Moja sytuacja wyglądała właśnie tak, jak mniej więcej teraz od urodzenia (właśnie było gorzej), gdy wyszło na jaw, że moje włosy miały rudy odcień, a nie czarny czy brązowy. Dlatego też nie liczyłam na to, że nagle moja sytuacja poprawi się przez ten jeden test. Mogło wyjść, że jedno z mojego rodzeństwa także było dzieckiem ojca. Zaś to nie sprawi, że będę na zwycięskiej pozycji. Oczywiście moja sytuacja stanie się całkiem dobra, lecz nie idealna, dokładnie taka jaką bym chciała.
Zastukałam o dłoń piórem, nad kartką papieru, na której pozapisywała mi Malta (zwyczajnie go uszczegółowiałam, dodając kluczowe kwestie). To mógł być klucz do mojego... naszego sukcesu. Głównie mojego, jako że było to coś rewelacyjnego, dającego mi wiele możliwości rozwalenia tej rodziny i zniszczenia planów większości innych. Dlatego, że ojciec zajmował się wieloma projektami na raz, mając lub też posiadając wiedzę i umiejętności na ten temat. W tym później musiał przekazać to dalej, na przykład swojemu spadkobiercy. Zaś on musiał je sukcesywnie poprowadzić, jeśli tego nie zrobi, cóż... jego użyteczność malała. A ja właśnie potrzebowałam mieć pozycję spadkobiercy. Wtedy i tylko wtedy zdobędę to czego pragnęłam w całej krasie. I będę mogła wykorzystać to, aby przyglądać się z góry wszystkim tym, którzy patrzyli na mnie jak na osobę, której nie powinno tu być.
Prócz tego zyskam możliwość zniszczenia każdego z nich. Tak, jak tego chciałam.
- Panienko? Coś się stało?
- Sabaa? – podniosłam wzrok na pokojówkę, mającą dziś wychodne. – Gdzie Lionel? Co ty tu robisz?
Rozejrzałam się po swoim salonie w poszukiwaniu bezczelnego kamerdynera, mającego dziś swoją pozycję, a także pozycję pokojówki. Zgodził się na to samodzielnie, uważając że Sabaa potrzebuje odpocząć, jednak teraz nigdzie go nie było. W salonie byłyśmy jedynie we dwie, przypatrujące się sobie z czymś na wzór konsternacji.
- Och, widzi panienka... Właśnie w tej sprawie tu jestem...
Sabaa miała na sobie swoją sukienkę, tę w której wychodziła na miasto w swoje rzadko pojawiające się dni wolne. Dlatego wiedziałam, że musiała się szykować, nim została ponownie tu ściągnięta. W końcu miała jedynie jedną, najśliczniejszą sukienkę, więc tak musiało właśnie być.
Co się stało?
Na chwilę skupiłam się jedynie na sukience z lekkim smutkiem. Mimo że tyle razy jej proponowałam, by wzięła jedną choćby starą sukienkę, jaką posiadałam, to Sabaa odmawiała. Za każdym razem i to z głupiego powodu. Pragnęła, po prostu zostawić mi wszystko co miałam, bo nie było tego tak znowu wiele. Oraz nie chciała doprowadzić do sytuacji, w której to ona miała więcej ubrań ode mnie.
- Słucham – jęknęłam, przygotowując się na najgorsze.
- Pani domu go zabrała – odparła Sabaa ze strapioną miną. Nie wyglądała na bardzo zaniepokojoną tym faktem. – Nagle go wezwała, więc poprosił żebym chwilę z tobą posiedziała, panienko.
Zamarłam. Pióro wypadło mi z ręki i tylko z powodu rumoru jaki wywołało, zdołałam się powstrzymać przed ruszeniem do pokoi matki. Gdybym to zrobiła, rodzeństwo nie dałoby mi żyć. Zresztą nie jedynie oni. Plotki rozniosłyby się po całym domu, jakoby ruszało mnie to, co działo się z moją służbą, a wtedy każdy w domu miałby powód, aby ich dotknąć. To z kolei nie skończyłoby się zbyt dobrze. Ani dla nich, ani dla mnie.
Przełknęłam ślinę, ponownie chwytając pióro. Nie pozostało mi nic innego, jak czekać, licząc że matka go w żaden sposób nie tknie (wręcz o to błagałam). Lub też nic z niego nie wyciągnie, ponieważ to, że czegoś chce było dość pewne. W innym wypadku nie zdecydowałaby się na tak idiotyczno- dziecinny ruch, chyba że...
CZYTASZ
Słodka zemsta
RomansaElmira od lat jest praktycznie sama w domu pełnym rodzeństwa. Z tym, że nikt jej tam nie kocha, bo jako jedyna ma rude włosy, a więc została uznana za bękarta własnej matki. Z tym, że ona wie, że sprawa wygląda dużo inaczej, chociaż wcale nie zamier...