1. Sojusznik

317 39 2
                                    

Miesiąc przed ślubem Meridian i Dante.

Chwyciłam za klamkę, by sprawdzić czy drzwi ponownie zostały zamknięte. Były zamknięte, choć wątpiłam, aby była to sprawka ojca, on nie działaby z ukrycia, był na to zbyt dumny. To musiał być któreś ze starszego rodzeństwa, uznając że będzie to idealny psikus. Byli zbyt głupi, żeby zdać sobie sprawę z błędów jakie czynili.

Westchnęłam, rozglądając się po pokoju. Wszystko było tu nowe, chociaż można było tu wyczuć raczej brak zaangażowania. Matka zawsze wybierała właśnie takie rzeczy do mojego pokoju, gdy zmieniała wnętrza pomieszczeń w domu. Takie meble, które mało do siebie pasowały, bo w ten sposób chciała mi pokazać, jak bardzo była mną rozczarowana i mało przejęta. Jednak dalej wykonywała powierzone jej obowiązki duchessy, żeby nie zostać o nic posądzona. Tak, bym musiała być tylko wdzięczna za jej wielki trud.

Podeszłam do drzwi balkonowych, wyglądając przez szybę. W lato zapewne zdecydowałabym się zejść na dół za pomocą drzewa i swoich wypracowanych zdolności, jednak wczesną jesienią było to ryzykowne.

Obejrzałam się po luksusowym acz zbyt twardo wyglądającym wnętrzu moich pokoi. Było stąd jedynie jedno wyjście, które jedno z tych dziecinnych starszych typów, zamknęło. Lub też wszyscy brali w tym udział. Cała ta przeklęta piątka, ale ciężko było być powiedzieć. Na ogół współpracowali wspólnie, gdy ciężko było im wpaść na coś wyrafinowanego. Nie wiedzieli przy tym kilku istotnych rzeczy, które mogłyby przesądzić o tym, czy uda im się cokolwiek zrobić. Byli zbyt tępi.

- Panienko? – ktoś zastukał w drzwi. – O matko! Panienko! Jesteś tu?!

Sabaa, moja pokojówka, którą zgarnęłam jakiś czas temu z ulicy, martwiła się o mnie. Przejęła wszystkie obowiązki starszej poprzedniczki, która ze względu na wiek, musiała odejść. Przy tym obie sprawdzałyśmy początkowo lojalność, wierność i uczciwość Sabaa. Co okazało się mało konieczne. Dziewczyna była mi tak wdzięczna za wyrwanie z nędzy, że mogła zrobić dla mnie absolutnie wszystko. Cokolwiek bym nie potrzebowała, ona potrafiła to magicznie „wyczarować" lub też ukraść.

- Sabaa, nic mi nie jest. Ci idioci ponownie mnie zamknęli – parsknęłam wyciągając z toaletki wsuwki do włosów. – Zaraz otworzę drzwi.

Jako dziecko wiele razy chadzałam, praktycznie sama, po stolicy, uciekając z domu na cały dzień. W tamtym czasie miałam mało ubrań i były one praktycznie stare – takie po wielu przejściach – należące uprzednio do starszego rodzeństwa. Wobec tego nikt by nawet nie pomyślał kim mogłam być. Dlatego też wykorzystywałam to, ucząc się od dzieci ulicy ich przydatnych sztuczek. W ten sposób udawało mi się również podnieść mój status w domu, zyskując coraz więcej, ku zniesmaczeniu rodzeństwa. Nie mogli być zadowoleni, że sama wywalczyłam sobie coś, co powinno mi się należeć od samego początku. Ale też co mieli zrobić? Sprzeciwienie się ojcu, groziło karą i prawdopodobnym wyjściem z łask.

Wbrew opinii publicznej, dzieciaki wychowujące się na ulicy, były całkiem mądre. Potrafiły efektownie zająć się sobą, wyuczyły się sztuki przetrwania i posiadały wiedzę, jaką brakowało niejednemu dorosłemu. Z tego też powodu łatwo było mi zdobyć to czego potrzebowałam, ucząc się od nich. Ale nic nie mogło być za darmo. Musiałam im dać coś w zamian, żeby sami mogli mnie czymś obdarować. Mimo to nie uważałam za stratę nauczenie ich moich sztuczek, czy podzielenie się jedzeniem, jakie sama kupiłam za swoje marne pieniądze.

Oczywiście potem moją drogę przecięły moje dotychczasowe przyjaciółki. Jednak tamte doświadczenia ze mną zostały. Nie mogłam zapomnieć o wiedzy, której nauczyłam się, próbując przetrwać.

Przykucnęłam przy drzwiach, ignorując lamentującą Sabaa, która nie potrafiła przyzwyczaić się do takiego traktowania panienki Sliver w jej własnym domu. Była na to zbyt dobra, prostoduszna i nie rozumiejąca zła pojawiającego się na świecie. Pomimo że kradzież nie była czymś dobrym...

Słodka zemstaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz