Rozdział 4

14 1 0
                                    

Wszystkie nowe związki mają jedną wspólną cechę; zawsze zaczynają się dokładnie tak samo, jak dobrze napisany, idealny wstęp do hollywoodzkiego Happy Endu. Jakbyś właśnie od teraz, miał już tylko srać tęczą i czerwonymi serduszkami. Było wręcz zbyt różowo, jakby ktoś na tym obrazku połamał sobie wszystkie kolorowe kredki.

Niestety, życie to nie film Disneya. Bardziej przypomina szare, kiepskie porno, z nudnymi dialogami i niskim domowym budżetem.

I choć cały pierwszy rok z Gabi był czystym stanem idealnym, euforią na samą myśl o tym, jak dobrze jest między nami, to jednak, wszystko zmieniło się na gorsze, gdy tylko razem zamieszkaliśmy. To był dla nas moment krytyczny, choć nie byliśmy jeszcze nawet w połowie tego długiego tańca.

W teorii wydawało się, że tak wielki krok do przodu, na pewno tylko umocni nasz związek, zacementuje już to, co z trudem długo tworzyliśmy i pozwoli nam wbić na kolejny poziom relacji.
Next level. Łudziliśmy się jak dzieci, naiwnie i głupio. To był błąd ale i moment weryfikacji naszej relacji, tego jacy jesteśmy, jacy będziemy dla siebie.
Co sobie zrobimy oboje, gdy już zgasną światła i spadną maski.

Okazało się że oboje byliśmy obrzydliwymi potworami. Nie zasługującymi na to, co nas spotkało.
Najgorszy człowiek na świecie;
ona dla mnie, a ja dla niej.

I wiecie, jeszcze samo mieszkanie we dwoje było udane. Mieliśmy twardy i ustalony podział obowiązków. Ja kocham zmywać naczynia, to mnie uspokaja i jest dla mnie pewną formą medytacji. Ona lubiła odkurzać. Ja wynosiłem śmieci. Ona prasowała.
Ja robiłem zakupy i listę rzeczy które się kończą, które wręcz musimy kupić.
Gotowaliśmy oboje, codziennie i  na zmianę.

Ale.
Problemy i to mocne problemy, pojawiły się w zupełnie innym miejscu.
Nasze charaktery za bardzo się gryzły i drapały aż do krwi. Nadchodziła burza i w oddali widać było pierwsze błyski.

Osobiście bywam czasami zazdrosny i podejrzliwy. Mam tego świadomość i zawsze, z różnym skutkiem, walczę z tym i staram poprawić. Niestety, Gabi, ówczesna moja ex narzeczona, była wręcz mistrzem w robieniu scen i zbędnych dram.

Zrozumiała dla mnie jest jeszcze, przynajmniej w jakimś stopniu, zazdrość o atrakcyjne koleżanki. Ok. To jest całkiem naturalne i normalne. Ale niestety, ona bywała zazdrosna o wszystko i o wszystkich. Nawet o moich przyjaciół i kolegów. O kogokolwiek, kto tylko bezczelnie i bez jej zgody, śmiał odciągać mnie od niej, w jakimkolwiek stopniu i choć na moment.

Potrafiła zrobić mi scenę wracając z pracy i ledwo otwierając drzwi. Była w tym najlepsza. A ćwiczyła to zawodowo i codziennie. Czasami nawet i budziła się wkurwiona. Zła na mnie, za to, co zrobiłem lub powiedziałem w jej śnie.
Problem tylko rósł i między nami robiło się coraz gorzej.

Toksyczne związki są okropne.
Ale i zawsze najtrudniej z nich uciec.
Ludzie z czasem przywykają, do wszystkiego.
Nawet do najgorszego gówna.

Problem polega chyba na tym, że zawsze projektujemy sobie w głowie idealny obraz tej osoby, idealny stan rzeczy i ambitne plany na 6 lat do przodu. Idealizujemy ludzi i potem, gdy dopada nas ta brutalnie szara rzeczywistość, budzimy się z ręką w nocniku zanurzoną aż po łokieć.

Niestety, zakochany człowiek zawsze tłumaczy nawet najgorsze zachowanie. Zawsze wybacza. Zawsze stara się zmienić na lepsze. Nie rozumiejąc tej prostej zasady że czasami po prostu trzeba się poddać i odejść.
I tak w końcu zrobiłem. Po latach zaciskania zębów i walczenia o nią z nią samą i demonami które szalały w jej głowie.

Mam po tej ex blizny, niektóre wręcz dosłownie. Bywała agresywna, przemocowa i miała problemy z alkoholem.

Pewnego razu obudziłem się w ciemności, w środku nocy, a ona leżała na mnie, z rękami na moim gardle i próbowała mnie udusić, z całych swoich sił. Lekko mnie zatkało i dosłownie i w przenośni. Po szybkim momencie szoku i zaskoczenia, zareagowałem. Musiałem ją dosłownie z siebie zrzucić, inaczej pewnie byłbym trupem. Typowy poniedziałek w naszym mieszkaniu.

Niekoniecznie ja byłem dla niej ideałem. A wręcz przeciwnie. Bywałem strasznym dupkiem i lubiłem za bardzo dominować, co wkurzało ją i denerwowało. Sam ją podpuszczałem, wkurzałem, a potem patrzyłem jak świat płonie. Zawsze zabijamy to co kochamy. Zawsze sami sobie to robimy.

Toksyczne związki napędzają się same, lecą do przodu siłą rozpędu, a dwoje skrajnie emocjonalnych ludzi takich jak my, prędzej się zastrzeli wzajemnie, niż kiedykolwiek stworzy udany i zdrowy związek.

Urwaliśmy to w końcu.
Ex wyprowadziła się ode mnie.
Ale dopiero gdy przekupiłem ją, moim TV i kilkoma przedmiotami, które pozwoliłem jej wynieść i zabrać jak swoje.

Przestaliśmy nawet klikać w swoją stronę. Dwoje obcych i zimnych ludzi, którzy nie tak dawno wyznawali sobie wielką miłość. Zabawne to, miało być na zawsze, było do czasu.
Czas. Czas zabija i morduje wszystko.
Czas. Z czasem zablokowaliśmy się wzajemnie, wszędzie gdzie się tylko dało. Ostrym narzędziem obojętności, odcięliśmy się od siebie i nie pisaliśmy więcej już wcale, pewnie z obawy przed tym, że jeszcze moglibyśmy do siebie wrócić i popełnić dokładnie te same głupie błędy.

Lepiej milczeć.
Ignorowanie to forma subtelnego "Wypierdalaj", którą od czasu do czasu stosuje każdy z nas.

Tysiąc Pierwszych RandekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz