rozdział 6

2.6K 90 55
                                    

Przepuścił kobietę w drzwiach, a następnie zamknął drzwi. Odłożył torbę na kanapie w salonie. Powoli skierował się do sypialni, gdzie zastał ukochaną. Podszedł do łóżka i klęknął tuż przed nią. Ułożył dłonie na jej udach, przy tym wzdychając.

- Jutro przyjedzie do ciebie lekarz i psycholog.

- Nie chcę psychologa. Ona nie pomaga. Cały czas każe mi myśleć pozytywnie, jak się kurwa nie da. - spojrzała na niego.

- Musisz być pod jej opieką. Tylko tak dojdziesz do normalnego funkcjonowania. Skarbie proszę. To dla twojego dobra.

- Ono nie żyje i żaden psycholog tego nie zmieni.

- Ale pomoże tobie dojść do siebie. Musisz to zrozumieć. Nie każdy chce Ci zrobić krzywdę.

- Czemu cię to nie ruszyło?

Zmarszczył brwi w niezrozumieniu.

- Czemu nie ruszyło cię to, że Twoje dziecko nie żyje? Czemu cię to nie obchodzi?

Objął jej twarz dłońmi.

- Obchodzi. Skarbie jesteśmy w tym razem. To było nasze dziecko i nie umiem się po tym pozbierać. Ale muszę. Muszę, bo mam ciebie. Nie mogę dopuścić by stracić też ciebie. Boli kurewsko mocno, ponieważ chcę żebyś była matką moich dzieci. O niczym innym nie marzę, ale bardziej nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Musimy przez to przejść. Nie mamy wyboru...

- Ale dlaczego udajesz, że nic się nie stało? Ja nie chcę, żebyś udawał, chce żebyś był prawdziwy.

- Jestem. - przycisnął ją do swojego torsu i pozwolił łzom wypłynąć. - Jestem prawdziwy kochanie. Najprawdziwszy. Dla ciebie.

Schowała głowę w zagłębieniu jego szyi i po chwili poczuł, że ona również płakała. Opadła na jego tors całym ciężarem ciała. Przycisnął ją mocniej do siebie, jak gdyby bał się, że zniknie.

- Kiedy będzie lepiej? - usłyszał głos kobiety i złożył pocałunek na jej skroni.

- Jeszcze trochę. Jeszcze tylko trochę. - westchnął, chociaż sam nie za bardzo w to wierzył.

- Nie będziesz miał nic przeciwko, jesli Violet albo Laura będą mnie odwiedzać? - spojrzała na niego.

- Oczywiście, że nie. Zaakceptuję wszystko, co sprawi, że będziesz się lepiej czuć.

- Chciałabym żeby rodzice też przyjeżdżali...

- Rodzice? Twoja matka też?

- Gabriel...

- Nie pamiętasz jaka ona jest? Odpada. Nie chcę jej w tym domu. Ona ci nie pomoże, a jedynie wytknie, że to dlatego, że go zostawiłaś.

Wyswobodziła się z objęć i spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- To nie przez to...to przez ciebie. Mówiłam Ci, żeby tego nie zgłaszać. Prosiłam, namawiałam. Ale moje zdanie się nie liczyło. Musiałeś pokazać, że jesteś lepszy. Trzeba było pokazać, że to Ty wygrywasz. To ty do tego doprowadziłeś! To twoja cholerna wina! Zabiłeś nasze dziecko, bo chciałeś udowodnić swoją wyższość.

Wiedziała, że będzie żałować tych słów do końca życia. Gabriel odsunął się nieznacznie i spojrzał na kobietę w niezrozumieniu. Powoli wstał i skierował się do drzwi. Stanął w progu i odchrząknął :

- Wiem. I będę żałować do końca życia, że kiedykolwiek chciałem dbać o Twoje bezpieczeństwo.

Następnie opuścił sypialnie trzaskając drzwiami. Kobieta podskoczyła w miejscu przez nagły huk, a następnie zalała się łzami. Nigdy nie wybaczy sobie słów, które padły...

cleaned up #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz