rozdział 4

2.5K 101 43
                                    

- Dziecku nie udało się przeżyć. Przykro mi. - lekarz spuścił głowę.

Chanel i Gabriel zmarszczyli brwi w niezrozumieniu. Morris mocniej objął dłoń ukochanej. W końcu kobieta odchrząknęła :

- Dziecku? - jej głos wciąż był cichy i słaby.

Lekarz poderwał głowę i uważnie przeskanował jej twarz. Kobieta nie wyglądała jednak, jakby wiedziała o czym mówi. Wręcz przeciwnie. Mimika przedstawiała jedynie zagubienie i dezorientację.

- Nie wiedziała Pani? - pokręciła głową. - Była Pani w siódmym tygodniu ciąży. Niestety w skutek urazów jamy brzusznej nie udało się go uratować. Przykro mi. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy.

- Siódmym tygodniu? - spojrzała na Gabriela. - Nasze dziecko...

Przylgnęła do jego torsu i zamknęła oczy. Wiedziała, że dzielą ją sekundy od rozpłakania się. Schowała głowę w zagłębieniu jego szyi, a jej oddech był płytki i urwany.
Pierwsze łzy zaczęły ciec po jej policzkach. Kiedy Morris próbował je zetrzeć, gwałtownie się odsunęła.

- Wyjdźcie. Chcę zostać sama.

- Pani Black, musimy wykonać jeszcze kilka badań...

- Wyjdźcie. Błagam. - spojrzała na ukochanego. - Proszę. Gabriel wyjdźcie.

Wyplątał się z uścisku i powoli wstał z krzesła. Razem z lekarzem opuścili salę.

- Nasze dziecko... - wyszeptała kobieta. Opadła na poduszkę i zaniosła się płaczem. Płaczem, przez który brakowało jej tchu.

***

Siedział na korytarzu od dobrych kilku godzin. Lekarz znów zajął się badaniami, natomiast Gabriel myślał o rozwoju sytuacji.

Nie wiedział, czy to dziecko było jego. Nie wiedział, że Chanel w ogóle była w ciąży. Jednak patrząc na jej reakcję, sama nie widziała. Opadł na krzesło i głęboko odetchnął.

Nie żyje. Dziecko, które chciał z nią mieć, które chciał wychować i rozpieszczać, któremu chciał oddać całe swoje życie - nie żyje. I to wszystko przez tego sukinsyna.

Ukrył twarz w dłoniach i odpłynął w swoich myślach. Próbował przeanalizować czyje było to dziecko. Myślał o tym jak wiele chciał mu dać. Nie był gotowy na tak wielki obowiązek, ale jeśli Chanel była w ciąży zrobiłby wszystko, żeby mieli dobre, spokojne i bezpieczne życie. Poczuł piekący ból w skroniach, kiedy przypomniał sobie o jego śmierci.

- Co się stało? - usłyszał głos siostry.

Powoli odsłonił twarz i ze łzami w oczach spojrzał na kobietę. Wpatrywała się w niego przez chwilę, a kiedy dostrzegła jego stan z automatu przylgnęła do jego torsu. Objął jej drobne ciało, a po chwili zaczął płakać. Płakał niczym małe bezbronne dziecko. Coraline objęła jego twarz dłońmi i starła łzy.

- Gabriel co się stało?

- Nie...nie żyje. - opadł na jej ramię.

- Chanel nie żyje?! - znów zmusiła go do patrzenia na nią.

- Dziecko...nasze dziecko.

- Jezus...- przylgnęła do niego i z całej siły przycisnęła do siebie.

Od zawsze widziała, że marzył o rodzinie. Marzył, żeby mieć żonę i dzieci. Była pewna, że byłby wspaniałym ojcem i mężem. Poczuła łzy pod powiekami. Dlaczego on zawsze miał pod górkę w tych kwestiach?

Najgorsza jest bezradność.Nie mogła nic zrobić. Nic nie wróci życia dziecku. Nic nie sprawi, że będzie lepiej. Nie teraz.

Nagle drzwi do sali otworzyły się, a na korytarzu pojawił się lekarz prowadzący.

cleaned up #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz