Rozdział 7

14 0 0
                                    

Czasami, choć raczej rzadko, chodziłem nadal na większe imprezy. Takie wiecie, w plenerze, spęd nastoletniego bydła za miastem, wyjście na kilka piw i może czasami też na jakiegoś grilla.

Kiedy mieszkasz we Wrocławiu, dużym, zatłoczonym i głośnym mieście, takie wycieczki w stronę natury są mocno potrzebne, pokazują ci że poza Wro, tą twoją betonową dżunglą, są też jeszcze jakieś inne światy i planety.

Na jednej z takich właśnie imprez poznałem D.
Przyszła na te ognisko z zupełnie kimś innym, wyszła rano ze mną.
Ale.

Już w trakcie samej imprezy, zdążyła z nim zerwać i spławić typa. Nagle on po prostu zniknął, ktoś wykasował go z obrazka i już, cyk, może umarł, może wrócił do domu. Kto go tam wie.

Przecież zwykle tak właśnie się to kończy i jakoś tak wręcz naturalnie, większość naszych ex po rozstaniu, automatycznie Życie samo wycina z naszego scenariusza i słuch po nich ginie. Większość ludzi to tylko statyści, tło w tym filmie o nas samych, który kręcimy sobie w głowie. To tylko milczące NPC i boty, jednorazowe znajomości i więcej już nigdy ich nie spotkamy. Nigdy. Nawet przypadkiem na ulicy.

Także w momencie najlepszego rauszu, w którym ją poznałem, D. była już chyba wolna. Raczej była. Tak mi się wydaje. Albo przynajmniej tak właśnie się czuła.

A może po prostu chciała jakoś odreagować to wszystko, stres, tego typa, życie, no wszystko co nas dowala z każdym dniem coraz ostrzej i cholera, przecież każdy ma do tego święto prawo. Życie jest chujowe, a potem się umiera. Nie brońmy innym spierdolić sobie życia na swoich własnych zasadach.

W każdym razie, złapaliśmy razem z D. dużą butlę taniego wina i odłączyliśmy się od reszty grupy. Gdzieś za granicą ich oczu i uszu zajęliśmy się upijaniem wzajemnie, ona mnie, a ja ją.

Wino wchodziło do głowy mocno i szybko, gładko jak Travolta na parkiet. Piliśmy coraz szybciej, coraz więcej.
Odległość między nami coraz bardziej się zmniejszała. Pocałowałem ją. W końcu wylądowaliśmy gdzieś w trawie i choć nawet się nie pieprzyliśmy, było bardzo namiętnie i sexy. Tarzaliśmy się przytuleni, dotykaliśmy i gryźliśmy. Całowałem ją, choć ona wolała po prostu mnie brutalnie drapać i pogryźć. To było dziwne i pierwotnie zwierzęce i bardzo seksowne.

Dookoła, przez cały czas nad nami chodzili nasi znajomi, głośno komentując te publiczne tarło. Ale my, oboje pijani, byliśmy całkowicie zajęci tylko sobą i walką o to, kto będzie na górze, kto zdominuje kogo. Dwa dzikie zwierzaki pozbawione wszelkich granic, na szczęście nadal oboje w ubraniach.

Minęła godzina, dwie, rok albo całe milion. Kto to tam wie. Szczęśliwi ludzie nigdy nie liczą czasu i nie patrzą się w zegarki.

Po jakimś czasie wstaliśmy, otrzepaliśmy się z liści i trawy, brudu i dołączyliśmy do reszty mocno już pijanej ekipy.

Oj. I dopiero teraz zaczyna robić się ciekawie. Bo nagle wszyscy słyszymy jakieś niepokojące hałasy w okolicy.

Środek lasu, ciemno, pijana grupa młodych ludzi i dogasające ognisko pomiędzy nami.
Scena jak z taniego horroru.

Odruchowo złapałem D.za rękę, ścisnąłem mocno, a ona popatrzyła mi prosto w oczy i powiedziała cicho
-Spierdalaj.
Ok. Puściłem jej dłoń.

Stwierdziłem pijany że teraz to już jebać wszystko i trochę mi wszystko jedno. Złapałem za siekierę leżącą obok porąbanego drewna i ruszyłem samotnie w ciemny las, szukać tego strasznego potwora. Skoro jestem już w środku klasycznego Horroru klasy B, to przynajmniej będę trzymać się twardo scenariusza.

Reszcie grupy kazałem trzymać się blisko ogniska i nie oddalać dopóki nie wrócę. Ruszyłem. Po ciemku. Nadal pijany. Czekając tylko aż zza krzaka wyskoczy jakiś Predator lub inny zamaskowany Mike Myers. Chodzę dookoła. Przeczesuję dżunglę krzaków i badyli. Szukam. I nic. I cisza.

Trochę rozczarowany wróciłem do reszty mojej alko ekipy i nad ranem, gdy zrobiło się w końcu już jasno i widno, ruszyliśmy powoli skacowani, niewyspani, grupą w stronę miasta. D.i ja nadal cali w liściach i trawie. Idąc obok niej, prowadzącej rower, wyciągnąłem jej z włosów kolejny listek. Umówiliśmy się jeszcze z raz, tym razem bez alkoholu, siekier i tarzania się po lesie, ale to już zupełnie inna historia.

Tysiąc Pierwszych RandekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz