rozdział 5

2.6K 90 12
                                    

Leżała w szpitalnym łóżku, a wszystko wokół było nic nie znaczące. Nie mogła spać w nocy. Cały czas myślała o dziecku. Przestała przejmować się swoim stanem zdrowia. Teraz przejmowała się jedynie tym, że jej upragnione dziecko, z mężczyzną, którego kocha - nie żyje. Odeszło. Nie miało szansy zobaczyć świata. Nigdy nie usłyszy, jak mówi "mama" i "tata", nigdy nie namaluje portretu rodziny, nie dostanie jedynki w szkole, nie zakocha się.

Za każdym razem, kiedy siebie o tym przypominała zalewała się łzami. Nie potrafiła tego zrozumieć. Ono niczym nie zawiniło. Nie zrobiło nic. I nigdy nie zrobi.

Gdy drzwi do sali się otworzyły, nawet nie zareagowała. Tępo patrzyła w niezidentyfikowany punkt przed sobą. Nie umiała uspokoić myśli. Nie wzruszyła się, kiedy Gabriel złączył ich usta, a następnie złączył dłonie.

- Kochanie...

Nie odpowiedziała. Była nieobecna.

- Jak się czujesz?

Cisza.

- Musimy porozmawiać.

Wciąż cisza.

- Wiesz, że to nieuniknione? Musimy o tym rozmawiać. Tylko tak przez to przejdziemy. Tylko w ten sposób damy radę. Będzie ciężko. To było nasze dziecko, nasz skarb. Musimy przejść przez to razem. Nie możesz się teraz od wszystkich odwrócić. Nie możesz mnie teraz zostawić samego.

- Gabriel wyjdź. Nie chcę się dzisiaj z nikim widzieć. - dalej na niego nie patrzyła.

- Nie wyjdę. Nie zostawię cię.

- Jutro wychodzę na własne życzenie. - spojrzała na niego.

- Co? Nie możesz. Twój stan jest krytyczny. Nie możesz teraz wyjść.

- Nie chcę tu być. Chcę do domu. - zaczęła płakać. - Nie dam rady dłużej tu siedzieć.

- Chanel...

- Zabierz mnie stąd. Błagam.

Objął jej twarz dłońmi i starł kciukiem kolejne łzy. Oparł swoje czoło o jej i westchnął:

- Musisz mieć opiekę lekarską. Wytrzymaj jeszcze kilka dni. Jeszcze troszeczkę. Żebyśmy byli pewni, że już wszystko wraca do normy.

- Nic nie wróci do normy...straciliśmy je. Ono nie żyje...

Zacisnął powieki i przyciągnął kobietę do swojego torsu. Nie mógł nic powiedzieć, nie był w stanie. Teraz wiedział jedynie, że muszą się wspierać. Chciał dla niej jak najlepiej, a jednocześnie nie potrafił jej odmówić. Nie był w stanie zabronić jej powrotu do domu, zwłaszcza że o niczym innym nie marzył. Delikatnie się odsunął i spojrzał na kobietę. Jej policzki były mokre od łez.

- Skarbie...wiesz, że nie umiem ci odmówić. Jeśli tam poczujesz się lepiej to obiecuję, że pojedziemy do domu. Tylko twój stan musi być stabilny. Porozmawiam z lekarzem.  Obiecuję.

- Mhm. - oparła głowę o jego bark.

Objął jej ciało i mocno przycisnął do siebie. Nie chciał jej puścić za nic na świecie. Pragnął by już czuła się dobrze i mógł zabrać do domu. Wiedział jednak, że będzie to trudne, biorąc pod uwagę stratę dziecka. Sam nie mógł się pozbierać. Myśli nie opuszczały jego głowy. Zacisnął mocno powieki, a następnie ukrył twarz we włosach kobiety. Nigdy nie pogodzi się ze stratą dziecka. Był świadomy, że Chanel również.

To był za mocny cios w samo serce.

Po kilku minutach zorientował się, że Chanel usnęła. Delikatnie ułożył ją na materac, po czym zajął miejsce na krześle obok łóżka. Objął jej dłoń i przycisnął do swoich warg. Składał na niej czułe pocałunki. Wiedział, że teraz są dla siebie najważniejszym wsparciem. Poderwał głowę, kiedy usłyszał trzask drzwi wejściowych do sali.

cleaned up #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz