Rozdział 22

432 11 5
                                    

- Prosimy się odsunąć! - krzyczeli ratownicy medyczni, wioząc na noszach nieprzytomną piętnastolatkę. Jej włosy były czarne od popiołu, a skóra lekko pobrudzona i blada. Zaraz za nimi pojawił się kolejny obcy zespół wraz z chłopakiem o jasnym włosach. On również był nieprzytomny, a na jego twarzy umieszczono maskę tlenową. Pacjentów zabrano do karetek.
Ankę przetransportowali do szpitala Martyna i Piotrek, Kobieta w ciężkim stanie trafiła na stół.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Hej! - zawołał Wiktor. - Stój! Słyszysz?! Zatrzymaj się człowieku.
Lekarz krzyczał, goniąc zamaskowanego nieznajomego. Policja była tuż za nim.
- Zatrzymaj się! W imieniu prawa! - grozili funkcjonariusze.
Niestety nie mieli szans. Mężczyzna jak na swój wiek był naprawdę szybki. Biegli chodnikiem do końca ulicy, wciąż usilnie ściągając podejrzanego. Ten, ani odrobinę nie zwalniał. Nagle gwałtownie skręcił w prawo i wyskoczył na jezdnię wprost pod nadjeżdżający samochód. Auto z impetem uderzyło w człowieka przez co odbił się i upadł dużo dalej. Zszokowany kierowca wysiadł w panice.
- Ja naprawdę nie chciałem! - tłumaczył w desperacji.
- Spokojnie, byliśmy świadkami i wiemy, że Pan nie zawinił - zapewnili policjanci, ale to tylko trochę uspokoiło kierowcę. Był przerażony. Nic dziwnego- właśnie prawie zabił człowieka.
- Halo? Czy Pan mnie słyszy? - Wiktor podbiegł do rannego. Ten był obrócony plecami do góry. Lekarz ostrożnie przełożył go twarzą w swoją stronę, by sprawdzić czy oddycha i osłupiał.
- Mieczysław? 
Mimo siniaków, zadrapań i ogromu krwi Wiktor wszędzie rozpoznałby tę twarz.
- Wiktor - wymamrotał poszkodowany z lekkim uśmiechem. Nie był to jednak normalny uśmiech. Przypominał raczej obłąkanego, który dopiero co uciekł ze szpitala psychiatrycznego.
- Udało mi się? - zapytał.
- Co? - Wiktor był zdezorientowany i z każdą minutą odczuwał coraz większy strach.
- Po prostu mi odpowiedź, Wiktor. Udało mi się?
- O czym ty wygadujesz człowieku?!
- One spłonęły? - Mieczysław spojrzał poważnie na Wiktora. - Czy one nie żyją?
Wtedy lekarz zaczął powoli składać wszystko w całość.
- Podpaliłeś ją? - mężczyzna bardziej stwierdził niż zapytał. - Chciałeś je zabić! To ty wznieciłeś ogień!
Mieczysław tylko uśmiechnął się przerażająco. Potem zamknął powieki, a jego ciało opadło bezwładnie.
- Mieczysław? Mieczysław? Cholera, mamy NZK!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nela otworzyła lekko powieki, krzywiąc się na jasne białe światło w pokoju. Chwilę zajęło jej zorientowanie się gdzie tak naprawdę jest. Rozejrzała się wokół, podziwiając te znajome nieskazitelnie czyste pomieszczenie. Pielęgniarka uśmiechnęła się do nie życzliwie.

- Widzę, że ktoś tu się obudził - powiedziała ciepłym głosem. - Jak się czujesz?

Nela potrzebowała kilka minut, żeby wszystko sobie przypomnieć. Sztuka. Ogień. Spadająca zasłona.

- Co z tym chłopakiem?

- Hm? - pielęgniarka nie do końca ją zrozumiała.

- Przywieźli go razem ze mną, prawda? On żyje?

- Ach, ten! Tak leży w sali obok. 

Nela odetchnęła z ulgą. Przez chwilę spodziewała się najgorszego. Z resztą na początku w ogóle myślała, że sama nie żyje. 

- Gdzie Anka? I Wiktor?

- Pani doktor, ona... 

- Co z nią? - Nela momentalnie zbladła na widok przestraszonej miny pielęgniarki. 

- Znowu pęknięcie ciąży pozamacicznej.

- Boże - Nela zerwała się z łóżka i boso wybiegła z sali.

- Nela! - pielęgniarka rzuciła się za nią. Na korytarzu nastolatka wpadła na Wiktora w towarzystwie Czarka. 

- Nela, dzięki Bogu - Wiktor przytulił adoptowaną córkę.

SIEROTA - Na sygnale AWIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz