Chapter I: Destrukcja cz.1

5 1 0
                                    

Kiedy byli już w gabinecie, obydwaj siadli na fotelach.
- Więc o co konkretnie chodzi? - spytał się MB.
- Bo wiesz mamy przypuszczenia że ten Krwawy Baron chce dopuścić się inwazji na nasz świat - odpowiedział Rejzor.
- Ale że... jak? - zająknął się złoty Saibot - wifiarze są praktycznie na wymarciu, nie ma szans żeby...
- Wygraliśmy tą wojnę bo Shogun odgórnie planował każdą kolejną bitwę - przerwał mu - jednak teraz jak widzisz go tutaj nie ma. Poza tym mają jeszcze kamienie dusz Onagi i Beliala, a raczej wątpię że wifiarze na czele ze Smokiem będą traktować je jako jakieś ozdóbki.
- Smokiem? - ponownie się spytał marszcząc brwi ze zdziwienia - Jakim Smokiem? O czym ty pierdolisz?
- Ehh - westchnął - Tak, Smokiem. Krwawy Baron to nikt inny jak Smok.
- Ale przecież z tych malowideł co byliśmy w tej świątyni Veritowego Mistrza było jasne jak byk strzelił, że Smoki i Twórcy się nienawidzą - skrzyżował ręce.
- Tak, ale zauważ że ta dwójka jest ścigana teraz przez Twórców, więc to że Smoki są uosobieniem Destrukcji nie powinno im to przeszkadzać.
- Chwila - powiedział stanowczo wstając - bo ja czegoś nie rozumiem. Smoki nie tworzą, a niszczą? Dlaczego zatem Veritowy Mistrz, który był Smokiem stworzył ten świat?
- Bo był wyjątkowy - odpowiedział patrząc się na stojącego MB - dzięki Arishemowi dowiedzieliśmy się że Twórcy walczą od zarania dziejów ze Smokami, bo te od zawsze pragnęły wszystko niszczyć. Pewnie Baron zabrał nam naszego Kahna aka Sęseja po to aby ułatwić sobie inwazję na Ebijatyki, przynajmniej tak wszyscy uważają.
- Więc co mam zrobić?
- Udasz się ze mną, Mystake, Gordonem i Mnichem do krainy tych bestii i wtedy...
- Chwilunia - przerwał mu wskazując na niego rękami - mam dwa pytania, które mnie nurtują.
- No.
- Pierwsze. Z Mnichem? Wifiarzem? Królem wifiarzy? I drugie, a raczej podzielone na dwa pomniejsze, bo mnie zżera ciekawość - uśmiechnął się lekko - jak chcesz się udać do zupełnie INNEGO wszechświata i stałeś się taki władczy odkąd Shogun został porwany?
Na to Rejzor się tylko zaśmiał, przez co o mały włos nie spadł ze swojego fotela.
- Ja władczy? - spytał się dalej śmiejąc - a no tak, cały czas mój przyjaciel wydawał rozkazy podczas wojny. Nie MB, co do tej drugiej części twojego drugiego pytania muszę zaprzeczyć. Shogun miał wtedy taką władze, bo najzwyczajniej w świecie była wojna i nie było czasu na żadne sejmy, senaciki i inne demokratyczne decyzje.
Po tym dalej zaczął się śmiać.
- No dobra - spojrzał się na niego nieco ze znużeniem - to dostanę odpowiedź na te pytania, czy mam czekać aż przestaniesz się brechtać?
- A racja - odpowiedział Rejzor, po czym przez chwilę uspokoił śmiech - Mnichu już nie jest wifiarzem i od kiedy Cëre go wyleczył stał się w cholerę wierny BD, wręcz patriotyzmem zaczął przewyższać Beliara. A co do tego, mamy przecież Mysti, która bez problemu z małą pomocą powinna nasze dupy przenieść do świata Barona.
- Aha - rzekł - no to kiedy nas przeniesie?
- Jutro będą pierwsze próby - oznajmił, po czym wstał - weź wszystko co możesz wziąć, być może będzie co zwiedzać i to o czym mówił nasz duży czerwony kolega nie do końca okaże się prawdą.
Wtedy MB zaczął kierować się w stronę wyjścia, lecz nagle Rejzor zatrzymał go i zaczął mówić.
- Zapomniałem, Cëre chce z tobą pogadać. To coś ważnego, jak on to powiedział.
- Aha, ok - odrzekł.
Wtedy też skierował się w stronę pracowni doktora. Sam Bastion został nie do końca odnowiony, wiele sal jak i część korytarza musiała przejść remont. Kiedy przechodził jednym z korytarzy napotkał kilku robotników, którzy kuli w ścianach. Było ich trzech, mieli na sobie żółte metalowe kaski i czerwone ubrania ochronne. Jeden z nich stał na drabinie, która blokowała przejście.
- Może mnie przepuścicie? - spytał zniecierpliwiony Saibot.
- Nie widzisz że jesteśmy zajęci czymś ważnym? - odpowiedział mu pytająco jeden z robotników. Był to ten który stał na drabinie.
Jednak po chwili zszedł z niej i podszedł w stronę MB. Zaczął mu się patrzeć wkurwiony wzrokiem w oczy. MB robił to samo.
- Ej ej ej - nagle powiedział to głos, który dobiegał zza drzwi, znajdujących się na prawo od MB - uważajcie do kogo mówicie debile.
Po tym drzwi się otworzyły i wyszedł z nich blady wojownik odziany do pasa w spodnie. Miał ogromne zęby a na głowie nosił czapkę kucharza.
- To Grande Embione - powiedział z entuzjazmem.
- Beliar! - rzekł głośno - no, to kiedy pijemy?
- Na pewno nie dzisiaj - odpowiedział - jutro masz podobno z Rejzorem, Mnichujem, Judaszem i wkurwiającą babą lecieć do Smoków, aby im napierdolić. Kurwa - rzekł lekko opuszczając wzrok - ja nie wiem, jakim cudem nasz Shogunito poleciał na te wkurwiające babsko. Jeszcze w dodatku mające 5 milionów lat i będące z tej wypyszniałej i myślącej że wszystko jej wolno rasy Twórców.
- A no też fakt - rzekł - ale pamiętaj że najebaliśmy się przecież raz przed bitwą. A co do tej całej Mystake, nie wydaje się aż tak wkurwiająca.
- Przynajmniej nie jest tą typową "wielce wyzwoloną" babą.
- Ja myślałem że ciebie wkurwiają tylko takie - zaśmiał się.
- Nie Embione - odpowiedział - nie, jesteś w błędzie. Ona jest po prostu typowo sukowata. Znaczy była wcześniej wkurwiająca, ale od kiedy zniknął jej bolec, znaczy no wiesz o co mi chodzi, to nagle stała się zimną suką. Jedynie chyba te młodziaki w postaci Mnicha i Rejzora jakoś z nią wytrzymują.
- A no widzisz, a jednak Twórca też ma te skłonności. Dobra ja spierdalam do tego naszego doktorka, może da mi jakieś tabletki na ból głowy dla ciebie.
- O dziękuję Embione - odpowiedział z entuzjazmem - przy okazji spytaj się o melisę w końskiej dawce dla Mystake.
- Końskiej? - spytał się ze zdziwieniem.
- Tak - odpowiedział - nawet podejrzewam że taka dawka z poziomem jej nerwicy nie da rady.
Po tym MB wybuchnął śmiechem i ruszył dalej korytarzem zostawiając Beliara, który dawał opieprz robotnikom.
Kiedy był już na miejscu, stanął przed białymi drzwiamy i zapukał. Usłyszał lekko chrypliwy głos który zabrzmiał słowem "proszę". Po tym wszedł do środka. Tam stał przy mikroskopie zgarbiony wyłysiały staruszek w polowym fartuchu lekarskim. Nagle się odwrócił i się uśmiechnął na widok MB.
- O MB - rzekł podchodząc do Saibota - dobrze ciebie widzieć. Chodź tu ciebie uściskam.
- Nie ma takie...
Wtedy podszedł do niego i na chwilę go przytulił, po czym spowrotem poszedł w stronę mikroskopu.
- A jednak była - rzekł Cëre - zresztą nie mogę się nadziwić kolorem który przybrałeś. Świecisz się jak psu jajca. Powiedz mi - odwrócił się w stronę MB celując w niego metalowym drutem - co takiego umiesz?
- W zasadzie to jedynie co, to wyczarować Smoka, nic wielkiego. Dopiero się uczę korzystać z tego czegoś co zdobyłem po walce z Belialem. Właśnie po coś mnie wzywałeś.
- A tak - odwrócił się w stronę mikroskopu - chodź, zobacz.
Po tym MB podszedł do niego i spojrzał przez okular.
- I co widzisz? - spytał się doktor.
- Czarną breję - odpowiedzi - poza tym to nic.
- Właśnie - oznajmił - breję, pierwszy raz takie coś widzę. Myślałem że to czym został zarażony świętej pamięci syn Gordona to wirus albo bakteria. A to jakaś nieznanego pochodzenia breja.
Wtedy odłożył na stole metalowy drut.
- Myślałem że ty jako doktor od wifi znasz się na wszystkim - spojrzał się w stronę Cëre'a.
- To nie wygląda jak wifi, a nawet jeśli jest, to zabiło to dzieciaka w kilka dni. Podejrzewam że nie było nawet lekarstwa na to, ehh - westchnął - gdybym był jeszcze młody to bym chętnie z wami poszedł do tej krainy Smoków, ale cóż lata mnie dopadły, więc mam prośbę.
- Jaką? - spytał się Saibot krzyżując ręce.
- Jak tam będziesz to na pewno będą miejscowi lekarze. Muszą być - podał mu ampułkę z czarną breją - wtedy się spytaj co to dokładnie jest.
- Chwileczkę - przerwał mu odsuwając się od niego - wtedy tobie pomagałem bo była szansa że zniwelujesz wifiarzy, a teraz?
- Teraz - wskazał na niego ampułką - jest Baron, który zaraził czymś dziecko doprowadzając do zdrady jednego z najlepszych wojowników BD. Jak mam leczyć kogokolwiek jak nie mam pojęcia nawet co to jest?
- Ehhh - westchnął biorąc pojemnik z breją, chowając ją pod płaszczem - niech będzie, moja strata.
- No - ponownie się uśmiechnął - to było na tyle. Dziękuję.
Wtedy MB skierował się w stronę drzwi. Kiedy był już blisko, otworzyły się. Z nich wyszedł odziany w czarną skórzaną kurtkę, na której znajdywały się przewieszone taśmy z amunicją Spawn. Oprócz tego miał na sobie czerwony płaszcz i był cały czarny.
- Hm, witaj MB - powiedział.
- Eee, Mnichu? - spytał się zdziwiony zmienionym wyglądem dawnego wifiarza.
- Tak - odpowiedział - jak widać - spojrzał na swoje ciało - zmieniłem też swój wygląd, jak już skończyłem być wifiarzem.
- Mnichu, co ciebie sprowadza? - spytał się Cëre.
- Po melisę - odpowiedział - dla Beliara - dodał.
- Jasne, chodź - machnął ręką.
Wtedy Spawn ruszył za doktorem.
MB natomiast skierował się w stronę swojego dawnego pokoju w Bastionie.
Kiedy już był na miejscu położył się i poszedł spać.

Ciąg dalszy nastąpi...

MB kontra Wifiarze II: Starcie światów vol.1 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz