Dokładnie pięć miesięcy później mogłyśmy z Maltą ruszyć nasz wspólny biznes. Pomimo nastania później zimy, obie miałyśmy czas dopiero teraz. Wcześniej czekałyśmy na rezultaty z moich przedsięwzięć oraz planowałyśmy co, gdzie chcemy zrobić. Prócz tego Malta kontaktowała się z Bartolomeo w sprawie kopalni, choć dalej nic nie zrobiła w tej sprawie.
W dodatku należało znaleźć kupca, który mógłby zaopatrzyć nas we wszystko czego akurat potrzebowałyśmy. Wszędzie można było przynajmniej jednego znaleźć wobec czego liczyłyśmy, że nam się to uda. Byłoby wspaniale, gdyby okazał się nim ktoś, komu możemy zaufać w kwestiach zaopatrzenia. Ale przez miesiące poszukiwań i przepytywania dostępnych kupców, niczego nie znalazłyśmy. A przynajmniej do czasu.
Akurat ruszyły prace remontowe dwóch w miarę blisko położonych przy sobie rezydencji. Jednej mającej zostać mieszkaniami do wynajęcia, drugiej – hotelem. Przy okazji zastanawiałyśmy się, czy nie zakupić opuszczonego domu przy tej pierwszej i postawić tam restaurację, aby budynki przynosiły więcej dochodów oraz nie odpychały od siebie klientów. Właściwie to właśnie to zajmowałam się zakupem niewielkiego domu, gdy przyszedł do mnie Lionel. Lionel mający dziś pilnować Malty, która upierała się chadzać sama bez eskorty.
- Co ty tu robisz? – spytałam ze zgrozą.
Pośpiesznie wypisałam czek byłemu właścicielowi, który samodzielnie podpisał przekazanie własności na mnie. Ucieszony grubasek szybko odszedł, ale się nim już nie przejmowałam. Dał mi wszystko czego potrzebowałam – czyli dokumenty. Schowałam je do chlebaczka, przyglądając się z zaniepokojeniem, spokojnie spoglądającemu na mnie mężczyźnie. Wyciągnął on po chwili karteczkę i mi ją podał uśmiechając się złośliwie. Zaraz potem z trudem powstrzymał się od objęcia mnie, chociaż było widać, że właśnie na to ma ochotę.
„Znalazłam go! Chodź tu szybko!"
Nie rozumiałam początkowego zdania, jednak zaniepokoiła mnie ta druga część, przez którą pośpiesznie wdrapałam się na konia, wciągając za sobą Lionela. Mężczyzna krzyknął na woźniczego powozu, by ten ruszył za nami. Dopiero wtedy objął mnie bezwstydnie w pasie, gdy ja cmokałam już na swojego wierzchowca. Pośpieszając klacz, ruszyłam w kierunku remontowanego hotelu. Droga zajmowała trzydzieści minut powozem, ale koniu zajmowało to dwa razu mniej przez możliwość przejechania przez zatłoczone ulice.
Nie mogłam uwierzyć, że Lion był tak spokojny, gdy przyjechał z wiadomością o takiej treści. W dodatku Malta była tam bez ochrony już od około czterdzieści minut. Jasne, pracownicy mogli ją ochronić, co z pewnością zrobią, lecz i tak się martwiłam. Nie było ich zadaniem pilnowanie swojej pani.
Bartolomeo ich przysłał, twierdząc że pomagali oni również w innych naszych biznesach. Mówił, że dzięki temu stali się lojalni, jednak ciężko było mi im zaufać w kwestii obrony Malty.
- Lionel, jeśli jej się coś stanie... - zaczęłam groźnie.
- Zaufaj mi.
W obecnej sytuacji ciężko było mi powiedzieć, że mu ufam. Chodziło tu przecież o Maltę, moją rodzinę!
Zatrzymałam szybko oddychającego konia tuż przed zbieraniną ludzi. Byli to głównie mężczyźni, ale widziałam również kobiety. Wszyscy oni spoglądali w kierunku oddalonej o kilka kroków pary. Przynajmniej do momentu, gdy prawie ich staranowałam.
Zeskoczyłam pośpiesznie z konia, zostawiając go, krzyczącemu za mną kamerdynerowi. Potrzebowałam obecnie upewnić się, że Malta była cała i nic jej nie groziło. Łajałam się w myślach za nie pomyślenie o ukrytych strażnikach, którzy pilnowali przyjaciółkę z odległości. Wkroczyliby, gdyby coś się działo.
CZYTASZ
Słodka zemsta
RomansaElmira od lat jest praktycznie sama w domu pełnym rodzeństwa. Z tym, że nikt jej tam nie kocha, bo jako jedyna ma rude włosy, a więc została uznana za bękarta własnej matki. Z tym, że ona wie, że sprawa wygląda dużo inaczej, chociaż wcale nie zamier...