rozdział jedenasty

843 60 3
                                    

LIV

Minęły cztery - niemożliwie długie - dni, po których mogłam w końcu stanąć na nogi. I choć  wciąż kuśtykałam, mogłam zejść na parter i zaparzyć sobie kawy. Nie chciałam o to prosić swojego sąsiada, bo wystarczająco źle czułam się z tym, że przynosił mi trzy posiłki dziennie.

Za każdym razem nie mogłam darować sobie jakiejś kąśliwej uwagi, a on nie pozostawał mi dłużny. Nie pamiętałam już, w którym momencie tak bardzo się znienawidziliśmy, ale wyglądało na to, że nie potrafiliśmy inaczej.

Tym bardziej fakt, że przychodził tu każdego dnia, z ugotowanym przez siebie jedzeniem, sprawiał, że czułam się nieswojo. A minę miał przy tym, jakby to robił za karę.

Czułam, jakbym była mu coś winna. A on był ostatnim człowiekiem na tej ziemi, u którego chciałabym mieć dług. No... może przedostatnim, bo stawał na podium zaraz za Sam'em.

Nalewałam właśnie wrzątku do kubka z rozpuszczalną kawą, gdy wszedł bez pukania, z telefonem przy uchu. Słuchając kogoś uważnie, spojrzał na mnie i przystanął na chwilę zdziwiony. Nie chcąc mu przerywać w rozmowie, wskazałam na kubek z kawą i rzuciłam mu pytające spojrzenie, na co po dłuższej chwili skinął głową i położył talerz na stole w jadalni.

- Tak jak mówiłem, sprawdziłem wszystko kilkukrotnie. Nie mam pojęcia, gdzie jest błąd. Siedzę nad tym od 2 tygodni i jedyne, czego się dopatrzyłem, to brak jednej faktury z początku miesiąca. Już poprosiłem o duplikat i na dniach doślą mi pocztą. Nic poza tym.

Słuchał teraz rozmówcy i nerwowo przygryzał kciuka, marszcząc przy tym brwi. Kolano drgało mu mocno i nawet przez chwilę pomyślałam, że zamiast kawy powinnam zaparzyć mu melisy. Szybko oprzytomniałam jednak, że nie należy okazywać mu większej troski, niż to konieczne.

Bez słowa postawiłam przed nim kubek, a on uśmiechnął się lekko z wdzięcznością, co zbiło mnie z tropu. On też zdawał się na tym złapać, bo odchrząknął i rzucił oschle: „dzięki".

- Nie, to nie do ciebie - bąknął do słuchawki. - Dobra, słuchaj... znajdę kogoś, żeby na to spojrzał jeszcze fachowym okiem, ok?

Usiadłam z kubkiem kawy naprzeciw niego i cierpliwie czekałam na koniec rozmowy, co potrwało jeszcze zaledwie kilka sekund. Nie miałam wątpliwości co do tego, że rozmawiał z mężczyzną. Krótko, zwięźle i na temat.

- Co się dzieje? - zapytałam, gdy z ciężkim westchnieniem odłożył telefon na stół i upił łyk swojej kawy.

- Z mojego konta zniknęła dość spora suma i nie mogę się połapać, jakim cudem stało się to bez mojego udziału - odpowiedział bez wahania, czego się nie spodziewałam.

- Dużo?

- Kilkadziesiąt kafli.

- Pieprzysz... - Pokręcił głową w odpowiedzi, a jego kolano znów zaczęło drgać, wprawiając cały stół w ruch. - Wypłata czy przelew?

- Przelew.

- A co na to bank?

- Nie mogą podać prawdziwych danych właściciela rachunku bez nakazu sądu, a policja umywa ręce, twierdząc, że pewnie się upiłem i sam zrobiłem przelew, a teraz szukam winnych...

- Czyli w każdym stanie działają tak samo - wymamrotałam, a on spojrzał na mnie lekko zdziwiony. - Księgowość nie może tego sprawdzić? Może to oni się pomylili albo zrobili to z premedytacją...?

- Sam się tym zajmuję. Jak wszystkim, co związane z warsztatem. Plus, gdy mamy dużo zleceń, wkładam robocze ubranie i zasuwam z chłopakami.

- Tak to jest, kiedy pracujesz u siebie - powiedziałam ze współczuciem, a on przytaknął z westchnięciem.

Nienawiść od pierwszego wejrzenia ✨W TRAKCIE KOREKTY✨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz