Lionel mógł umówić nasze spotkanie z jego tajemniczym przyjacielem, dopiero na za tydzień. Tyle miało mu zająć dotarcie do mnie ze swojej misji. Oczywiście meżczyzna zapewnił, że to nie była ciężka wyprawa, jednak na tyle istotna, że potrzebował wyjechać. Inną sprawą było to, że nie musiałam znać aż takich szczegółów. Wystarczyło mi to, że przyjedzie i kiedy to się dokładnie stanie.
Nosiło mnie przez cały tydzień, gdy niecierpliwie czekałam na przyjazd tajemniczego przyjaciela. Pragnęłam, by wszystko było perfekcyjnie przygotowane, tak abym skupiła się jedynie na gościu. W końcu czekało mnie najważniejsze zadanie – przekonanie go do współpracy.
Zerknęłam na przygotowane papiery, którymi zamierzałam udowodnić, że mój pomysł był możliwy. W tym pomogły mi przyjaciółki, zapewniając streszczenia, wypowiedzi i papiery na poparcie mojego marzenia. Kazały mi jedynie się tego wyuczyć, by następnie przekonać tego maga do współpracy. Zaś potem miałam się skupić jedynie na ślubie Mer. Ponoć było jeszcze trochę przygotowań, z którymi we trzy sobie nie radziły. A przynajmniej nie tak, jakby chciały.
- Moja pani.
Drgnęłam słysząc głos Lionela, który stał przy drzwiach na korytarz. Jego czerwone oczy wpatrzone były w moją twarz od dłuższego czasu. Wiedziałam to, ponieważ inaczej by się tak nie uśmiechał, a zawsze się szczerzył, kiedy widział coś, co go bawiło. W tym głównie mnie.
- Co znowu? – burknęłam.
- Myślę, że nie da się już bardziej przygotować – powiedział szczerze. – Zrobiłaś wszystko co mogłaś, poświęcając czas na sen, posiłki i możliwość zdenerwowania swojego rodzeństwa, moja pani. Wobec czego mogę śmiało powiedzieć, że więcej już nie możesz zrobić.
- Twój przyjaciel może chcieć...
- Moja pani – przerwał mi ponownie, ku niezadowolonemu syknięciu Sabaa. Co taktownie zignorował. – Proszę spojrzeć mi w oczy i powiedzieć co jeszcze mogłoby zostać przygotowane. To, co już zostało przyszykowane na tę okazję, powinno wystarczyć aż nad to.
- Lionel...
- Magowie z reguły są ciekawskimi istotami – kontynuował, ignorując tym razem mnie. Czasami naprawdę zastanawiałam się, czy nie uwielbiał zwyczajnie słuchać własnego głosu. – Wystarczy go zaciekawić, a potem pokazać dowody możliwości doprowadzenia tego pomysłu do fazy finalnej. Tyle w zupełności wystarczy.
- Naprawdę? – spytałam, poluzowując chwyt na kartkach leżących na moich kolanach. Bardzo chciałam mu zaufać, przynajmniej w tej kwestii. – Jesteś pewien?
- Tak, moja pani – przytaknął.
Mężczyzna następnie podszedł do okna i wyjrzał przez nie, wypatrując zapewne powozu swojego przyjaciela. I musiał go zauważyć, ponieważ w dalszej kolejności po prostu wyszedł, uprzednio się kłaniając. Jednak ten brak słów z jego strony był bardziej niż frustrujący. Skąd miałam wiedzieć, czy już należy się bardziej stresować, czy można to odebrać w inny sposób?
Westchnęłam, pocierając czoło. Lionel czasami był aż nad to indywidualistą.
- Panienko?
- Mów, mów – ponagliłam Sabaa.
Było mi wszystko jedno, co się teraz mogło stać. Nowy kamerdyner już i tak robił co chciał, kiedy chciał i jak chciał, więc słowa Sabaa były w tym aspekcie względne. Jednak mogła powiedzieć coś niezwiązanego z tematem, a co za tym idzie użytecznego. Przynajmniej bardziej niż milczenie Lionela.
- Może go wyrzucimy? – spytała z nadzieją pokojówka. – Lionel jest taki... okropny. Nie nadaje się na kogoś służącego panience.
- Zapewne masz rację – przytaknęłam zerkając ku drzwiom. – Jednak stał się całkiem użyteczny przez przyjaźń z magiem. Wobec czego należałoby go trzymać przy sobie. Przynajmniej przez jakiś czas. A wtedy próbować również go zrozumieć.
CZYTASZ
Słodka zemsta
RomanceElmira od lat jest praktycznie sama w domu pełnym rodzeństwa. Z tym, że nikt jej tam nie kocha, bo jako jedyna ma rude włosy, a więc została uznana za bękarta własnej matki. Z tym, że ona wie, że sprawa wygląda dużo inaczej, chociaż wcale nie zamier...