóle.

W tym momencie do pokoju przyszedł Jack w obecności Brian'a. Oboje w tym samym czasie przywitali się z Kate i Tim'em i uśmiechnęli się nieco na widok ich ulubionej parki przytulającej się nawzajem, przez co Kate 'odskoczyła' z objęcia nieco zakłopotana.

"Jak się czujesz, bro...?" - spytał Brian siadając na krześle, które przysunął sprzed biurka.

"Uh, mogłoby być lepiej, ale jest okej." - uśmiechnął się Tim - "To dosyć głupie pytanie, ale nie wiecie przypadkiem co się stało?"

"Przyszliśmy tutaj spytać o to samo..." - westchnął Jack - "Eh, nieważne. Wiesz, zastanawialiśmy się, czy zszywać te rany, ale postanowiliśmy zaczekać, aż się obudzisz, żebyś ewentualnie mógł zadecydować, co ty na to?"

"Eee... Jeżeli rzeczywiście mam wybierać, to nie, dzięki. Mam uraz do szwów." - zaśmiał się.

Po chwili panującej w pokoju ciszy, Tim westchnął i podniósł się w końcu z łóżka. Normalnie może by tego nie zrobił przy tylu osobach wiedząc, że nie ma na sobie koszulki, ale bandaż w sumie pokrywał cały tułów, więc kto by się w tym wypadku przejmował.

"Eh, co mamy dzisiaj do zrobienia?" - zapytał.

"Trzeba spisać ostatnie działalności i pozostaje nam jeszcze tylko czekać, aż Operator wróci." - odpowiedziała Kate, po czym wstała, co zrobiła też reszta towarzystwa - "Dobra, im szybciej się za to weźmiemy tym szybciej znowu będziemy mieli wolne."

Wszyscy przytaknęli i wyszli z pokoju, po czym skierowali się w stronę schodów i zeszli do salonu, gdzie zazwyczaj uzupełniają tego typu dokumenty.

Kolejny standardowy dzień w Slenderverse.

~Tymczasem w Skrollverse~

Mark (Skroll) już od dawna był na nogach, aktualnie nie robił nic innego poza siedzeniem w swoim 'biurze' z nogami założonymi na biurku. Od czasu do czasu zerkał na znajdujące się w pomieszczeniu niewielkie, wybite okienko. Był stamtąd widok jedynie na obszar przed budynkiem, punkt widzenia jakieś 3/4 centymetry nad ziemią. (ta, aktualnie to 'biuro' znajduje się w piwnicy xd) To wystarczające pole widzenia, aby zobaczyć wracającego nieco nerwowym krokiem Shadower'a. Skroll oczekiwał jego przyjścia, owszem, ale nie w takim stanie. Nie trzeba było rozmowy, żeby wiedzieć, co Danny ma do powiedzenia swojemu Operatorowi.

Jakiś czas po usłyszeniu trzaśnięcia frontowymi drzwiami, do gabinetu Skroll'a wbiegł oczekiwany szpieg.

"Szefie-" - chciał powiedzieć, zanim ten 'szef' mu przerwał.

"Niech zgadnę, Jeff i Deuce nie wytrzymują psychicznie i znęcają się nad resztą Proxies ze Slenderverse, tak?" - powiedział nieco ironicznie.

"Cóż... Prawie." - odpowiedział Shadie zdejmując z twarzy swoją maskę.

"...uh... Co masz dokładnie na myśli...?" - zapytał Mark zdejmując nogi z biurka i patrząc nieco zaniepokojony.

"Oznaczyli kolejnego Proxy. Ale to nie dokładnie to, co chciałem przekazać..." - powiedział łapiąc się za kark - "Eh, obawiam się, że Jeff i Deuce wpadli nieświadomie w swego rodzaju nierozwiązywalny kontrakt z nim i teraz... Cóż, po prostu musimy liczyć się z tym, że mogą wszystko zepsuć w niewiedzy."

"CO?!" - wykrzyknął Skroll wstając z krzesła.

Shadower na tę reakcję jedynie cofnął się nieco i przełknął ślinę. Nie ma co się dziwić, w końcu Skroll to niezbyt cierpliwy i niezbyt wyrozumiały człowiek, na dodatek kanibal z niezrównoważoną psychiką. (hejty lecooo XD)

"W takim razie mamy nowy plan. Musimy pozbyć się go szybciej, niż zakładaliśmy wcześniej, zanim wszyscy padną przed nim na kolana i uznają za władcę. Shadower, jesteś w połowie demonem, czyż nie?" - zapytał dla pewności.

"T-tak, ale co to ma do-" - zanim mógł skończyć, Skroll ponownie mu przerwał.

"Świetnie. Jakieś znajomości w demonach?" - ponownie spytał.

"Kilka...?" - odpowiedział niepewnie Shadie.

"Idealnie. W takim razie postaraj się ich w jakiś sposób przerzucić na naszą stronę. W końcu ogień należy zwalczać ogniem, prawda...?" - stwierdził Mark, po czym zaśmiał się zarówno cicho jak i psychopatycznie.

Pewnie już wyobrażał sobie wygraną walkę i śmierć przeciwnika. Krew lejącą się po ziemi, ostatni wydech ofiary. To w końcu było to, co tak bardzo uwielbiał Operator Skrollverse.

"Tak jest."

~Spowrotem w Slenderverse~
(( P.W. - Jeff ))

Okej, okej, przyznaję, to trochę wymknęło się spod kontroli, ale hej, nikt nie zginął, prawda...? No, nie obyło się bez rannego, ale te rany to prawdziwy powód do dumy. Kto w końcu odważyłby się choćby odezwać do kogoś takiego, kogo sam przydomek Proxy ze Skrollverse mrozi krew w żyłach zwykłych ludzi? Heh, to wszystko coraz bardziej mi się podoba. Zaczynam się zmieniać z dnia na dzień, ale w tym wypadku 'zmieniać' ma dla mnie dwa znaczenia.
1 - Jestem coraz bardziej uległy Demonowi.
2 - Staję się naprawdę jednym z nich. Stuprocentowym Proxy'm.
Deuce przestrzegał mnie przed tym, ale nie mam zamiaru słuchać kogoś, kto postępuje identycznie. Hipokryzja się rozszerza nawet u nas.

Poza tym, jeżeli chodzi o Tim'a, nie powinien mieć mi za złe przyłączenia go do Skrollverse. W końcu wspominał o tym kiedyś, czyż nie? Jest wspaniale. Gdyby nie schizofrenia przekazana od Demona, byłoby idealnie, ale cóż... Chyba nic w życiu nie może być idealne.

Poszedłem z samego rana na zewnątrz. Wiem, że padało, ale po prostu uwielbiałem zapach deszczu z rana. Zresztą, drzewa wystarczająco chroniły mnie przed całkowitym zmoknięciem. Szedłem bez celu przed siebie i cieszyłem się chwilą, której pewnie nigdy już nie zaznam. Sprzedałem duszę Demonowi, i co z tego? Kto by się tym przejmował? Wiecie, co to za uczucie, kiedy pomagasz wszystkim od tylu lat i nigdy nie słyszysz od nich nawet głupiego 'Dziękuję'?! Hah, popadam w paranoję przez zwykłą kolej rzeczy, powinienem być do tego przyzwyczajony. W końcu, hej, zamordowałem własną rodzinę z uśmiechem na twarzy i to tylko z tego właśnie powodu. Niewdzięczność i nienawiść. Te dwa uczucia nie opuszczają mnie ani na krok. Niewdzięczność od osób, które kocham (tak po przyjacielsku, jakby co XD) a nienawiść do niego. Kto by pomyślał, że tak zaufana osoba, która teoretycznie prowadzi nas przez nowe życie, chciałaby nas wymordować i zmasakrowane ciała po prostu porzucić?

Mam nieodpartą chęć zabicia kogoś. Może i powinienem tego posłuchać... Zdać się na instynkt? Miasto jest daleko stąd, ale nie zmienia to dla mnie nic. Tylko... Jeszcze przydałaby mi się kompania. Jedna osoba. Sanguy. Jeszcze jedna osoba, która popada w paranoję przez morderstwo z zimną krwią. Idealne towarzystwo na łowy, nieprawdaż?

------------------------

Hej wszystkim~
Eh, mam dobrą radę na pisanie takich elementów historii jak paranoja - po prostu piszcie rozładowując stres, jak ja właśnie XD
P.S. Jest ze mną okej, nie jestem psychopatką... Chyba. XD
I dzięki za przeczytanie, bay~

Find Your Way OutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz