Lionel posiadał przewspaniały instynkt. Zawsze wiedział kiedy i w którym momencie mnie zablokować, nim powiem coś nieodwracalnego. Z tego powodu wyprowadził mnie z pokoju, w którym przygotowywała się Meridian do ślubu, a do którego wlazł Dante. Chociaż bardzo chciałam dokopać panu młodemu, który winny był stanu w jakim znalazła się Mer, nie mogłam. Bo Lionel zareagował za szybko.
Pociągnęłam nosem, opierając plecy o tors Lionela bez zawstydzenia. Pozwalałam mu na dalsze trzymanie ręki na moich ustach głównie dlatego, że obawiałam się własnej reakcji. Kto wiedział, czy przypadkiem ponownie czegoś nie powiem?
- Moja pani, musisz nad sobą panować – rzucił cicho Lionel. Jego mowa ciała wyrażała wiele emocji, zwłaszcza rozbawienie. Prócz tego był zrelaksowany i odprężony, jakby ta sytuacja była normalna. W dodatku coś mi mówiło, że zdawał się być zadowolony z mojej obecności tak blisko jego. Oczywiście mogło mi się jedynie zdawać, ale... na to właśnie wyglądało. – Będzie źle, jeśli rozgłosisz całemu światu – przez przypadek! – tę sytuację, o której nie należy mówić. W szczególności musisz uważać, kiedy nie ma mnie blisko ciebie, moja pani.
Przewróciłam oczami, nie potrafiąc się z nim całkiem zgodzić. Czasami bywały takie sytuacje, podczas których lepiej było zostawić mnie w spokoju. I w taki sposób rozwiązywałam swoje problemy wraz z ulżeniem się samej sobie. Zresztą dzięki własnemu sposobowi bycia, miałam święty spokój. Mogłam robić co chciałam, a cała reszta schodziła mi z drogi (głównie przez lęk). Jasne bywało też to, że lepiej było nad sobą panować. Jednak kto mógłby mi w tym pomóc? Ja sama nie dam rady wziąć się w garść i kontrolować swój każdy ruch.
- Od tego właśnie tu jesteś – parsknęłam, zsuwając dłoń Lionela z własnych ust. – Nieprawdaż?
- Ha, od czegoś trzeba zacząć – mruknął, puszczając mnie, gdy usłyszał zbliżające się do nas głosy.
Nieśpiesznie ruszyłam z miejsca odseparowując się od mężczyzny, choć dziwnym trafem od razu zatęskniłam za jego ciepłem. Było to naprawdę dziwne, szczególnie że moje spojrzenie od razu powróciło do kamerdynera. Mężczyzna przyglądał mi się, luzacko opierając o ścianę.
Dostrzegając moje spojrzenie, Lionel uśmiechnął się krzywo. Następnie jego czerwone oczy przesunęły się w stronę głosów. Dlatego również tam spojrzałam, od razu szeroko się uśmiechając.
- Dzień dobry, jak pani się ma duchesso Aidin?
- Doskonale! – zawołała babka Meridian, posyłając krótkie spojrzenie prowadzącemu ją kamerdynerowi. Ten od razu się wycofał. – Wygonili cię?
- A skąd! – machnęłam ręką, zerkając za siebie. – To przez jedną szczególną sprawę, musiałam wyjść i ochłonąć.
- Och. Ale i tak lubię ten twój wybuchowy temperament.
- A ja pani.
- Rozumiem, że... - nachyliła się ku mnie, kończąc szeptem - ... pan młody również jest w środku... Och!
Drzwi gwałtownie się otworzyły i na zewnątrz wyleciały Kira wraz z Maltą. Obie krzywiąc się, przeklinały pod nosem na zamknięte drzwi. Zza nich dobiegł chichot Meridian, która zaraz potem zaczęła coś mówić.
- Wypięła się na swoje przyjaciółki z powodu faceta – mruknęłam pociągając nosem.
- I jeszcze go broni! – parsknęła Malta z oburzeniem. – Och, pani...
- Tak, tak – pani Aidin pomachała ręką. – Pomińmy te wszystkie pozdrowienia. Więc? Dlaczego wyszłyście?
- Bo Dante chce pobyć sam na sam z Mer – wyjaśniła Kira, zakładając ręce na piersi. – A w ogóle, ten ich plan – księżniczka pomachała dłonią – jest do kitu. Wywozi ją na kilka miesięcy i specjalnie odseparowuje od nas.
CZYTASZ
Słodka zemsta
RomantizmElmira od lat jest praktycznie sama w domu pełnym rodzeństwa. Z tym, że nikt jej tam nie kocha, bo jako jedyna ma rude włosy, a więc została uznana za bękarta własnej matki. Z tym, że ona wie, że sprawa wygląda dużo inaczej, chociaż wcale nie zamier...