Rozdział 9

554 18 6
                                    

Anna i Wiktor myśleli o tym od tygodni, ale nie sądzili, że ich plan kiedykolwiek się spełni. Po wielu nocnych rozmowach, wielu rozterkom i rozmyślaniu byli pewni. Wiedzieli, że to dobry wybór.

- Nelo, Czarku, my... chcemy wam coś powiedzieć - oficjalny ton Anny spowodował niepokój u dwójki dzieciaków z ośrodka. Tymczasem lekarka rzuciła porozumiewawcze spojrzenie mężowi.

- My... chcielibyśmy was adoptować - uzupełnił Wiktor.

- Czy mielibyście coś przeciwko? - zapytała blondynka z niepewnością.

- Chyba żartujecie! - krzyknął podekscytowany Czarek.

- Oczywiście, że nie mamy nic przeciwko! To byłoby niesamowite! - dodała Nela.

Wszyscy zaczęli śmiać się z radością. To był najlepszy dzień w ich życiu. Nareszcie stworzą szczęśliwą, pełną rodzinę. Chyba, że coś stanie im na drodze...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Postanowili się wybrać do Radomia. Nela nie mogła być na pogrzebie dziadków. Dlatego Anna i Wiktor chcieli dać jej szansę pożegnać się z nimi w inny sposób, bo tylko to im pozostało. Cmentarz do, którego zmierzali znajdował się na w spokojniejszej okolicy. Może nie tyle spokojniejszej- jeździło tam mnóstwo samochodów- co oddalonej od centrum. Od starego domu krewnych Neli dzieliło go zaledwie kilkaset metrów. Anna poszła z dziewczyną kupić znicze, podczas gdy Wiktor z Czarkiem szukali miejsca parkingowego. Wkrótce wszyscy znaleźli się nad grobem przodków Neli. Dziewczyna w skupieniu czytała wygrawerowane napisy na kamiennej płycie. Co zabawne, jej dziadkowie nazywali się Anna i Stanisław. Jaki zbieg okoliczności.

- W porządku? - zapytała szeptem Anna, dotykając ramienia nastolatki. Ona niemal podskoczyła, wyrwana z rozmyśleń.

- Tak, tak. Już... się pożegnałam. Możemy iść.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Cześć wam! - przywitali się Wiktor i Anna we wtorkowy poranek. Nela i Czarek zostali w ich mieszkaniu. Nastolatkowie nie chcieli wracać do ośrodka, a po południu wszyscy mieli się wybrać na rozmowę w sprawie adopcji. Z tego powodu wszystkim od momentu przebudzenia dopisywał humor.

- Witam, doktorze, widzę, że wyjazd udany - zaśmiał się Piotrek. Radość Wiktora nie zdarzała się często. Zwykle zachowywał się on spokojnie i zdystansowanie. Jeżeli się uśmiechał to tylko do doktor Anny.

- Zdecydowanie się udał - rzekła Anna, a jej twarz promieniała szczęściem. Mimo wszystkich myśli z tyłu głowy.

Niespodziewanie zabrzmiał dźwięk wezwania.

- Sonia, Nowy, wezwanie mamy - blondynka chwyciła tablet, szybko pocałowała Wiktora w policzek i pobiegła wraz z zespołem do karetki. Ruszyli w drogę.

- Do czego to wezwanie? - zapytała Sonia z ciekawością.

- Omdlenie, dziewczyna, 15 lat.

- Pewnie kolejna fanatyczka diet wacikowych - zasugerował Nowy.

- Sonia, przyśpiesz - poprosiła Anna, ignorując komentarz współpracownika. Nie miała ochoty na kłótnię. Jej poranny humor z czasem uległ zmianie. Mogło to być spowodowane bólem głowy, który nie minął pomimo zażycia tabletek. Jednak przemęczenie było naturalną częścią życia ratowników, więc nie przejęła się tym zbytnio.

Wkrótce karetka dotarła pod wskazany adres. Na wejściu przywitał ich zestresowany mężczyzna.

- Ona tak nagle upadła! Bez powodu! Nie wiedzieliśmy co mamy zrobić... - zaczął tłumaczyć z przejęciem.

- Dobrze, że nas Pan wezwał.

- To żona zadzwoniła. Jest z córką w salonie. Odzyskała przytomność, ale nie chcieliśmy już odwoływać karetki...

- Zbadamy ją na wszelki wypadek. Omdlenia bez wyraźnej przyczyny mogą świadczyć o wielu chorobach - oznajmiła lekrka i udała się za facetem do domu. Był duży, dwupiętrowy. Przy drzwiach kręcił się rudy kot. Ojciec omdlałej nastolatki odepchnął go, energicznym ruchem chytając za klamkę. Salon, do którego zmierzali, najdował się na wprost od korytarza, tuż obok kuchni. Ratownicy z daleka zauważyli na oko 45-letnią kobietę o czarnych włosach. Kiedy zbliżyli się bardziej, dostrzegli również bladą nastolatkę, leżącą na kanapie ze szklanką wody.

- Dzień dobry, Anna Reiter, jestem lekarzem. To Pani dzwoniła?

- Tak, Magdalena Wojciechowska - przedstawiła się nieznajoma. - Chodzi o moją córkę. Sprzątałyśmy razem salon, gdy nagle upadła.

- Czy zdarzały się wcześniej takie sytuacje? - lekarka zadawała spokojne pytania, starając się ustalić okoliczności.

- Nie, nigdy.

- Czy córka choruje na coś? Bierze jakieś leki?

- Nie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam z nią w przychodni.

- Dobrze, Nowy saturacja, Sonia, parametry - poinstruowała ratowników. Oni uważnie wykonali powierzone zadania.

- Saturacja w normie.

- Ciśnienie 140 - rzekła zmartwiona Sonia.

- Podejrzewam niestwierdzone nadciśnienie, ale dokładne badania zostaną przeprowadzone w szpitalu - powiedziała Anna, podnosząc się. Jej głowa zawirowała i kobieta na chwilę straciła równowagę.

- Pani doktor, wszystko w porządku? - Nowy spojrzał na lekarkę z troską.

- Tak, lećcie po nosze, zabieramy pacjentkę.

- Do szpitala? Czy to aż tak poważne? - widać było panikę na twarzy matki poszkodowanej.

- Proszę pani, nadciśnienie tętnicze to poważna choroba i nieleczona może prowadzić nawet do śmierci. Jednak przy odpowiednich lekach można prowadzić spokojne, szczęśliwe życie. O wszystkim dowie się pani w szpitalu.

- Mogę jechać z wami?

- Mamy w karetce miejsce dla jednej osoby.

- Ja dojadę samochodem - wtrącił mąż kobiety.

Po chwili pojawił się Nowy z noszami.

- Zabierajcie ją - rzekła Anna do ratowników. Niespodziewanie pulsujący ból przeszedł przez jej czaszkę. Kobieta złapała się za skroń z irytacją.

- Jest pani doktor pewna, że...

- Nic mi nie jest. Ruszajcie do karetki - przerwała lekarka, szybkim krokiem, zmierzając w stronę pojazdu. Wszyscy udali się za nią. Wyszli już na zewnątrz, gdy nagle doktor Anna zachwiała się.

- Sonia, łap ją! - zdążył tylko krzyknąć Nowy do ratowniczki, która zwinnym ruchem zdążyła chwycić blondynkę i pomogła jej w ten sposób uniknąć upadku.

SIEROTA - Na sygnale AWIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz