19. Publiczne ogłoszenie

188 27 0
                                    

Tydzień po poznaniu kupca dostałam wiadomość od najstarszego brata, który chyba dalej nie rozumiał swojej pozycji.

Nie waż się pokazać na przyjęciu wydawanym przez ojca"

Czytając to uznałam oczywiście, że przyjdę. Tym bardziej, że dostałam wcześniej notkę od ojca. Musiał wreszcie mnie znaleźć, ale i bez niej, przyszłabym jedynie po to, aby popsuć humor mojemu rodzeństwu. W końcu na dzisiejszym przyjęciu mieli zostać ogłoszeni jako nie nadający się na następców, zaś ja miałam zostać uznana za następną głowę rodu. Wobec czego nie mogło mnie tam zabraknąć, chociaż nic by to i tak nie zmieniło.

Zapewne matka robiła teraz wszystko, aby wyrzucić mnie z listy kandydatów. W końcu wiedziała, że ode mnie niczego nie zyska, więc ojciec miał pełne ręce roboty. Co mnie cieszyło. Przecież tak wiele miłości ich otaczało, że teraz wypadałoby żeby samodzielnie zrobił porządek.

Weszłam na salę balową, ignorując wszystkich, nawet przymilającą się służbę. Torowałam sobie drogę ku ojcu stojącemu na środku sali i wyraźnie czekającego na moją osobę. Rozpychając się nikogo nie przepraszałam, gdyż nie czułam żebym musiała. Ci ludzie traktowali mnie jak bękarta. Mogłam teraz choć trochę wyrazić swoje niezadowolenie.

W połowie drogi zostałam zatrzymana przez wysoką sylwetkę.

- Zejdź mi z drogi – warknęłam nie podnosząc wzroku.

- Miałaś nie przychodzić.

- Nawet gdybym nie przyszła, zostałabym spadkobiercą ojca – parsknęłam, prostując swoją jasnozieloną sukienkę, która zdawała się skromna na takie przyjęcie, bo nie chciałam przyjmować prezentów ojca.

Zapewne dlatego akurat jemu udało się mnie wypatrzeć. Albo brat zwyczajnie na mnie czekał, co wydawało się bardzo możliwe. On w końcu tracił najwięcej. Myślę, że także wiedział co będzie ich czekać, jeśli przejmę po ojcu tytuł. Jednak nic nie mógł z tym zrobić. Już nie.

- Wynoś się stąd.

Wypchnęłam do przodu wargi, zastanawiając się, czy może jednak on nie był głupi. Było jasne, że zamierzałam tu zostać i z miejsca przy ojcu posłać w ich stronę uśmiech. Ten triumfalny i mściwy. Zapowiadający, że zamierzam tknąć ich w najlepszy możliwy sposób. A potem w ich ślad posłać szacownego ojca.

- Rozumiem, że jesteś dość uparty – rzuciłam wzdychając.

Jeśli ktoś kiedykolwiek cię zaatakuje, musisz wiedzieć, jak się bronić, Ria. Tu jest splot słoneczny, w który wystarczy lekko uderzyć pięścią, a zaboli. To da ci czas na ucieczkę."

W głowie usłyszałam słowa Lionela, który tłumaczył mi tajniki samoobrony w każdej wolnej chwili. Zwłaszcza, że nie wszędzie mogliśmy udać się razem. Uczyłam się tego, jedynie dlatego, że bardzo tego chciał i przy tym często demonstrował ruchy. Jednak teraz ta wiedza okazywała się całkiem użyteczna, pomimo że ta sytuacja nie należała do tych, o których mówił. Nie byłam w niebezpieczeństwie, choć i tak zamierzałam użyć nauk Lionela. To przecież był mój wybór w jaki sposób wykorzystam wiedzę.

Zwinęłam dłoń w pięść, po czym biorąc zamach wbiłam ją w splot słoneczny stojącego przede mną faceta. Starszy brat zachłysnął się, po czym mało elegancko runął na ziemię. Nastały okrzyki, podczas których zwyczajnie przeszłam przez brata, ponownie ruszając ku ojcu (oczywiście depcząc w trakcie wszystko na co stanęłam). Przy czym ledwo dostrzegalnie potrząsnęłam ręką. Nie miałam pojęcia, że zaboli również i mnie.

- Mówiłam. Nic nie zmieni twoje zachowanie – rzuciłam na odchodnym.

Nie zatrzymywana, chociaż dostrzegając prawie mdlącą matkę, stanęłam przed ojcem. Był on ciut zaszokowany, mimo to pogratulował mi niemo przez poklepanie po ramieniu. Jego zachowanie było tak obrzydliwe, że musiałam się cofnąć przed dłonią ojca, nie mogąc znieść jej ciężaru.

Słodka zemstaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz