rozdział 20

1.8K 83 53
                                    

- Nie żyje...Sara nie żyje.

Chanel przełknęła nerwowo ślinę i powoli skierowała wzrok na stojącego obok niej Jase'a. Nie wiedziała czy Gabriel mówił prawdę, jednak jego stan popierał wypowiedziane przez niego słowa. Nim ktokolwiek zdarzył coś powiedzieć, kobieta opuściła sypialnie i z zawrotną prędkością chwyciła telefon. Wybrała odpowiedni numer i oparła się o ścianę w salonie, by po chwili osunać się na jej powierzchni.

- Cześć...

- Coraline?

-...tu Coraline. Nie mogę teraz rozmawiać, zadzwoń potem albo nagraj się. Buziaki!

- Kurwa. - syknęła Chanel i ukryła twarz w dłoniach.

- Jest pijany, nie wie co mówi. - nagle obok niej pojawił się Jase.

- Coraline nie odbiera. On jest pijany. To oczywiste, że Sara nie żyje.

Miała wyrzuty sumienia, że strata matki Gabriela bardzo nią nie wstrząsnęła. Nie znały się długo, nie była biologiczną matką Gabriela, a mimo wszystko czuła się źle z faktem, że nie poruszyła nią ta strata. Oparła głowę o ramię Jase'a i pozwoliła sobie na kilka głębszych wdechów.

- Może tego nie pokazywał i zawsze zaprzeczał, ale mimo wszystko ją uwielbiał...- zaczął mężczyzna. - Bardzo ją kochał. Oddał by dla niej bardzo dużo. Kiedy Layla zmarła, całkowicie oddał się opiece nad matką. Rzadko do niej jeździł, bo nie umiał patrzeć na jej cierpienie. Zanim pojawiłaś się ty, była najważniejszą kobietą w jego życiu. Nie zostawiaj go teraz samego Chanel. Potrzebuje cię teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

- Nigdy go nie zostawię.

Jase uśmiechnął się słabo. Pozwolił by kobieta wtuliła się w jego tors. Musieli być teraz ogromnym wsparciem dla Gabriela. Chcieli by jak najlepiej sobie z tym poradził.

Ale czy da się pogodzić ze śmiercią osoby, która nie powinna była odchodzić?

                                  ***

Wtuliła się w tors mężczyzny, a ten mocniej docisnął ją do siebie. Powoli uchyliła powieki i posłała Gabrielowi uroczy uśmiech. Kiedy ułożyła dłoń na jego policzkach, cofnął się nieznacznie.

- Gabriel...

- Nie mam siły. - przerwał jej, a następnie odsunął od siebie ukochaną i opuścił sypialnie trzaskając drzwiami.

Chanel podskoczyła w miejscu przez głośny huk, po czym opadła na materac, a z jej ust wydostało się ciche westchnięcie. Chciała być dla niego wsparciem, ale kiedy ją dystansował było to niewykonalne. Powoli podniosła się z łóżka i ruszyła śladem mężczyzny. Zastała go na balkonie. Zmarszczyła brwi, kiedy dostrzegła tlącego się między palcami Gabriela papierosa.

- Przecież nie palisz. - zaczęła i objęła go od tyłu. - Skarbie, wiem że jestem ciężko, ale jestem tu. Chcę Ci pomóc.

- A co jeśli nie chcę twojej pomocy? - odwrócił się do niej przodem, przez co przestała go obejmować.

- Gabriel...

- Gabriel to, Gabriel tamto, daj mi, kurwa,  spokój.

Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Nie kryła, że jego słowa, jak również postawa, wywołały u niej zdziwienie.

- To nie ja ją zabiłam, nie masz pierdolonego prawa wyżywać się na mnie.

- Nie wypowiadaj się na tematy, o których nie masz pojęcia.

- Nie jestem twoim wrogiem. Jestem...

- Nikim. - spojrzał jej w oczy. - Wszyscy są dla mnie nikim. Nie próbuj sobie wmówić, że cokolwiek znaczysz, bo wiesz co? Wszyscy skończymy w piekle. Każdy z nas. Więc przestań zachowywać się, jak pieprzona księżniczka i zrozum, że nic nie znaczysz dla tego świata. Umrzesz prędzej czy później i nikt nie będzie o tobie pamiętał.

cleaned up #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz